Rozdział 34

46 3 0
                                    

Nie sądziłam, że tak prędko uporamy się z Elfami, dlatego też teraz pośrodku nocy, nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, zwłaszcza po tym, co stało się w hotelu. Nie mając dokąd się udać, wróciłam tam w nadziei, że Lynch będzie mnie szukał, nie myliłam się.

- Gdzie przepadłaś? Szukamy Cię od godziny.

- Byłam w lesie, dałam Elfom ubrania, pomogą nam, gdy nadejdzie czas.

- Świetnie, wracaj do środka, zadzwonię do chłopaków.

- Nie dzwoń jeszcze, poczekaj. - przytrzymałam jego dłoń, nie pozwalając mu wybrać numeru.

- Elfy są zdolne, Hurnus wyczuł, że zostałam zdradzona, już wiedzą, że wojna się zbliża nieubłagalnie, czas się nam kończy Lynch.

- Jasny szlag. Myślisz, że Nolan coś...?

- Nie wiem, ale wszystko na to wskazuje. Śpij dziś ze mną, przeniesiemy jego rzeczy do Ronana.

- Okej, może się nie pozabijają do rana...

- Czyli nie wiesz, o co poszło?

- Nie, jak powiedziałem, że wyszłaś z plecakiem od razu przestali się atakować, ochrona zaczęła się dobijać, ale wymazali im pamięć a później pozostałym i wyszli za mną Cię szukać.

Usiadłam na łóżku w pokoju, a Lynch spakował Nolana i zaniósł jego rzeczy do pokoju, jaki dzielił z Ronanem przynosząc swoje.

- Dzięki.

- Nie ma sprawy.

- Jutro trzeba ruszać do Polski, Czech albo gdzieś tam poszukać Licha.

- Dobrze, tak zrobimy, ale teraz wypij – podał mi krew – i odpocznij, padniesz zaraz.

Przytaknęłam i wypiłam zawartość kubka.

Ułożyłam się na łóżku a Lynch obok mnie, wtuliłam się i chwilę później zasnęłam.

Nieco po 8:00 Nolan dobijał się, ale Lynch powiedział, że jeszcze śpię i że ruszymy po obiedzie.

Nie spałam, ale nie miałam ochoty na rozmowę, nie byłam gotowa. Chciałam odwlec to najlepiej na nigdy, ale wiedziałam, że nie jest to możliwe. Wzięłam prysznic, przebrałam się i przepakowałam, ostrożnie chowając do drewnianej szkatułki wyłożonej puchatym materiałem róg Hoga, który spoczywał teraz obok delikatnej muszli od syren.

Po obiedzie nadal milcząc, ruszyliśmy do punktu teleportacji. Nolan próbował ze mną rozmawiać, po drodze, ale zbywałam go, proponując rozmowę, gdy będziemy mogli zostać sami.

Wylądowaliśmy w Warszawie, stolicy Polski. Na miejscu od razu udaliśmy się do kolejnego punktu, by znaleźć się w okolicy miasta Kraków. Tam znaleźliśmy przytulny hotel, gdzie rozpakowaliśmy się i zaczęliśmy burzę mózgów. Problem z Lichem był taki, że było ono jedno, a znajdować mogło się w Polsce, Czechach, Chorwacji czy Ukrainie. Cztery kraje, masa terenu do przeszukania jednej istoty. Ponownie sięgnęłam po książkę i doczytałam, że istnieje możliwość przywołania Licha, lecz nie jest to sposób niezawodny, niemagiczni zdecydowanie zbyt często zwykli powtarzać „a niech to licho!", gdy spotykało ich jakieś niepowodzenie, przez co zdawało się, że jest to jedno z najbardziej zajętych istot magicznych.

Ronan i Nolan nie odzywali się do siebie, byliśmy wszyscy razem, ja i Lynch na łóżku a nasi dawni patroni po dwóch różnych stronach pokoju śmiertelnie na siebie obrażeni.

Znów spojrzałam w książkę.


„Licho można przywołać do siebie za pomocą zaklęcia wezwania, jednakże nie jest ono posłuszne, każdemu, kto po prostu chce je poznać, to ono decyduje, kto wart jest jego uwagi. Zaklęcie brzmi: age inferne offer".

- Co myślisz?

- Nie mamy wyjścia, trzeba spróbować.

- Okej, a co z zapłatą?

- Jak to co? Oddam mu swoje ciało na dobę, tak jak tego wymaga.

Spojrzeli na mnie jak na wariatkę.

- Nie zgadzam się – powiedział Nolan.

- Ty powinieneś mieć najmniej do powiedzenia w tej sytuacji - zakpił Ronan – ale jednak racja Vi, może lepiej by użyło mojego ciała? Kilka numerków na boku więcej mi nie zaszkodzi.

- To ja sprowadziłam na nas problem i ja powinnam za niego odpowiedzieć...

- Nie gadaj bzdur. Wyrocznią byłaś od początku, jezioro jedynie odkryło Twoją naturę, gdyby nie ono nie wiadomo, czy w ogóle dowiedzielibyśmy się o wojnie i czy byłaby jakakolwiek nadzieja na poczynienie przygotowań – zaoponował Ronan.

- Z przykrością przyznaję, że ma rację – rzucił Nolan.

Lynch także przytaknął.

- Okej, przywołajmy je, może odpowie.

Wypowiedziałam zaklęcie, ale nic się nie stało.

- To byłoby za proste, co nie? Chodźmy na spacer, skoro i tak nie mamy nic innego do roboty, przynajmniej pozwiedzamy.

Wyszliśmy z hotelu i udaliśmy się wzdłuż rzeki, która płynęła przez miasto. Spacerowaliśmy dobrą godzinę, docierając pod zamek, przy którym stał duży posąg smoka, ziejącego ogniem. Uśmiechnęłam się, jak to dobrze wierzyć, że te istoty tak naprawdę nie istnieją. Ludzie podchodzili pod posąg, robili sobie zdjęcia, śmiali się i cieszyli latem, a ja miałam ochotę wykrzyczeć im całą prawdę, ale nie mogłam tego zrobić, nie dość, że pewnie by mnie nie zrozumieli, a nawet jeśli, to wzięliby mnie za zwykłą wariatkę. Zeszliśmy w dół bliżej rzeki w okolice mostu, gdy usłyszałam poruszenie w krzakach niedaleko mnie, pomyślałam, że może jakaś para spędza tam ze sobą chwile, nie bacząc na to, że wokoło kręci się sporo ludzi, jednak odgłosy, jakie mnie dochodziły, były zupełnie inne, zdecydowanie nieludzkie. Chłopaki spojrzeli w moim kierunku i rozglądając się na boki, ruszyli za mną. Gdy zbliżyłam się i ujrzałam ubraną na czarno postać starszej kobiety, która wyglądała jak bezdomna, ale wyróżniała ją opaska po lewej stronie twarzy, w miejscu, w jakim powinno być oko.

- Licho? – spytałam nieco nieśmiało.

- Jest i wyrocznia – powiedziała skrzeczącym głosem- łakomy kąsek mi się trafił. Powiedz, - podeszła do mnie odrzucając reklamówkę, z której ciekła jakaś brunatna substancja i chwyciła mnie za rękę swoją dłonią pokrytą kurzajkami zakończoną zdecydowanie za długimi, brudnymi pazurami – powiedz, czego chcesz, w zamian za swoje ciało. Zrobię co potrzeba, daj mi dobę, a będę na Twoje rozkazy.

- Po prawdzie potrzebuję Twojej pomocy — przełknęłam ślinę, siląc się, by nie oddychać nosem i nie czuć jej odoru — ale czy to musi być moje ciało?

- Ty mnie wezwałaś, poza tym, wyrocznia nie trafia się często – zaśmiała się paskudnie, jej śmiech przerwał okropny mokry kaszel, splunęła w trawę i kontynuowała – wampiry i wilkołaki, wiedźmy i ludzie trafiają się co rusz, ale wyroczni jeszcze nie miałam.

- A wampira? - spytał Ronan podchodząc bliżej.

- Nie będę w ciele mężczyzny krwiopijco, nie jestem aż tak zdesperowana.

- Więc nici z układu, Vi, chodź, poradzimy sobie bez niej. - Pociągnął mnie za drugą rękę, ale starucha jeszcze wzmocniła swój uchwyt.

- Zastanów się wyrocznio, jedna doba a możesz mieć mnie na swoją wyłączność, zrobię, co zechcesz, pomogę Ci.

Przełknęłam ślinę, zerknęłam na cierpiętniczą minę Lyncha, wściekłego Ronana i kamienne, ale bliskie załamania oblicze Nolana.

- Sprawa jest ważniejsza niż ja. Dobrze, zgadzam się, tylko obiecaj mi jedno, niech to nie będzie nic, co może zdradzić, że jestem istotą nadprzyrodzoną.

- Mnie także nie zależy na rozgłosie, nie przejmuj się.

Starucha położyła palec na moim czole, wyszeptała coś, a ja poczułam, jak zapadam w sen. Gdy ocknęłam się po chwili, czułam okropny ból głowy, czułam swoje ciało, ale nie mogłam mieć pewności czy jest ono moim, słyszałam mój głos, mimo że nic nie mówiłam, byłam świadoma, ale uwięziona w swojej podświadomości, nie kontrolowałam ani mowy, ani ruchów, niczego.

Licho okręciło się dookoła i pogładziło moimi dłońmi po moim własnym ciele.

- Jutro o tej samej porze, bądźcie tu, wrócimy do was chłopcy – zaśmiała się, ale jej śmiech był obcy, niepodobny do mojego.

Pobiegła w górę, a ja nie mogłam nawet spojrzeć za siebie, czułam się cholernie dziwnie, nie wiedziałam, czy mogę zrobić cokolwiek, przejąć kontrolę, chociaż na moment, albo dotrzeć do niej, więc pozostało mi, na razie być widzem we własnym ciele.

Licho udało się na początku do pubu, wypiła piwo i wyjąwszy z mojej torebki pieniądze, zapłaciła za nie, pozostawiając sowity napiwek, później wyszła na plac, na jakim ktoś grał na gitarze, zaczęła tańczyć w rytm muzyki. Nie powiem, moje ruchy musiały być niezłe, bo niemal od razu dołączyło do niej kilku mężczyzn, których zaczęła kokietować. Później nie było lepiej, wyszła z nimi z tłumu i udała się do kolejnego pubu, piła i bawiła się aż do wieczora, gdy zaczęła tańczyć na stole, za co została wyproszona wraz ze współtowarzyszami, którzy zabrali ją do taniego pokoju hotelowego. Nie mogłam patrzeć na to, co działo się dalej, więc skupiając się jedynie na tym, że to nie ja, nie moje decyzje i ze spokojem, że nie zaowocuje to żadną chorobą ani też ciążą, przeczekałam upojną noc Licha w moim ciele. Gdy zamknęłam oczy, widziałam inne, inne istoty, jakie oddały jej swoje ciało, widziałam, co robiła w nich i byłam przerażona, pragnęłam krzyczeć, płakać, wyrwać się ze swojego ciała, nie chciałam przeżyć tego, co one, próbowałam wszystkiego, ale w końcu opadłam z sił. Ocknęłam się, gdy wstała i wzięła prysznic, ponownie założyła wczorajsze ubranie i wyszła na miasto. Usiadła na murze i jadła lody, patrząc na rzekę. Zdziwiłam się, że na tym poprzestała swoje podboje, ale byłam jej za to niezmiernie wdzięczna. Czułam wstręt do swojego ciała i wiedziałam, że gdy tylko odzyskam kontrolę, nie wyjdę z wanny prędzej niż po co najmniej godzinie. Licho rozmyślało o wojnie i dobrze wiedziało, do czego jej potrzebuję, uśmiechała się na samą myśl o przygodzie, jaka ją czeka. W końcu stawiła się na czas i opuściła moje ciało. Pierwsze co zrobiłam, to zaczęłam wymiotować, czując, że jestem niesamowicie słaba.

OwldarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz