Rozdział 1

321 14 1
                                    

Sklep pani Sander znali wszyscy mieszkańcy miasteczka Ardton, które liczyło cztery tysiące sto dwadzieścia pięć istnień. Nic w tym dziwnego, skoro był jedynym sklepem w tym mieście i znajdował się w punkcie, jaki przecinał całe jego pięć ulic. Oprócz sklepu jest tu także jedna szkoła, jeden szpital, jedna drogeria i jeden kościół. Jedna zwykle niedziałająca sygnalizacja świetlna a całe miasto otacza gęsty las rozciągający się nieprzerwanie w każdym kierunku na wiele kilometrów o zabłądzenie w nim nietrudno, a o przetrwanie jeszcze trudniej.

Kolejny nudny dzień za kasą, ale nie można narzekać, w Ardton każda praca jest na wagę złota.

Rozkładałam towar, gdy dźwięk dzwonka oznajmił, że pojawił się nowy klient więc z firmowym uśmiechem na twarzy, pospieszyłam ku ladzie, by go obsłużyć. Zdziwiłam się, widząc obcą osobę, znam przecież wszystkich, którzy robią tu zakupy. Wysoki, przystojny, stylowo ubrany mężczyzna spojrzał na mnie wzrokiem pełnym wyższości, lecz to nie mogło wyprowadzić mnie z równowagi.

— Dzień dobry, co podać? — spytałam, siląc się na uprzejmy ton.

— Czteropak Clico i garść informacji.

Poszłam po chmielowy trunek, zastanawiając się, jakie informacje chce pozyskać ode mnie ów nieznajomy.

Gdy wróciłam, zapytał.

— Powiedz, skąd osoba taka jak Ty, z dziury zapomnianej przez bogów, dowiedziała się o istnieniu Owldark?

— Proszę? — spytałam zbita z tropu. Pierwszy raz słyszałam tę nazwę i zupełnie nie miałam pojęcia, o czym mówił mężczyzna. Pomyślałam wręcz, że może być pod wpływem jakichś substancji odurzających, jednak nie chcąc stracić pracy, ponownie zmusiłam się do stworzenia pozorów, słodkiej, uprzejmej idiotki.

— Musiał mnie Pan z kimś pomylić, nie wiem nic o żadnym Owldark.

— Słuchaj, możesz udawać tępą idiotkę, ale mnie nie oszukasz, nie urodziłem się wczoraj, by nie wiedzieć jak takie jak Ty próbują oszukać system i dostać się do Owldark.

— Proszę pana, ja naprawdę nie wiem nic o żadnym Owldark, pierwszy raz słyszę tę nazwę.

Mężczyzna szybkim zamaszystym ruchem zrzucił z lady szklaną paterę z ciężkim kloszem, pod którym znajdowały się niedawno przywiezione świeże babeczki.

Oniemiałam. Dźwięk pękającego szkła rozpadającego się na kawałki po wykafelkowanej podłodze rozniósł się echem po całym sklepie, a jego uniesiony ton boleśnie przeszył mi głowę, która zaczęła pulsować ze strachu.

— Jeśli sądzisz, że uda Ci się tam dostać i przeżyć, jesteś jeszcze bardziej tępa, niż udajesz.

— Proszę pana ja naprawdę... — głos mi zadrżał, byłam przerażona, widząc, jak jego twarz pochmurna i sroga ciska niewidzialne gromy w moim kierunku.

— Ronan, nie zadręczaj pięknej pani swoimi pijackimi gadkami, przeproś ją.

Rozejrzałam się po sklepie, nie zauważając nikogo, lecz już po chwili z alejki z chemią gospodarczą wyłonił się inny mężczyzna, wysoki z długimi jasnymi włosami spiętymi w kucyk. Jego twarz pokrywało kilka starych, głębokich blizn, a oczy były hipnotyzująco niebieskie, magnetyczne, zniewalające i niosące spokój, który nagle mnie owładnął gdy tylko w nie spojrzałam.

— Zapłać i zmywamy się, daleka droga przed nami – powiedział do kolegi, nie spuszczając ze mnie wzroku.

Ronan odszedł od lady, zostawiając alkohol i podszedł do swojego znajomego, nie słyszałam, co mówił, ale po jego posturze poznać było, że jest zdenerwowany i ledwie utrzymuje nerwy na wodzy. Oderwałam wzrok od tej sceny, nie wiedząc, co się dzieje i co powinnam zrobić. Przełknęłam ślinę i zastanowiłam się, kiedy błękitnooki wszedł do sklepu, przecież nie słyszałam dzwonka, a może weszli razem? Zdecydowanie zbyt mocne trzaśnięcie drzwi wyrwało mnie z zawieszenia.

— Przepraszam za kolegę — uniosłam głowę, by napotkać błękitne oczy i bladą twarz mężczyzny pokrytego bliznami — nie zawsze jest taki. Rozumiesz, wypił za dużo przed imprezą.

— Jasne, zdarza się – wybąkałam jak w transie.

— Świetnie. Zapłacę za niego.

Sięgnął do kieszeni i wyciągnął banknot o wysokim nominale.

— Reszta dla Ciebie — rzucił i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, wyszedł równie bezszelestnie, co się pojawił.

Spojrzałam na banknot trzymany w dłoni i w przeszklone drzwi sklepu, podeszłam do nich, by sprawdzić, czy odjechali, ale na parkingu nie zauważyłam żadnego samochodu ani żywej duszy. Potrząsnęłam głową i wróciłam za ladę, zauważając, że patera z babeczkami stoi w jednym kawałku, na swoim miejscu a na jej wąskim uchwycie u czubka zawieszony jest wyglądający na bardzo cenny sygnet. Nieco zaniepokojona rozejrzałam się po sklepie uważnie, ale nikogo w nim nie było.

— Co do cholery – szepnęłam i dłońmi przetarłam twarz, pocierając skronie, złożyłam je jak do modlitwy i przez chwilę gapiłam się w naczynie, które jeszcze chwilę temu rozbite w drobny mak leżało na ziemi. Zdjęłam sygnet i obejrzałam go. Był dość ciężki, miał niebieski kamień, ale poza tym nie wyróżniał się niczym szczególnym. Schowałam go do kieszeni spodni, gdyż do środka wszedł kolejny klient, a ja na dźwięk samego dzwonka mało nie podskoczyłam.

Do końca mojej zmiany nic dziwnego już się nie wydarzyło, więc zamknęłam sklep planowo o 20:30 i wracałam do domu, szczelnie otulając się swetrem, przeklinając w duchu, że nie zabrałam rano kurtki. Ostatni wieczór sierpnia okazał się wyjątkowo chłodny i ponury, ciemne chmury zasłoniły niebo a podmuchy silnego wiatru, zwiastujące nocną burzę tylko mocniej napełniały mnie grozą, zwłaszcza gdy wracałam myślami do porannego incydentu.

Mając do domu już nie więcej niż dwie minuty drogi, oglądałam się co rusz za sobą, czując na sobie czyjś wzrok, jednak nikogo nie zauważyłam.

Ostatnie metry dzielące mnie od domu pokonałam niemal biegiem i dziękując w duchu, że moja siostra wiecznie zapomina o przekręcaniu w drzwiach klucza, wparowałam do środka zdyszana i pospiesznie zatrzaskując je, oparłam się o nie plecami, łapałam oddech, kręcąc głową.

— Ktoś Cię gonił?

— Nie Penny, nikt mnie nie gonił, po prostu, zrobiłam sobie małą przebieżkę.

— Freak – rzuciła w moją stronę i nadal wpatrując się we mnie z politowaniem, poszła do swojego pokoju.

Może i faktycznie jestem dziwadłem – pomyślałam, zerkając przez okno, lekko odsłaniając firankę, wpatrywałam się w ciemny podjazd, by upewnić się, że nikogo na nim nie ma. 

OwldarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz