Capitolo quattro

272 24 15
                                    

[Jung Woo Young: Seul, Korea, Teraz]

Dyszałem ciężko spanikowany, pochylając się o kilka cali, aby oprzeć dłonie nieco powyżej swoich kolan. Rozglądałem się pospiesznie po ciemnym parkingu w poszukiwaniu Seonghwy, albo chociaż jakiegoś śladu, gdzie on mógł być. Nie widziałem go od chwili, kiedy zniknął za szklanymi drzwiami naszego biura z działu.

-Jung? - Odwróciłem się zbyt gwałtownie, potykając o własne stopy i prawie przewracając, gdy wspomniany mężczyzna wyrósł nagle za mną. Jego ramiona chwyciły moją talię w ostatniej chwili, przyciągając go bezpiecznie do siebie - Hola hola, gdzie lecisz, dzieciaku - Zaśmiał się, pilnując, aby otępiały stanem na własne nogi, nim delikatnie uklepał moją odstającą koszulę, za którą mnie złapał. Jego ruchy były tak delikatne, że prawie rozpływałem się pod nimi.

-Tak mi przykro! - Zawołałem spanikowany, szybko pochylając się w wyrazie najszczerszego szacunku, jednak mężczyzna zaśmiał się jedynie, klepiąc mnie po włosach. Zamarłem zdezorientowany.

-Nie przepraszaj. Nic się nie stało. Ja nie powinienem cię tak zachodzić. A teraz chodźmy, za chwilę mam być na lotnisku, a i tobie ucieka czas, jak sądzę... - Zamyślił się, sprawiając, że wyprostowałem się pospiesznie i skinąłem głową na zgodę. 

-Naprawdę dziękuję za propozycje, ale nie musi Pan...

-Hej, jestem Seonghwa, przypominam i ja to zaproponowałem, a teraz chodź - Mruknął, ruszając przed siebie po asfalcie podjazdu do czarnej, ekskluzywnej Toyoty o wąskim, smukłym tyle w po liftingowej wersji z podłużnymi lampami o gabarytach całkiem pokaźnego Suva. Zabawne, ten samochód jest warty zapewne cenę mojego długu... cóż, to jednak nie jest śmieszne - Sadaj z przodu - Zawołał, wskazując mi drogę, a ja posłuchałem, zaciskając swój bagaż w dłoniach, zanim podszedłem do drzwi, otwierając je bardzo powoli i delikatnie, aby przypadkowo nie uszkodzić czegoś tak drogocennego.

Środek był kosmiczny o węglowej skórze, hebanowych dodatkach, filigranowych liniach i wielu gadżetach elektronicznych. Zbyt ładne na moją obecność w środku...

Wsiadłem jednak posłusznie, nie chcąc, aby mój szef czekał. Zapadłem się w miękkie siedzenia, spinając każdy mięsień mojego ciała w niewygodzie samej atmosfery... choć rozkoszowałem się ładnym, prawdopodobnie malinowym zapachem wnętrza.

-Tak naprawdę chciałem też z tobą porozmawiać - No i cały czar prysnął ze wszelkich moich oczekiwań, które tak skrycie posiadałem, wiedząc, że pewnie zostało mi ostatnie zlecenie do wykonania.

-Przepraszam, jeśli Pana zawiodłem...

-"Zawiodłem"? - Zaśmiał się Seonghwa, guzikiem odpalając pojazd, nim zaledwie jedna, prawa dłoń zacisnęła sie na kole kierownicy u góry, zanim mężczyzna wrzucił wsteczny, wyjeżdżając z zaskakującą płynnością - Skąd te słowa? - Spytał, wyraźnie marszcząc swoje ciemne brwi, spoglądając na mnie przelotnie, kiedy ruszył w kierunku białego wyjazdu z podziemnego parkingu.

-Ja myślałem, że...

-Że cię zwolnię? - Prychnął lekko, kręcąc skronią w niedowierzaniu, nim zmienił dłonie, kierując prawą w stronę wyświetlacza radia na wzór tabletu, który perfekcyjnie został dopasowany do ładnych walorów deski rozdzielczej - Chcesz wybrać jakiś utwór? - Spytał, przesuwając palcem delikatnie po liście, wyraźnie poszukują czegoś konkretnego, nim wybrał ostatecznie jeden z utworów Oneus "Lit" - Kolejny wybór należy do siebie - Oświadczył spokojnie, nim niespiesznie odczekał czas wyjazdu, skręcając w czteropasmową drogę, prowadzącą wprost na dalekie lotnisko u pogranicza Seulu.

Il mio demone // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz