Rozdział 44

30 2 0
                                    

Blask artefaktu całkowicie pozbawił mnie wątpliwości.

- Co, jeśli przegram?

- Technicznie będzie remis, ale uznacie, że to my zwyciężyliśmy i będziecie służyć nam przez miesiąc pobytu tutaj.

Zebrani wokół mnie uczniowie Owldark wyrazili swoje niezadowolenie. Nie wiedziałam, co zrobić, nie mogłam sama podjąć tej decyzji, byłam silna, ale czy mogłam ryzykować upokorzeniem wszystkich by zyskać informację?

- Dasz mi chwilę na naradę?

- Biedna Vi, nadal zagubiona i niezdolna do wzięcia odpowiedzialności za siebie. Dobrze, masz 3 minuty.

Podeszłam do wszystkich i spojrzałam na nich razem, ale i na każdego z osobna.

- Wiecie, że jestem mieszańcem, wampirem i może niektórzy wiedzą, że także wyrocznią. Nie wiem, jaki będzie wynik, nie potrafię tego przewidzieć, ale nie potrzeba mi daru, by wiedzieć, jak postąpić. Nie podejmę się takiego ryzyka, jeśli nie będę miała waszego wsparcia. Nie mogę wziąć na siebie tego, że będziecie ich sługusami, jeśli przegram, ale jeśli wygram, mogę wam obiecać, że nie będzie to ostatnia walka, z jakiej wyjdziemy zwycięsko i moja w tym głowa, by nikomu z was, włos z głowy nie spadł.

- Jestem z Tobą słońce – powiedział Ronan.

- i ja Vi – poparł go Lynch.

- Ja też – dodał Sanu.

- my też – Fee i Alen przytaknęli.

Kolejne ja i my padało z każdej strony, Sevi, Owen, Keira, Alison, Erin, Jenifer, Ian i wszyscy z czwartego roku.

- Ja też – głos Nolana był ostatni, jedynie Ida, nie odezwała się, nieznacznie jedynie skinęła głową.

- Dziękuję wam, obiecuję, że zrobię co w mojej mocy, by was nie zawieźć.

Pospieszyłam do Trishy.

- Zróbmy to – powiedziałam hardo.

Knowledge zawyło z radości.

- Jesteś gotowa poświęcić kogoś bliskiego dla tej informacji?

- Co masz na myśli?

- Wszystko albo nic Vi. Przyprowadźcie je.

Ktoś wyszedł za bańkę i poszedł na skraj lasu, aby wrócić, prowadząc Penelopę i Marę, matkę Trishy, wszyscy zaniemówili.

- Nie muszę Ci przedstawiać kogo tu mamy, ale dla informacji pozostałych, poznajcie Penelopę, siostrę przyrodnią Vi oraz moją matkę Marę.

Obie kobiety były przytomne, ale zdecydowanie nie świadome, tego, co się dzieje.

- CO Ty odwalasz Trish?! Po co je tu ściągnęłaś? Są ludźmi, jak... nie wolno tu sprowadzać ludzi!

- Nie sądzisz, chyba że oddałabym Ci tak cenną informację za samą walkę. Wiedza wymaga poświęcenia i ofiar. Pamiętaj, że już się zgodziłaś. Penelopa będzie moją zakładniczką, a moja matka Twoją. Obie są nam w pewien sposób bliskie, ale to nie jest Twoja rodzona siostra, a ja z moją matką nigdy nie miałam jakiejś bardzo silnej więzi, więc jesteśmy w podobnej sytuacji.

Będziemy wzajemnie sprawiać im ból, póki jedna z nas nie pęknie i nie każe przestać drugiej. Oczywiście po wszystkim zostaną uleczone i bezpiecznie odstawione do domów, nie pamiętając niczego. No, chyba że któraś zginie.

- Nie, nie zgadzam się. Nie poświęcę życia Twojej matki, dla tej informacji.

- Wolisz poświęcić przyjaciół? Zgodziłaś się, jeśli zmienisz zdanie, będzie to jak walkower, a wierz mi, nasza fantazja jest nieograniczona, służyć można za worek z krwią, za seksualne naczynie czy tester nowych zaklęć i przekleństw, chcesz zaryzykować nimi wszystkimi?

Spojrzałam na nich, strach, wściekłość i wstręt malował się na ich twarzach.

- Nie rób tego Vi, damy radę – krzyknął ktoś.

- Zwariowałeś? Nie będę niewolnicą żadnego z nich! Chcesz, to sam wskakuj im do łóżka!

- Hej, przecież nie mogą nam nic zrobić złego, w końcu to szkoła co nie?

Knowledge zaśmiało się.

- Nie martwcie się, modyfikacja pamięci, to coś, czego uczymy się do perfekcji, więc niczego nie zapamiętacie, a nieświadomość, będzie gorsza od całej reszty.

- Kto je uleczy?

- Ona – wskazała na nauczycielkę, która przedtem została na zewnątrz z nami i Victorem- ma dar leczenia, nie ma dla niej rzeczy niemożliwych.

- Udowodnij.

- Mell, pozwolisz?

Mell, jedna ze zbrojnych, która nie brała udziału w zawodach, skinęła głową, ale widać było, że nieco się przestraszyła.

Wszyscy uczniowie Knowledge zaczęli rzucać w nią zaklęcia, a dziewczyna padła na ziemię w stanie tak tragicznym, że nie można tego opisać. Moi przyjaciele i inni wyrazili swoje przerażenie w różne sposoby, ale ja stałam po prostu jak wryta, niezdolna do ruchu czy wydania z siebie dźwięku. Sądziłam, że Mell nie żyje. Nauczycielka weszła do środka, teraz zauważyłam, że wygląda jak Penny i Mara, była pod wpływem zaklęcia, nieświadoma tego, co robi. Dotknęła dziewczyny, a ta zaczęła na naszych oczach składać się, jej kości zrastały się, ciało goiło a po zaklęciach, nie było śladu, wstała uśmiechnięta, jak gdyby nic się nie stało.

- Dość pokazów, więc jak Vi zaczynamy?

Spojrzałam na wszystkich, każdy mówił coś innego, jedni byli za inni przeciw. Najbliżsi popierali każdą moją decyzję, wiedziałam, że już czas by zadecydować sama.

- Moja siostra i ja jesteśmy silniejsze, niż myślisz, więc lepiej pożegnaj się z mamą i przeproś ją za to, kim się stałaś.

Trisha zaśmiała się głośno i gardłowo.

- Pierwsza męska decyzja Vivienne, brawo. - Pchnęła matkę w moją stronę, a ta jak lunatyk podeszła do mnie.

Jeden z uczniów Knowledge przyciągnął po dwie ławki po każdej stronie a Penelopa i Mara położyły się na nich.

- Wszystko prócz przemiany jest dozwolone, więc trzymaj kły przy sobie.

- A ty pazury.

- Śmierć jest ostateczna i nastąpić może nie prędzej niż po 10 minutach, chyba że będzie ona wynikiem obrażeń czy wykrwawienia i nastąpi prędzej.

- Pożegnaj się z matką Trisha, nie żartuję – oczywiście, że blefowałam, ale za nic nie mogłam się zdradzić.

- Pa matko – zaśmiała się – a Ty, nie pożegnasz siostry?

- Nie ma takiej potrzeby, nie wiesz, ile potrafimy znieść dla siebie i dla bliskich, nic o nas nie wiesz.

- Zaraz się okaże, jakie jest, to Twoje nic. Pierwsza, która nie będzie mogła znieść bólu bliskiej, odpada, zaczynamy.

Ledwo skończyła, a już rzuciła zaklęciem w Penny, której kości palca zaczęły pękać, kruszyć się jak kreda w proch, słyszałam, jak strzelają niczym ziarna kukurydzy na rozgrzanej patelni.

Penny jęknęła, ale nie krzyczała. Spojrzałam na Marę, niczym mi nie zawiniła, ale jeśli życie mojej siostry, los przyjaciół i informacja, jest w rękach jej córki, nie miałam wyjścia.

Pomyślałam o czymś efektownym i złamałam jej rękę na pół, wiedziałam, że nauczycielka z Knowledge uleczy ją w okamgnieniu.

Mara krzyknęła, a jej krzyk poraził mnie, Trisha obejrzała się z obojętnością i zadała kolejne bolesne zaklęcie Penny, której skóra zaczęła pękać i odchodzić od ciała. Nie znałam takiego zaklęcia, ale było ono na pewno jednym z czarno magicznych, przełknęłam gulę w gardle i zacisnęłam oczy, nie patrząc na nią, nie mogłam. Spojrzałam na przyjaciół, wiele osób z pozostałych wymiotowało, płakało, zakrywało twarze, przytulało się wzajemnie, niektórzy próbowali wyjść poza barierę, ale odbijali się od niej jak od ściany. Zrozumiałam, że Trisha zaplanowała każdy szczegół przedstawienia.

- To szaleństwo, nie mogę...

Ronan podszedł do mnie.

- Żadnej pomocy! - krzyknęła Trisha, pastwiąc się znów nad Penelopą, jej krzyk przybierał na sile.

Ronan uniósł ręce w geście poddania.

- Tylko z nią porozmawiam, zero pomocy.

Trisha nie sprzeciwiła się, więc spojrzał na mnie.

- Ronan nie dam rady, wiesz, że nie mogę, ja... nie dam rady, Penny jest silna, wiem, że wiele zniesie, że ją uleczą, ale ja nie mogę krzywdzić Mary, po prostu nie dam rady. Nie zasłużyła na to.

- Wiem skarbie, ale pamiętaj, że siła nie tkwi tylko w zadawaniu bólu fizycznego, można cierpieć psychicznie, lub sprawić by ktoś tak cierpiał. Jesteś światłem, moim słońcem, wyrocznią i dobrą osobą. Wygrasz to, zwyciężysz każdą batalię. - Pogładził mnie po policzku.

Przytaknęłam, chociaż nie byłam pewna, czy dobrze rozumiałam, co chciał mi przekazać. Penny krzyknęła przeraźliwie, odwróciłam się, widząc, coś, czego nie zapomnę do końca życia, Trisha wyjmowała z niej wnętrzności i oglądała je.

Odsunęłam się i zwymiotowałam.

Lynch chciał mi pomóc, ale Ronan pokręcił głową i przytrzymał go.

- Da radę, uwierz w nią – powiedział.

Lynch przytaknął.

Wróciłam do Mary. Spojrzałam na nią, analizując wskazówkę Ronana. Siła nie tkwi tylko w zadawaniu bólu fizycznego, można cierpieć psychicznie, lub sprawić by ktoś tak cierpiał.

Zrozumiałam już na pewno, co miał na myśli.

- Maro? Maro, słyszysz mnie?

- Tak.

- Cierpisz?

- Boli, ale wytrzymam.

- Maro, opowiedz mi o tym, jak dowiedziałaś się o swojej ciąży.

- Ciąży?

- Tak, urodziłaś córkę, Trishę, pamiętasz?

- Trisha. Moja córeczka, moje małe jabłuszko.

- Jabłuszko?

- Tak. Gdy dowiedziałam się o niej, byłam najszczęśliwsza na świecie, długo z Jacobem staraliśmy się o dziecko, ale nie wychodziło, w końcu udało się, pokochałam ją, zanim ją poznałam, zanim potwierdziły się wyniki badań wykonanych po teście.

- Jak wyglądała po urodzeniu?

- Była piękna, oczy miała czarne jak dwa węgielki, a twarz okrągłą jak jabłuszko, była urocza. Ścisnęła mnie za palec i trzymała tak mocno i wytrwale, że nie mogłam jej długo odstawić, wiedziałam już wtedy, że będzie silną, dzielną, niezależną kobietą.

- Co było później?

- Trisha zachorowała, jej serce było słabe, walka o każdy oddech – zapłakała, a Trisha poruszyła się nerwowo- czuwaliśmy przy niej noc i dzień na zmianę, każda godzina była jak błogosławieństwo. Nie dawano jej wielu szans, ale doktor Charles Johnson i jego partnerka, Laurie jeszcze nie była wtedy jego żoną, nie poddali się i walczyli o nią. Gdy udało się jej wyzdrowieć z ich pomocą, wiedziałam, że to mały cud, inni nie mogli w to uwierzyć, miała 0,5% szansy na przeżycie, tyle, co nic, jednak moja wojowniczka przeżyła. Moja dzielna dziewczynka. Później była całe dzieciństwo cicha, spokojna, pokorna, kochana córka, oczkiem w głowie Jacoba i całym moim światłem.

- Maro, co zrobiłabyś dla córki?

- Wszystko, jest moim światem, dla niej mogę nawet zginąć, jeśli to uchroni ją i da jej długie, piękne życie.

Penny milczała od dłuższej chwili, nie wiedziałam, co się dzieje, miałam nadzieję, że żyje, ale zauważyłam, że i Trisha przycichła.

- Jesteś pewna, że gotowa jesteś za nią umrzeć.

- Tak. Każda matka gotowa jest poświęcić życie za dziecko. Trisha jest wszystkim, co mam, bez wahania poświęcę się dla niej. Chciałabym, tylko by wiedziała, jak bardzo ją kocham, chciałabym, żeby zrozumiała, że zawsze będę ją kochać, nieważne co powie, co zrobi, będzie moją małą córeczką, małym cudem.

- Dość – powiedziała cicho, ale wyraźnie Trisha, nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam.

- Maro...

- DOŚĆ POWIEDZIAŁAM! - krzyknęła — Wygrałaś.

Nauczycielka od razu podeszła do Penny i uleczyła ją, a zaraz po niej podeszła też do Mary, obie wstały całe i zdrowe, ale nadal nieświadome.

- Odwieźcie je i wracajcie szybko.

Dwóch zbrojnych zabrało moją siostrę i Marę i odeszli wykonać polecenie Trishy.

- Owldark wygrało – machnęła ręką, wyciszająca kopuła zniknęła – możecie odejść, muszę porozmawiać z Vivienne.

Wszyscy prócz Ronana i Lyncha odeszli, Nolan stał w oddali, nie odszedł mimo próśb Idy, którą odtrącił brutalnie, ale i nie został z nami.

- To było zagranie, na jakie ja nigdy bym się nie zdecydowała, psychika nie jest moją mocną stroną, wolę zadawać ból.

- Zauważyłam.

- Tak jak obiecałam, Penelopa niczego nie zapamięta, jest zdrowa i cała, możesz jutro zadzwonić i się przekonać.

Tak zrobię – pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos.

- Kto zabił moich rodziców, jeśli nie Ted Da...

- Ted jest niewinny, zapewne wrobił go ktoś, kto za tym stoi, nieświadomy tego, że prawda wyjdzie na jaw.

- Nazwisko, podaj mi jego imię i nazwisko.

Trisha spojrzała nieco nad moim ramieniem i szepnęła.

- Nixon.

Poruszenie za moimi plecami wybiło mnie z zamyślenia, skąd kojarzę to nazwisko, które słyszałam chyba tylko jeden raz, ale nie pamiętam kiedy.

- Nixon?

- Nolan Nixon. 

OwldarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz