Capitolo quarantacinque

168 18 15
                                    

[Choi San: Seul, Korea, Kilka minut później]

Powoli przemyłem dłonie w zlewie, zafascynowany, jak szkarłat rozpuszczał się w jej nadmiarze, nim parsknąłem lekkim chichotem. Ten chłopak był... niesamowity. W jednej chwili powstrzymał mnie od mordu, w drugiej sprawił, że płakałem. On... bawił się moimi uczuciami, które nawet nie wiedziałem, że naprawdę posiadam.

Spojrzałem na siebie w lustrze, lekko poprawiając zmierzwione włosy mokrymi rękoma, nim postanowiłem wyjść z łazienki. Zatrzymaliśmy się przy jednej z niewielkich, kameralnych restauracji nieopodal lotniska, gdzie za kilka minut miał dołączyć Yunho, żeby zabrać dzieciaka przed naszym wylotem, choć moje serce wciąż dudniło w niepokoju. Wiedziałem, że źle robię, zabierając ze sobą Wooyounga, ale... ale podświadomie wiedziałem, że opór na nic się zda. Wooyoung i tak zrobi absolutnie wszystko, żeby mnie przekonać...

Umyłem dłonie na wszelki wypadek jeszcze raz, zanim powoli ruszyłem do wyjścia za otwarte drzwi. Moje spojrzenie biegało pospiesznie po kilku ciałach w poszukiwaniu ewentualnego zagrożenia, jednak nie dostrzegałem nikogo, kto rzeczywiście mógłby nim być.

Byliśmy chwilowo bezpieczni, jednak broń przyjemnie ciążyła przy mym boku w świadomym zabezpieczeniu. Ruszyłem więc do stolika najdalej od jakichkolwiek drzwi w osłoniętym rogu, powoli przyglądając się Wooyoungowi. Chłopiec uśmiechał się ciepło i przyjemnie, robiąc słodkie miny do swojego małego braciszka... wyglądali dość podobnie, choć starszy nabierał przystojnych, seksownych cech... zapewne nieświadomie.

Mniejszy był rozbawiony, pomimo opuchlizny na swojej twarzy, pozwalając karmić się przez starszego brata kawałkami ryżu i kurczaka. Mógłbym do tego przywyknąć. Do takiego spokoju. Może. Ciekawe, jak to było żyć bez bólu, czy śmierci, która otaczała cię na każdym kroku. Czy to w ogóle było możliwe? Miałem taką nadzieję. Chciałem widzieć Wooyounga w takim stanie, każdego dnia. Szczęśliwy, wypoczęty, rozbawiony, bez strachu w swych brunatnych kulach.

Nagle starszy Jung uniósł spojrzenie, marszcząc swoje migdałowe oczy w lekkim chichocie ze słów swojego brata. Wydawał się taki rozluźniony... Spojrzał na mnie, wbijając we mnie swoje czułe spojrzenie, wyraźnie zadowolony z czegoś. Uśmiechał się, kiwając głową, abym podszedł.

I tak też zrobiłem.

-Smakuje? - Spytałem nieco może zbyt cicho, jednak Wooyoung skinął głową. Wydawał się taki wdzięczny, choć ja nie zrobiłem zbyt wiele. Usiadłem po drugiej stronie stołu, na drewnianej, lekko niewygodnej ławce, wpatrując się w obu chłopców i śledząc wzrokiem sytuację za nimi na sali, aby nikt nie zaskoczył nas nagłym, niespodziewanym atakiem.

-Ale Pan śmiesznie mówi - Zamarłem nagle na komentarz jego brata, spoglądając na chłopca wraz ze starszym Jungiem.

-Hej! Uważaj na swoje słowa, Kyungminie - Warknął Wooyoung, nie był to jednak groźny głos... nie, było to coś pomiędzy. Trochę zabawne w mojej opinii - Sannie bardzo się stara, żeby ci było dobrze.

-Przepraszam - Dzieciak zwiesił skroń, wpatrując się ze smutkiem w talerz przed sobą, wydając się pozbawiony apetytu, choć ja wiedziałem, że tak nie było. Jego ciało było przeraźliwe chude, a on zapewne głodował przez kilka ostatnich dni, sprawiając, iż zastanawiałem się, czy nie dokupić mu więcej. Obaj potrzebowali dużo jedzenia, żeby nadrobić odpowiednią ilość kalorii.

-W porządku - Uśmiechnąłem się czule, sięgając przez stół, aby musnąć jego policzek. Był równie miękki co Wooyounga, jednak bardziej... nie wiem, jak to określić, dziecięcy? Cóż, nie było to wielkie odkrycie, ponieważ był dzieckiem - Jedz dalej i powiedz, jeśli potrzebujesz czegoś więcej - Poprosiłem, mając nadzieję, że jeszcze jakoś im się przydam.

-Kyungmin, posłuchaj, jak mówiłem, musimy z Sanem gdzieś wyjechać na chwilę, więc zostaniesz z dwoma jego przyjaciółmi, dobrze? - Spytał Wooyoung, starając się zachęcić malucha do jedzenia, poprzez uniesienie jego pałeczek. Przezabawne, że dzieciak radził sobie o wiele lepiej, niżeli ja.

-Dobrze, Hyung - Uśmiechnął się malutki, nawet prawdopodobnie nie myśląc o sprzeciwie - Tylko... 

-Tak? - Głos Wooyounga wciąż był delikatny i uroczy, kiedy przemawiał powoli.

-Nie każ mi wracać do taty... Obiecuję, że będę grzeczny i będę robić wszystkie obowiązki, ale... Hyung... proszę - Dostrzegłem łzy w młodych, drżących oczkach dziecka, który wydawał się trząść, jak liść pomiatany przez wiatr.

-Oczywiście, malutki. Nie wrócisz już tam. Nigdy. Prawda Sannie? - Zamarłem na wydźwięk swojego imienia, szybko kiwając głową, kiedy szczere dziecięce oczy... tak bliskie tych, które uśmierciłem... spojrzały na mnie z tak ogromnym, choć naiwnym zaufaniem - San nas uratował.

Moje serce dudniło głośno. Nie ja ich uratowałem. Nie... ja?

-San to bohater, chociaż jeszcze o tym nie wie - Wzdrygnąłem się na dotyk na moim ramieniu, spoglądając w górę na sylwetkę Yunho, który uśmiechał się szczerze. Seonghwa stał zaś za nim, wpatrując się w najmłodszego z dziwnym wyrazem malującym jego twarz.

-San bohater! - Powtórzył piskliwie chłopiec, sprawiając, iż moje serce zamarło na jego słowa - I dlaczego Pan jest taki wysoki? - Spytał dzieciak, wyciągając dłonie w kierunku Yunho - Jak widać tam na górze?

Cała trójka zaśmiała się cicho, a Wooyoung pokręcił głową niedowierzaniu. Poczułem się dziwnie... Poczułem się tak, jakby to było moje miejsce na ziemi... z rodziną.

-Kyungminie, to jest Yunho i Seonghwa, zostaniesz z nimi do naszego powrotu dobrze? - Spytał mój chłopak... mój chłopak, jak to dziwnie brzmiało nawet w moich myślach.

-Dobrze, ale niech Yunho'ssi weźmie mnie na ramiona - Młodszy wyciągnął dłonie w kierunku mężczyzny, który zaśmiał się lekko, okrążając słów, aby ująć dzieciaka i unieść go wysoko. Słodki pisk, który wydał tak urokliwie, był niemal nieziemski...

-Nie martwcie się, zajmiemy się nim dobrze - Zapewnił Seonghwa, szturchając lekko moje ramię - Wykorzystaj swój wyjazd nie tylko do... - Odchrząknął - Ale też zrób coś z... - Znów odchrząknął tym razem wymownie spoglądając na Wooyounga.

-Park ty, d...

-Dziecko - Seonghwa uderzył mnie w tył głowy, sprawiając, iż jęknąłem ciężko, spoglądając na chłopca, który został uniesiony w silnych ramionach mojego przyjaciela. Yunho i Seonghwa dzielili podobną relację, co ze mną z ważywszy, że całą naszą czwórkę wliczając w to Mingiego, łączy ta sama przeszłość wydarzeń przy przeklętym basenie.

-Nie martw się, zajmę się nim - Uśmiechnąłem się niemal chytrze do swego towarzysza, który skinął głową z zadowoleniem.

-Mówicie o mnie? - Wooyoung przechylił głowę w czystej konsternacji.

-Nie. Absolutnie - Najbardziej nieszczere słowa, które kiedykolwiek wypowiedziałem.

Siódmy rozdział dziś.

Il mio demone // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz