Rozdział 51

35 3 0
                                    

LYNCH.

Poczułem ukłucie serca, spojrzałem na siebie, ale nie był to żaden kołek. Nie od razu zrozumiałem, co się dzieje, ale paniczny lęk ogarnął mnie i rozejrzałem się na boki, w poszukiwaniu Vi. Czułem, że część mnie opuszcza moje ciało, wyrywa się z niego jak przerażone zwierze zapędzone do klatki, próbujące rozpaczliwie zawalczyć o wolność.

- VI! - krzyknąłem ile sił – Vi!

Nie mogłem usłyszeć jej wśród panującej dookoła wrzawy wojny. Słup światła ze środka lasu oświetlił niebo tak mocno, że zdało się, że nastał już ranek. Wszyscy jak stali tak upadli na ziemię bez sił. Nie mogłem złapać oddechu, czułem się, jakbym umierał z braku tlenu. Podparłem się i usiadłem, próbując odnaleźć wzrokiem moją Duviename. Wszyscy wrogowie leżeli bez świadomości, jedynie uczniowie Owldark, Knowledge i istoty, jakie przybyły nam z pomocą, zdążyły już podnieść się z ziemi.

Lara i Nick podbiegli do mnie zaniepokojeni tym, że nadal nie wstałem.

- Lynch?! Lynch co z Tobą?!

Ronan w jednej chwili był obok.

- Co się dzieje?

Wskazałem na jezioro, nie mogąc mówić. Pobiegł w jego kierunku a Nolan za nim. Zrobiło mi się ciemno przed oczami i odleciałem.

RONAN.

Zrozumiałem bez słów, co się dzieje, Lynch opadał z sił, bo z Vi działo się coś złego. Pobiegłem, nie bacząc na nic w stronę jeziora, u któego brzegu ujrzałem martwego wampira. Jego ciało pochłaniała już ziemia, a na powierzchni jeziora unosiła się ona. Rozpoznałbym ją wszędzie. Wbiegłem do środka z Nolanem i wyciągnęliśmy ją na brzeg.

- Vi?! Vi słońce, nie rób nam tego! - krzyczałem.

- Szybko po łzy – krzyknął Nolan, biegnąc przede mną, by torować drogę i przygotować łzy jednorożców.

Wbiegłem z nią na rękach do akademii i położyłem ją na jednym z łóżek, nie zwróciłem uwagi, jak wiele osób jest wokoło nas, nie liczył się nikt i nic, tylko ona.

Nolan wlał w jej usta kilka kropel. Zacisnąłem dłoń na jej nadgarstku.

- Nie ma pulsu! - krzyknąłem równie wściekły co zrozpaczony.

Nolan sprawdził jej drugą dłoń i krzyknął przejęty bólem. Do środka wbiegli inni, zobaczyłem jedynie Aurorę i Victora, który upadł obok mnie na kolana i zaczął tulić do siebie jej lodowate ciało, błagając, by się ocknęła. Aurora posłała po dawcę i od razu podłączyła Vi do żyły ludzkiej kobiety, dokonując transfuzji. Podjęła próbę uleczenia jej, wraz z wykładowczynią z Knowledge, która jak wiedziałem, też miała podobny dar.

- Ona musi żyć, musi – zawodził Victor, nigdy nie widziałem go w takim stanie.

Przysiadłem na swoje stopy, widząc, jak Lynch wnoszony jest przez Idę w towarzystwie Nicka i Lary. Teraz miałem okazję zobaczyć jak Sfinks, Wróżki, Elfy, Leprechauny i Meduza stoją nieco za nami i patrzą na to, co się dzieje. Na twarzy każdego z nich widniał smutek.

- Odsuńcie się, musimy ją ogrzać.

Aurora siłą odsunęła mnie, Nolana i Victora. Położyła na Vi grube ciężkie koce, pod którymi zdawało się, że niemal zniknęła. Jedynie jej ręka, która wystawała podpięta do rurek z krwią dawczyni i odkryta twarz były widoczne spod stosu ogrzewających tkanin.

Lynch oddychał, wyglądał jakby spał, ale Lara i Nick, próbowali go ocucić na daremno.

Aurora podeszła do nich, próbując mu pomóc, ale po chwili puściła jego rękę. To samo zrobiła druga uzdrowicielka, kręcąc smętnie głową.

- Nie mogę mu pomóc. - Powiedziała kobieta.

- Ja także. - Potwierdziła moje obawy Aurora. - Nie czuję pulsu. Nie daję rady, to coś związanego z ich więzią i działaniem źródła magii. Jeśli się nie ockną w ciągu godziny, znaczy, że zawiedliśmy.

Cisza była przytłaczająca, nikt nie mówił niczego, nikt nawet się nie poruszył, zdawało się, że czas się zatrzymał.

Vi.

Otworzyłam oczy, czując ból w całym ciele, był ranek, a ja znalazłam się znów w domu. Odwróciłam się, a Lynch leżał obok mnie na łóżku.

- Lynch? Nie. To nie możliwe, Ty nie mogłeś...

- Vi, nie przejmuj się, to nic.

- Nie! Ty musisz żyć! Przecież to ja się poświęciłam, nie Ty! Ty miałeś przeżyć jak cała reszta!

OwldarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz