#10 "-Słyszałaś o czymś takim jak dzień dobroci dla aniołków?"

368 15 3
                                    

ASI

W porze obiadowej poszedłem na górę do jej pokoju i wszedłem do środka. Leżała na łóżku, znowu coś rysowała.

-Co tworzysz tym razem?

-N-nic proszę pana. Nie ważne - odwróciła kartkę na drugą stronę.

-Angeliko, jeżeli zadaje ci pytanie, to oczekuje na nie konkretnej odpowiedzi.

-No... rysuję pana - schowała głowę w poduszkę.

-Rysujesz gówno? Chyba tak mnie postrzegasz.

-Faktycznie nie wyszło mi najlepiej, bo dawno nie rysowałam, ale mogło być gorzej. Starałam się oddać każdy szczegół, który zapamiętałam.

-Pokaż.

Westchnęła, wyciągając kartkę w moja stronę.

-Mogłabym dostać jakiś zeszyt, aby poćwiczyć?

-Ej kurwa, to jest dobre. Rysujesz tylko portrety, czy też inne rzeczy?

-Portrety, zwierzaczki, rośliny. W zasadzie wszystko poza budynkami, bo są nudne. To tylko bazgroły. Muszę potrenować.

-Fajnie, dostaniesz szkicownik.

-Lubię, jak pan jest taki miły. Odda mi to pan? Chciałabym dokończyć.

-Skończysz później. Zbieraj się.

-Jedziemy na wycieczkę? - spytała smutno.

Zazwyczaj takie wyjścia nie kończyły się dla niej zbyt dobrze.

-Tak, ale tym razem będzie fajnie.

-Dla pana czy dla mnie? - bez zbędnych pytań przebrała się w sukowatą kieckę z szafy.

-Jeszcze się przekonamy.

Zaprowadziłem ją do auta i wyjechałem z posesji. Pierwszy przystanek to sklep z artykułami plastycznymi, czy jak to się tam nazywa.

Angelika całą drogę patrzyła się na swoje dłonie i wyginała palce pod różnymi kątami.

Wysiedliśmy z auta, ale blondynce nie spieszyło się, żeby wejść do środka. Myślałem, że ucieszy się przynajmniej trochę.

Położyłem dłoń na jej plecach i pchałem ją delikatnie w kierunku sklepu. Zerknęła na mnie niezrozumiale.

-Po co tutaj jesteśmy?

-Nie pozwolę ci rysować na byle gównie.

-I mogę wybrać, cokolwiek zechcę? - oczy aż jej się zaświeciły.

-Cokolwiek zechcesz.

-A jaki mam budżet?

-Nie masz, możesz wydać ile chcesz.

-Poczeka pan tu chwilkę? - nie czekając na odpowiedź, weszła do sklepu.

Oczywiście poszedłem za nią. Nie ma opcji, że będzie chodziła gdzieś sama.

Podeszła do mnie z kilkoma płótnami pod pachą, szkicownikiem, jakimiś puchatymi gówienkami, ołówkiem, gumką i czymś na kształt farb. Nie spodziewałem się, że tyle udźwignie.

-Potrzymać ci to?

-A mogę wziąć coś jeszcze? - spytała, podając mi swoje zakupy.

-Nie wyraziłem się jasno?

-Przepraszam. Zawsze wyraża się pan jasno.

Dobra suczka.

Kilka minut później, wróciła jeszcze bardziej obładowana niż wcześniej. Dawno się tak nie uśmiechała.

ANGEL, IT'S TIME TO WAKE UPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz