Capitolo quaranta

167 15 10
                                    

[Jung Woo Young: Seul, Korea, Teraz]

-Szukam A... Przepraszam, Choi'a San'a - Powiedział mężczyzna z dziwnym akcentem... zbliżonym do tego, który miał San? Możliwe?

-Tak, już Pana zaprowadzę - Uśmiechnąłem się uprzejmie, choć wciąż czułem się przytłoczony wszystkim, co działo się w ostatnich dniach... a był tego trochę. Zacząłem się wspinać po schodach, nienawidząc faktu, iż musiałem wejść na samą górę... cóż, przynajmniej zobaczę Sana.

-Mam na imię Yunho - Powiedział mężczyzna po kilku schodach, nadganiając mnie na płaskiej płaszczyźnie i... au, był wysoki. A czerń odzieży pokrywającej jego ciało absolutnie nie była pomocna.

-Wooyoung - Przedstawiłem się, ponownie pozwalając sobie na lekki, przyjazny uśmiech, a i on nie wydawał się tym zawiedziony - Mógłbym spytać, dlaczego pan szuka Pana Dyrektora Choia? - Spytałem, woląc posłużyć się całym, pełnym tytułem, zamiast pozostać przy jakimś prostym i zawstydzającym "Sannie".

-Oh to mój przyjaciel i miałem do niego prywatną sprawę - Zmarszczyłem brwi, nieco otwierając usta w zaskoczeniu. Nigdy nie słyszałem, aby odwiedzano kogokolwiek w pracy tak po prostu. Może stało się coś ważnego?

Resztę drogi pokonaliśmy w ciszy, wspinając się po schodach, aż dostrzegłem tabliczkę z napisem Choi San. Seonghwa wyraźnie dość szybko uporał się z dostosowaniem biura pod odpowiednie wymogi nowego użytkownika.

Delikatnie zapukałem do drzwi, nie chcąc przypadkowo wystraszyć mężczyzny w środku, a sądząc po tym, jak ostatnio wyczerpany był, możliwie mógł być nieco rozkojarzony. Głos odezwał się chwilę potem, zapraszając do środka.

Nacisnąłem więc z wolna na klamkę, niemal zamierając jeszcze przed przekroczeniem progu. San był tak ładny, skupiając swoje spojrzenie na ekranie monitora, wytężając swoją szczupłą, ostrą szczękę w akcie żywej konsternacji, prawie z trudem odrywając spojrzenie od ekranu. Jego oczy rozjaśniły się na mój widok, mierząc mnie spojrzeniem z dziwną... czułością? Zanim przebrnął w kierunku wyższego mężczyzny za mną, podrywając się odruchowo na proste nogi z takim rozmachem, że jego ogromny skórzany fotel uderzył o ścianę za nim.

-Armanno? - Spytał zaskoczony, marszcząc brwi i nieco przekręcając skroń.

-Teraz Yunho, ale jak widzisz to ja - Prychnął, okrążając mnie, aby rozłożyć szerokie ramiona i przytulić Choia. San był znacznie niższy, jednak nie wydawała mu sie przeszkadzać ta różnica, gdy niemal bratersko poklepał drugiego plecach z głuchym dudnieniem. 

-Nie mogę uwierzyć - Wyznał, odsuwając się lekko, nim chwycił policzka drugiego w swoje dłonie, przyglądając się mężczyźnie z dziwną uwagą - Jesteś ranny? Czemu przyjechałeś? - Wypytywał troskliwie, upuszczając ramiona dopiero w chwili, gdy Yunho ściągnął je z jego twarzy.

-Nie, ze mną wszystko w porządku, chodzi o Mingiego - Wyznał wyższy, jednak ja nie chciałem już wsłuchiwać w ich wyraźnie zbyt prywatną rozmowę. Nie było to moje miejsce. 

Zrobiłem niewielki krok wstecz z zamiarem cichego zniknięcia, gdy spojrzenie Sana przeniosło się na mnie.

-Wooyoung, podejdź, mam ci kogoś do przedstawienia - Zawołał wyraźnie wesoło, a ja byłem zaskoczony, jak ich dwa akcenty były podobne... Cóż Yunho wydawał się być bardziej doświadczonym w koreańskim, nieco maskując europejski wydźwięk, jednak nie robił tego w pełni. Posłusznie zamknąłem za sobą drzwi, zbliżając się do pary rosłych mężczyzn i czułem się tak strasznie nie na miejscu, do chwili, kiedy San nie zbliżył się do mnie, obejmując moją talię czułym ramieniem - Wooyoung, to mój... cóż brat Yunho - Choi wydawał się płonąć w zadowoleniu na swoje słowa.

-Miło mi poznać - Yunho ukłonił się lekko, a i ja podążyłem za jego ruchem, pragnąc oddać mu szacunek, gdyż wyraźnie był ode mnie starszy.

-Naprawdę? A ty niby skąd to znasz? - Prychnął San, wyraźnie nawiązując do naszej tradycji.

-Bo w przeciwieństwie ciebie, ośle, czytam o powinnościach innego kraju. Paese che vai usanza che trovi - Prychnął mężczyzna, sprawiając, że poczułem się niepewnie. Nie rozumiałem jego słów, choć tym razem byłem prawie zupełnie pewien, że były one powiedziane po włosku. San jednak wydawał się zauważyć mój dyskomfort.

-To powiedzenie we Włoszech "co kraj, to obyczaj" - Zarumieniłem się potwornie na jego słowa, bo choć miłe, to sprawiały, że poczułem się głupio - A ty uważaj na swoje słowa, bo my nie zapominaj, że sugerujemy się czymś innym, niżeli tylko i wyłącznie wiek - Yunho pokręcił głową w niedowierzaniu, nim prychnął lekko.

-A wy co? Umawiacie się? - Moje policzka stanęły w ogniu na słowa wysokiego mężczyzny i nawet nie spojrzałem na Sana, który obdarzył mnie czułym spojrzeniem, wlepiając swoje spojrzenie w ziemię, rozpaczliwie marząc, aby ta otworzyła się i pochłonęła mnie w tej chwili - O Cazzo! Umawiacie się! - Wrzasnął niemal z dumą w swym głosie, sprawiając, iż zmarszczyłem brwi. Jak dobrze zna się ta dwójka? - On wie, że jesteś w mafii?

Zamarłem.

San też wydawał się zatrzymany w czasie.

Powoli przeniosłem spojrzenie na swojego mężczyznę, patrząc twarz kogoś, kogo zupełnie nie znałem... kochałem, choć nie znałem. Jednak on wydawał się przerażony, z oczami niemal dziko otworzonymi w strachu.

-T-ty...Co? - Nie chciałem się tak jąkać, jednak moje gardło i wszelkie inne słowa zawodziły. Widziałem, jak przełyka ciężko.

-Czyli jednak nie... - Wtrącił się Yunho, cofając się o krok, by dać nam więcej prywatności.

-Chciałem ci powiedzieć... ale... - Przyznał się? Rzeczywiście się do tego przyznał?

Nagle wszystko zaczęło mieć sens. Ta cała jego wiedza. Magiczne pojawienie się. Obietnice. Pieniądze... To wszystko zaczęło nagle układać się w mojej głowie. Ponieważ on nie był ofiarą, a drapieżnikiem.

Dlaczego jednak się przyznał? Zrobił to tak chętnie, nawet nie próbując zaprzeczyć... czy to dlatego, że mnie kochał? Czy może... może miał inny powód?

-Wooyoung? - Spytał cierpliwie, zauważając, jak odpłynąłem - Czy wszystko w porządku? Zrozumiem, jeśli będziesz chciał się wycofać... to...

-Czy kiedyś robiłeś to, co Garver? - Rzuciłem słowa szybciej, niżeli mogłem je przemyśleć. Nie byłem pewien, czy chciałem znać prawdę. Nie byłem pewien, czy w ogóle ją otrzymam. Jednak do tej pory nie wydawał się kłamać, więc... może...

-Nie. Nie ja - Wyszeptał cicho, stając przodem do mnie, bym mógł spojrzeć w jego szczere, prawdziwe oczy.

-Zabiłeś kiedyś kogoś? - Nagle nastała cisza, a nikt nie wydawał się skory do oddechu. Jedyne, co mogłem robić, to wpatrywać się w jego ciemne, głębokie kule, zastanawiając się, jak wiele jest w nich prawdy, jak dobrze mogłem poznać tego mężczyznę, nim kolejna tajemnica zostanie ujawniona.

Pokręcił głową w zaprzeczeniu.

Il mio demone // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz