Rozdział 27

62 3 0
                                    

Gdy już nie mogłam przedłużać zajadania się ciastem, postanowiłam czym prędzej wyjść i pogadać z chłopakami.

- Bardzo tu ciepło, wyjdziemy na moment przed dom. Penelopa powinna zaraz być, wrócimy z nią dobrze?

- Jasne, oczywiście, byle byście były obie na 11:50 u nas.

- Będziemy.

Wyszłam z chłopakami i oddaliłam się nieco od domu, podeszłam do drogi i pospiesznie odeszłam w stronę przystanku autobusowego, schowałam się za nim i zwymiotowałam.

- Vi?

- Zaraz wrócę.

Ponownie żołądek wywinął koziołka i zwróciłam całą jego zawartość. Otarłam usta i wyjęłam z kieszeni małą piersiówkę z krwią, upiłam spory łyk i wróciłam.

- Co jest? Ciasto Ci zaszkodziło?

- Nie, raczej wiadomość o Trishy.

- To zastanawiające, że jest w Knowledge i jawnie o tym mówi, chociaż nie powiedziała, co naprawdę studiuje.

- Ale ona była jak ja... znaczy, jej rodzice są ludźmi, nie są magiczni ani odrobinę i założę się, że nie zrezygnowali z magii.

- Pewnie jest jedną z przemienionych.

- Jak to?

- Jeśli ktoś zyskał magię za pomocą przemiany w wampira czy wilkołaka, czyli po wypiciu krwi lub ugryzieniu, zranieniu to trafia tam, nie do nas.

- Biedna Trisha, pewnie jest przerażona... zawsze była taka cicha i spokojna, nigdy nie przyjaźniła się z nikim, była większym odludkiem ode mnie, ale zawsze ją lubiłam. Jesteśmy w tym samym wieku.

- Zobaczymy, kim jest, jeśli przyjedzie.

- Kto by powiedział, że senne i spokojne Ardton stanie się siedzibą co najmniej czterech istot nadprzyrodzonych na kilka najbliższych dni.

- Ja na pewno nie.

Autobus podjechał i wyszła z niego pięknie wystylizowana Penelopa a za nim ktoś, w kim ledwo rozpoznałam Trishę.

- Trisha?

Niska, szczupła, ale piękna dziewczyna o ostrych rysach twarzy, krótko ściętych włosach i ubraniach w stylu boho jednak z kurtką moro, spojrzała na mnie, mrużąc oczy i marszcząc nos.

- Vivienne Johnson pijawką – zaśmiała się – nieźle, zapowiada się ciekawie.

- Jak nazwałaś moją siostrę?! - Spytała Penelopa z oburzeniem.

- Siostrunia niczego nie wie? - zaśmiała się – no, no Vivienne, nie doceniałam Cię. Zawsze byłaś inna, ale nie przypuszczałam, że tak mnie zaskoczysz. Jednak nie jesteśmy tak zdziwaczałe, za jakie nas mieli co nie? Do zobaczenia w domu.

Trisha odeszła, a ja zrozumiałam wszystko, nie musiałam o nic pytać, poczułam wyraźnie woń mokrego psa, którą Nessa opisywała jako naturalny zapach wilkołaków.

- Odwaliło jej na dobre – Penny pokręciła głową – gadała totalnie od rzeczy.

- Tak, coś jest z nią nie tak, ale to nieistotne. Penny, cieszę się, że jesteś – objęłam ją pospiesznie.

To mój przyjaciel Ronan i mój chłopak Nolan, mówiłam Ci o nich. Moja siostra Penelopa.

Wymienili uprzejmości.

- Mówiłaś siostrzyczko, mówiłaś – ale nie powiedziałaś, że to takie ciacha – szepnęła mi do ucha pod pozorem, przytulasa.

- No to co, idziemy do McLoughlinów? Nie mam pojęcia, po co nas ściągali, mam sesję dziś wieczorem, muszę wracać, bo jest duża rola do załapania.

Ruszyliśmy pospiesznie, pragnęłam już być tylko z chłopakami, by omówić całą sytuację, ale nie zanosiło się na to, by szybko było to możliwe.

McLoughlinowie przywitali równie ciepło Penelopę, chwaląc się, że widzieli ją w kilku reklamach i filmie w drobnej roli kelnerki, jednak jak na mieszkankę małego Ardton była dla nich namiastką gwiazdy z Hollywood. Trisha siedziała niedbale na kanapie, nie zwracając na nas większej uwagi, przeglądała jakiś magazyn i zupełnie nie okazywała radości z powrotu do domu.

- Dobrze więc, czas już powiedzieć, po co ściągnęliśmy was do Ardton po takim czasie, ale co tu dużo mówić, lepiej zobaczyć na własne oczy, ubierajcie się, wychodzimy. Trish Ty także.

- Nie mam ochoty na spacery, jestem zmęczona, położę się.

- Trisha kochanie, to ważne, chodź z nami.

- Nie mam ochoty – powiedziała uniesionym głosem, w którym wyczułam złowrogą nutę, niemal gardłowe warczenie.

Wyszła z salonu i zniknęła na górze, głośno zamykając drzwi.

Mara spojrzała na męża.

- Porozmawiam z nią, jak wrócimy. Teraz chodźmy, wszyscy już pewnie czekają.

- Czekają, na co? - dopytywała Penelopa.

- Na Was. Chodźmy.

Wyszliśmy z domu, szłam z Nolanem na końcu, Penelopa i Ronan, który zagadywał ją kilka razy, szli przed nami. Zauważyłam, że wpadł jej w oko, zachowywała się tak, jak wtedy gdy podkochiwała się w Jack'u, później nie widywałam jej z chłopakami.

Szliśmy kilka minut w kierunku naszego domu, gdy spojrzałam, już z daleka zrozumiałam, o co chodzi, dom wyglądał jak nowy, bo dokładnie taki był, odremontowany i odmalowany. Wyglądał jak przed pożarem a może i lepiej. Pod domem zebrało się chyba całe miasteczko, poznałam kilka osób ze szkoły, nauczycieli, panią Sander, a nawet miejscowego księdza i oczywiście cały oddział policji, kilkoro lekarzy ze szpitala i innych sąsiadów, którzy uśmiechali się i machali do nas.

- Wyremontowali dom – powiedziałam łamiącym się ze wzruszenia głosem.

Nolan ścisnął moją dłoń. Podeszliśmy niemal pod same drzwi, witane oklaskami, niczym wielkie bohaterki, miałam ochotę zapaść się pod ziemię, za to Penelopa dobrze grała rolę eleganckiego wzruszenia i wdzięczności, więc wystarczyło za nas dwie.

- Penelopo, Vivienne. W imieniu całego Ardton cieszymy się, że możemy w końcu pochwalić się naszym wspólnym sukcesem. Własnymi rękoma odbudowaliśmy wasz dom niemalże od zera. Niedługo po pożarze zgłosił się do komendy telefonicznie anonimowy darczyńca, który zaoferował pokrycie wszelkich kosztów materiału i wyposażenia, jeśli dom wyremontują mieszkańcy miasta, wdzięczni Charlesowi i Laurie Johnson za wszelką pomoc, jaką Ci im okazali, gdy najbardziej tego potrzebowali. Nie wahałem się ani na moment, by przyjąć jego propozycję. Po otrzymaniu pierwszej części środków rozpoczęliśmy prace, a na zakończenie i wyposażenie otrzymaliśmy większą sumę, której pozostałość mieliśmy przekazać na szpital w imieniu darczyńcy. Nie wiem, kim był, ale wiem, że ma wielkie serce, nie próbowałem go odszukać, bo nie życzył sobie ujawniać swojej tożsamości, pozwolił jedynie na krótką wzmiankę o jego udziale po moim niemal godzinnym naleganiu. Więc już koniec o nim, nie chcę go rozgniewać, bo mógłby mieć mi to za złe, gdyby się o tym dowiedział.

Zebrani roześmiali się.

- Z dumą przekazuję wam klucze, do waszego starego, a jednak nowego domu, w nadziei, że nawet jeśli nie na stałe, to przynajmniej raz na czas znajdziecie okazję by odwiedzić nas swoich przyjaciół i sąsiadów, którzy zawsze w pamięci będą mieć dobroć i serce, jakie okazywali wam nasi rodzice, w czasie, gdy zdało się, że cały świat zapomniał o istnieniu naszego małego miasteczka.

Rozległy się brawa, a łzy płynęły mi po policzkach od dłuższego czasu, nie wiedziałam, że płacze, póki Nolan, nie otarł ich swoją dłonią, całując mnie w czubek głowy.

- Idź, odbierz klucze – szepnął.

Wyszłam więc razem z Penelopą. Odebrałyśmy klucze, spojrzałam na nią, a ona skinęła głową i zrobiła krok w przód. Nie mogłam się skupić na tym, co mówiła, ale musiało to być piękne, bo kilka osób zaczęło ocierać oczy, nadal byłam przejęta całą tą niespodziewaną sytuacją i tylko uśmiech Ronana zdradzał, że dobrze wie, kim jest tajemniczy anonimowy darczyńca. Ja też już wiedziałam, teraz zostało jedynie, pięknie podziękować, najlepiej kilkukrotnie.

Weszłyśmy do domu i rozejrzałyśmy się po wnętrzu. Pomieszczenia miały ten sam układ, meble były niemal wszystkie łudząco podobne lub identyczne jak te, jakie znajdowały się w domu przed pożarem, oczywiście nie było w nim już apaszki mamy, która wisiała w przedpokoju na wieszaku, a której żadna z nas nie miała odwagi schować ani tym bardziej wyrzucić, czy też dyplomów taty, jakie wisiały przy schodach na piętro, ale reszta była bardzo wiernie odwzorowana na naszym starym domu. Gwarne rozmowy z zewnątrz nie cichły, po obejściu domu, przysiadłam z Penelopą na drewnianych schodach na piętro, prowadzących do naszych pokoi i łazienki.

- Wyszło świetnie.

- To prawda, ale nie wiem, co z nim zrobimy, pusty zniszczeje, a ja nie zamierzam wracać.

- Jesteś pewna?

- Tak. Poznałam kogoś w Londynie, nie wiem, może coś z tego będzie, ale na pewno tu nie wrócę. Mogę wpaść na wakacje, ale nic poza tym. A Ty? Ten blondyn to coś poważnego?

- Myślę, że tak – powiedziałam zgodnie z prawdą.

- No ale uważaj, jeszcze nie chce zostać ciotką.

- Penny! Zupełnie mi to nie w głowie.

- Widziałam, jak na Ciebie patrzy, jesteś dla niego ważna, to dobrze, to tylko kwestia czasu, jak to zrobicie.

- Zejdź ze mnie, w ogóle, od kiedy o tym gadamy?

- Nie wiem, od dziś?

Zaśmiałyśmy się.

- Trzeba wracać.

- Tak, trzeba, chociaż wcale mi się nie chce, czuję się jak wtedy, po ich śmierci, też tak pusto, ale były ich rzeczy, teraz nie zostało już nic.

- Wiem Vi, ale już czas zaleczyć te rany i ruszyć dalej. Życia im nie wrócimy. Teraz musimy zadbać o swoje, założyć rodziny, urodzić dzieci i być szczęśliwe. Tego by dla nas chcieli. Mama i tata zawsze będą z nami, Ty jesteś bardzo podobna do niej, zwłaszcza teraz, przypominasz mi ją, ten uśmiech, radość w oczach i ten zadziorny błysk.

- Nigdy nie widziałam tego podobieństwa, ale może masz rację.

Przywołałam w pamięci obraz mamy.

- Mówisz – zmieniłam temat – dzieci i rodzina a co z Twoją karierą?

- Zapomnij — machnęła ręką — na modelkę jestem za stara, na grę w reklamach czy filmach zawsze jest dobry wiek, a czy z dziećmi, czy bez to bez różnicy, ważne, by być szczęśliwą i zdrową, bo w końcu to jest najważniejsze.

- Kim jesteś i gdzie się podziała moja wredna siostra, chcąca zawojować Anglię, Stany i świat jako gwiazda, nagradzanych Oskarami filmami? Aktorka z kanałem fit i milionem obserwujących?

- Musiała sama zapłacić czynsz, zrobić pranie, gotować, sprzątać i pilnować kolejki na castingi od 4:00 nad ranem, zniknęła w jednej z takich kolejek i została zwykłą, ale nadal seksowną Penny.

Objęłam siostrę, ciesząc się, że zmieniła podejście i teraz jest taka, jaką zawsze była, chociaż mocno to skrywała przede wszystkim przed samą sobą.


- Jeśli z blondynem Ci nie wyjdzie, to brunet, też jest niczego sobie, zwłaszcza że patrzy na Ciebie z taką czułością jak jego kumpel.

- To tylko przyjaciel i raczej tak nie patrzy, po prostu się kumplujemy.

- Mówię tylko, co widziałam.


Wyszłyśmy i po zamienieniu jeszcze kilku krótkich, uprzejmych rozmów z sąsiadami, którzy w końcu zaczęli się rozchodzić do swoich domów i pracy wróciłyśmy ja z chłopakami do domu Nolana, po drodze żegnając McLoughlinów i raz jeszcze im dziękując a Penny na powrotny autobus. Obiecałyśmy sobie spotkać się w Londynie jeszcze w tym roku przed sylwestrem.

Gdy weszłam do domu Nolana, Ronan oddalił się pod pretekstem zrobienia zakupów i poznania mojej następczyni w sklepie Pani Sander, a ja bez zbędnej zwłoki, zaczęłam dziękować już tak nie anonimowemu dobroczyńcy.

OwldarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz