[Jung Woo Young: Seul, Korea, Teraz]
-Gdzie?! - Krzyknąłem nagle, spoglądając na niego z zaskoczeniem, kiedy uśmiech przejął jego usta.
-Wychowałem się tam, gdy adoptowała mnie włoska rodzina. W Korei podobno byłem zaledwie rok, bądź dwa po moich narodzinach, jednak niewiele wiem o swej prawdziwej matce, ani ojcu - Byłem zaskoczony jego nagłą otwartością, jednak jego spojrzenie wydawało się boleśnie szczere, wprawiając mnie w jeszcze większe osłupienie.
-A ty? - Spytał delikatnie, nie wydając się zupełnie skrępowany rozmową z jakimś idiotycznym pracownikiem... czytaj mną. Zachowywał się wręcz, jakby znał mnie od lat. Wskazałem mu dłonią stolik biegnący nieco pod linią okien, oblanych w niewyraźnych smugach, które ukazywały widok po drugiej stronie ulicy.
-J-Ja - Zająknąłem się głupio, nienawidząc faktu, jak łatwo dawałem się wytrącić z równowagi, zupełnie gubiąc we zakłopotaniu i wstydzie.
-Wybacz, nie musisz mówić... to... - Wydawał się lekko spanikowany, delikatnie potrząsając skronią, aż pojedyncze, cienkie pasmo blond włosów opadło drobno na jego twarz, zahaczając o brew. Dopiero teraz dostrzegłem podłużna, białą i wypukłą bliznę, która przecinała lewą stronę, zaczynając się cal nad zwieńczeniem czarnych, niewielkich włosów łuku i kończąc o milimetr nad powieką, świadcząc, jak niewiele brakowało do potwornej tragedii. Druga brew była zruszona dwoma, niemal równymi rozcięciami, jednak żadne nie było aż tak długie, jak ich poprzedniczka.
-Nie. W porządku. Ja w sumie urodziłem się tu i żyję tu od dziecka. Znaczy... przeprowadziłem się z innej dzielnicy Korei, ale to w sumie tyle... - Boże, chłopie on zmienił kraj... kontynent! Nie mów o głupiej dzielnicy!
-Mieszkasz już sam? - Zapytał wyraźnie zainteresowany, a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć... - Wybacz ciekawość, nie musisz odpowiadać - Zapewnił, kładąc swoją zupę na podwyższeniu stolika tuż przy oknie, nim odsunął krzesło obok, spoglądając na mnie z wyczekiwaniem. Moja twarz oblała się w czystej czerwieni, jednak skinąłem głową w podziękowaniu, siadając na podarowanym mi miejscu. Chyba po raz pierwszy w życiu spotkało mnie tyle ludzkiej dobroci jednego dnia - Lubię poznawać historię różnych osób. Wiesz, tyle istnień, tak wiele możliwości na spędzenie życia...
-Moje nie jest wartym uwagi - Wyplułem słowa znacznie szybciej, niż zdołałem przemyśleć, jak potwornie musiały one brzmieć. Zaobserwowałem, jak zawahał się lekko, zanim usiadł na miejscu obok mnie, umieszczając łokcie na białym blacie, gdy splótł ze sobą swoje palce.
-Dlaczego tak uważasz? - Spytał nagle, jednak ja pośpiesznie zacząłem poszukiwać czegoś, co mogło uratować mnie przed presją sytuacji. Był obcym, kiedy ja nawet Yeosangowi, który był ze mną całe moje trudne i upadające życie, nie powiedziałem ani słowa o problemach, z jakimi musiałem walczyć i stawiać czoła każdego, kolejnego dnia, modląc się, aby chwila, kiedy zamykałem wyczerpane powieki, zapadając w czujny, niespokojny sen, była ostatnią w mojej marnej egzystencji.
Wciąż zresztą tak było, ponieważ pragnienie śmierci jest prostsze, niżeli marzenia spokojnego życia.
-Pałeczki! - Zawołałem, niemal uderzając się w czoło, kiedy odskoczyłem do swojego miejsca, ruszając wprost do stoiska z powrotem, aby wziąć dwa, bambusowe patyczki oraz łyżkę dla Sana. Nie oczekiwałem, że po tym wszystkim, co mi powiedział, będzie umiał jeść pałeczkami i widocznie nie myliłem się, gdy z cichym podziękowaniem odebrał ode mnie owalny metal. Odczekałem chwilę, kiedy zanurzył łyżkę, chwilę mocując się z niewygodnym makaronem, aż brutalnie nie nabrał go, kosztując jego smaków - I tak? - Zgrabnie uciekałem od poprzedniego tematu, wyczekując opinii o czymś, co mogłem nazwać niemal japońskim dobrem narodowym.
-Całkiem smaczne. Nie jadłem jeszcze nic takiego - Powiedział, lekko chrząkając, kiedy zapewne pikanteria dopadła jego kubki smakowe, jednak nie obeszło go to mocniej. Może we Włoszech jadali ostre potrawy?
-Lepiej smakuje prawdziwy, robiony w domu - Wyznałem, również nabierając część swojego dania, czując, jak żołądek zaciska się na myśl o zakosztowaniu czegoś innego, niżeli on sam. Przełknąłem trochę makaronu, popijając wodnistą cieczą z przyprawami - Czy mogę ci oddać pieniądze jutro za to? - Spytałem, spoglądając na niego z lekkim uśmiechem, kiedy zajadał się w potrawie wyraźnie zadowolony. Cóż, myślałem, że będzie mieć bardziej wysublimowane gusta.
-A co powiesz na to, że kiedyś przygotujesz mi coś takiego w zamian? - Spytał, unosząc brew z podwójnym rozcięciem, gdy powoli chusteczką otarł swoje brudne od przypraw usta. Przełknąłem, dostrzegając, jak jego gładkie usta uginają się pod naciskiem... Opanuj się, co z tobą jest nie tak?!
-Chyba w porządku. Postaram się zrobić to jak najszybciej - Przyznałem, choć świadomie wiedziałem, że nie kupię już nic z warzyw czy owoców do wypłacenia pieniędzy za pracę w firmie. Ku mojemu szczęściu składniki ramenu wcale nie były takie drogie.
-Nie spiesz się. Poczekam tak długo, jak będzie trzeba - Uśmiechnął się lekko, pozwalając nam rozkoszować się przyjemną ciszą...
A przynajmniej tak było, aż nie dostrzegłem czarnego samochodu o niskim zawieszeniu, który z wolna zatrzymał się tuż przy krawężniku po drugiej stronie ulicy. Zmarszczyłem brwi, czujnie obserwując, jak przyciemniana, niemal węglowa szyba pilota powoli opuszcza się w dół, odsłaniając twarz, na której widok czułem dreszcz biegnący po mych plecach.
-Przepraszam. Muszę już iść - Wypaliłem szybko, pospiesznie chwytając swoje rzeczy. Nie miałem zbyt wiele czasu, zanim stanie się niecierpliwy i wolałbym, aby San nie był świadkiem tego, co oni zamierzali zrobić...
CZYTASZ
Il mio demone // WooSan
Fanfic"Jeśli anioł stróż istnieje, to ja otrzymałem demona" Zastrzel - Dobrze. Utop - Dobrze. Uduś - Dobrze. Każde posłuszeństwo, nawet to najbardziej oddane ma swe granice. Niewielka prowincja i cel, który sprawił, iż coś w nieczułym sercu pękło, a San...