Capitolo quattordici

200 22 46
                                    

[Jung Woo Young: Seul, Korea, Teraz]

Wziąłem dwie te same paczki zupy, niosąc je do kasy. Kobieta była dokładnie tą samą, zmęczoną życiem kasjerką o sproszonej już odwieczną siwizną czuprynie odstających na wszelkie strony loków, która zaledwie westchnęła cenę wyświetloną na niewielkim ekranie kasy. Współczułem jej. Każdego dnia i o każdej porze, kiedy przybywałem do sklepu, siedziała zupełnie sama za tą ladą sklepową. Zastanawiałem się, czy ma kogoś, kto się o nią troszczy, kto ją pociesza w gorsze dni, ponieważ wydawała się taka... samotna. Niedane mi było też nigdy zauważyć pierścienia na jej palcu, wskazującego, iż ma swego kochanka, bądź męża.

Nie odezwałem się jednak, choć moje serce płakało na ten widok. Zamiast tego sięgnąłem do torby, poszukując swojego portfela, nim panika rozpromieniła na moim ciele. Moje dłonie stały się desperackie i porywcze w rozpaczliwej potrzebie odnalezienia zaginionych dokumentów z jedynymi pieniędzmi, jakie zostały mi na życie.

Nie. To nie mogło być.

Dostrzegałem, iż kasjerka zaczyna się irytować wydłużaniem płatności, jednak nie potrafiłem skupić się na jej niezadowolonym i nieco oburzonym grymasie, kiedy mój umysł przejęty był przerażeniem. Bo co jeśli...

Nagle lekkie, przyjemne piknięcie zwróciło moją uwagę, sprawiając, iż lekko podniosłem wzrok znad swojej torby, dostrzegając szykowny telefon najnowszej generacji przyłożony do terminala, kiedy jego ekran wyświetlał białe tło z zielonym znakiem zatwierdzenia płatności. Zmarszczyłem brwi, spoglądając na nowego dyrektora, który bez wzruszenia zabrał swą dłoń, chowając urządzenie do przedniej kieszeni swoich markowych spodni, nim jego ciemne oczy spojrzały w moim kierunku.

-Mam twój portfel - Powiedział nagle, sprawiając, że zmarszczyłem brwi zdezorientowany, zaciskając usta w wyczekiwaniu - Zgubiłeś go wczoraj na lotnisku, kiedy na mnie wpadłeś.

Nagle do mnie dotarło. Był to bowiem ten sam przystojny mężczyzna, który nie odezwał się w chwili, gdy uderzyłem niezdarnie o jego ciało, rozbijając mój jedyny aparat potrzeby do pracy. Upadłem wtedy, rozsypując tak wiele rzeczy, że... prawdopodobnie mogłem pominąć portfel zbyt goniony przez czas, aby drugi raz spojrzeć na pozostałości wypadku. Mogłem jednak przysiąc, iż wtedy był blondynem o niechlujnych włosach, które w niezadbany sposób spływały po jego twarzy.

-O boże faktycznie! - Przyłożyłem dłoń do ust, kiedy nagle do mnie dotarło, jak słabą pamięć do twarzy miałem. Drugi jednak zachichotał, sięgając w tył do swojej kieszeni, kiedy powoli wyciągnął w moim kierunku skórzany materiał zniszczony od biegu ostatnich lat, który nie rozpychał się od pieniędzy - Dziękuję - Przyznałem, kłaniając się lekko w podkreśleniu swych szczerych słów.

-Wybacz, że nie dałem ci go wcześniej. Zupełnie o tym zapomniałem - Powiedział, sięgając po oba opakowania Ramenu, aby ruszyć przed siebie powolnym krokiem, jakby wyczekiwał, bym poprowadził go w odpowiednim kierunku. I tak też się stało, kiedy zacząłem iść do dystrybutorów po przeciwległej stronie sklepu, aby przygotować jedzenie.

-To nic. Naprawdę dziękuję, że Pan go znalazł. Nie wiem, co bym był bez niego zrobił - Przyznałem, starając się zatrzymać swój niekontrolowany potok słów, nim ten ponownie wespnie się na wyżyny moich nieskończonych możliwości, odstraszając mężczyznę, który zapewne zbawił mnie od śmierci głodowej w tym miesiącu.

-Byłem ci to winien. Wybacz, że nie uszanowałem waszej tradycji tego dnia. Nie sądziłem, że ukłony są takie ważne - Powiedział, powoli podając mi oba opakowania, gdy minęliśmy trzy rzędy nieco niechlujnych regałów, podchodząc do niewielkiego blatu z maszynami do ciepłej wody oraz wszelkimi przyborami typu pałeczki, oraz łyżki.

-Oh... To by wiele wyjaśniało. A martwiłem się, że może za bardzo Pana uraziłem - Wyznałem szczerze, otwierając wieka wpierw jednego, a później drugiego plastiku. Nie pytałem go nawet, czy potrafi przyrządzić posiłek, robiąc to za niego, gdy zalałem białe pudełeczko z makaronem.

-Nie, po prostu wciąż nie zapoznałem się z waszą kulturą. I proszę, mów mi San - Spojrzałem na niego zdezorientowany, nim przytłoczył mnie delikatny, niemal czuły wyraz jego brunatnych oczu. Wydawały się tak szczere i miłe, że było to aż nietypowe. Skoncentrowałem się znów na posiłku, zgrabnie rozrywając srebrne opakowania, aby nic nie rozsypało się po wyjątkowo czystym stoliku, dosypując przyprawy do środka i lekko mieszając, zanim ponownie zakleiłem wieko. Wszystko, aby odwrócić uwagę od tego, jak dziwnie czułem się w obecności mężczyzny za mną.

-Oczywiście, postaram się i proszę się nie obawiać, myślę, że nie będzie mieć Pan... - Wpadka - Nie będziesz mieć - Poprawiłem się zgabnie - wielu problemów. Pomimo wszystko nasza kultura jest dość prosta. Trzeba respektować wiek starszych oraz kilka innych powinności, jednak to kwestia dni... - Nagle zlustrowałem się w błędzie, podając mu danie z ciepłem szczypiącym moje policzka - Przepraszam, jeśli za dużo mówię - Pochyliłem się lekko, kiedy wziął ode mnie opakowanie, oczekując dość spokojnie, abym i ja mógł przygotować swoje własne.

-W porządku, mów dalej. Lubię cię słuchać - Wyznał nagle, sprawiając, iż róż coraz to intensywniej trawił moje policzka. I modliłem się, aby nie zauważył, jednak to zostało zignorowane, w chwili, kiedy uśmiechnął się ciepło, szczędząc mi komentarza. Nienawidziłem faktu, jak szybko czerwienie wstydu potrafiły barwić moją twarz... zdrajcy - Mógłbyś mi więcej o tym opowiedzieć? - Spytał uprzejmie - Chyba, że masz do mnie jakieś pytania?

-Oh... - Jęknąłem, znów koncentrując się na swojej zupce, aby robić cokolwiek co zajmie moje dłonie i odwróci uwagę od mężczyzny - Oczywiście mogę P... Ci, powiedzieć kilka rzeczy, jednak większość wyciągniesz z życia. Na przykład, fakt, że młodsza osoba musi poczekać, aż starsza zacznie posiłek, lub wypije to, co jest polane. Młodsza osoba jest odpowiedzialna również za rozlanie napoju, chyba że starszy zadecyduje inaczej... - Produkowałem się nieco głupio, będąc zaskoczony, z jakim spokojem oraz uwagą mnie słuchał... To tak, jakbym opowiadał mu coś niezwykle interesującego - I w zasadzie mam jedno pytanie.

-Tak? - Jego niski głos rozbrzmiał niemal natychmiast, sprawiając, iż rozsypałem niewielką ilość swojej saszetki po drżących palcach, jednak ku memu szczęściu nie wydawał się tego zauważyć.

-Jeśli nie jest to zbyt oczywiste, skąd przyjechałeś? - Spytałem, czując, jak moja twarz czerwienieje. Co ja robiłem... To nie był mój interes...

-Oczywiście. Do tej pory mieszkałem we Włoszech.

-Gdzie?!

Il mio demone // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz