Rozdział 47

33 3 0
                                    

Ronan wrócił z Lynchem oboje obładowani zakupami, zrobiliśmy kolację i przygotowaliśmy farsz do indyka, oraz ciasteczka. Po 23:00 poszliśmy spać, Nolan spał w salonie, ja z Ronanem a Lynch w drugiej sypialni. Nie mogłam zasnąć, wierciłam się z prawej na lewą, w końcu poddałam się i o 3:20 usiadłam na parapecie okna, okryłam się kocem i patrzyłam w ciemność. Rozmyślałam, co powinnam zrobić, jak na nowo zapomnieć o Nolanie, który wkradał się znów w moje życie i serce. Nie mogłam z nikim o tym pogadać, nawet z Lynchem, on zrozumiałby, ale jednak pewnie też nie wiedziałby, co mi doradzić. On także lubił ich obu i ciężko byłoby mu doradzać w takiej kwestii. Byłam wampirem, wyrocznią, mieszańcem i kobietą, rozdartą między dwoma wampirami, których kochałam, każdego nieco inaczej i oboje mieli coś, co mnie przyciągało. Po godzinie doszłam do wniosku, że to, co czuję do Nolana, powstało na skutek tego, że poznałam już wszystkie powody, przez jakie odsunął się ode mnie i zrozumiałam, że z jego strony, zachował się tak, jak i pewnie ja zachowałabym się na jego miejscu, zwłaszcza widząc, że on zbliża się do mojej przyjaciółki. Może próbowałabym walczyć, ale mając tajemnicę dotyczącą wypadku i obaw jego reakcji na to też pewnie bym się poddała, czując się winna tego, co się stało. Nad ranem nadal nie spałam i byłam pewna, że muszę się odizolować i dojść do siebie. Muszę zrozumieć sama, czego chcę, a przy okazji, porozmawiać z kimś o tym, z kimś, kto nie zna mnie ani chłopaków a dochowa tajemnicy. Penny miała racje, potrzebowałam pomocy, ale nie psychiatry. Nie wiedziałam tylko jak to zrobić, czy i jeśli tak, to, jak powiedzieć o tym Ronanowi i chłopakom, zwłaszcza gdy ktoś poluje na wampiry.

Ubrałam się po cichu i wybrałam najgorszą z możliwych, ale i najlepszą dla mnie opcję, ucieczkę w samotności. Nie widziałam innej opcji, napisałam szybko wiadomość na kartce informującą, że musiałam zniknąć na kilka dni, że przepraszam ich i wrócę, jak tylko będę mogła.

Wyszłam z domu Ronana, gdy było jeszcze ciemno i uważając na siebie, udałam się do punktu aportacji, wróciłam do Londynu, a tam udałam się do jedynej znanej mi osoby, która mogła mi pomóc. Kupując po drodze kwiaty w kwiaciarni i żywność na bazarze, poszłam do szamanki z nadzieją, że przyjmie mnie i zdoła mi pomóc. Udało się, weszłam do niej i usiadłam naprzeciwko niej, dziś z pewnością nie przypominałam dawnej siebie.

- Wyrocznia. Miłość jest Twoją słabością. – Westchnęła, nim powiedziałam cokolwiek.

- Tak, masz rację. Co mam zrobić? Rozumiem, że wiesz już wszystko?

- Duchy są głośne, nie trzeba nic mówić, wiem. Nie poradzę nic na Twój problem. Jesteś mieszańcem, łączysz w sobie dwie natury, a każda z nich ciągnie cię w inną stronę, jedna do zbrojnego, druga do empaty.

- Ale jestem jedna, nie mogę mieć ich dwóch.

- Mieszańcy nigdy się nie wiązali, wampiry także robią to niezwykle rzadko. Kto ma prawo mówić, z kim powinna być wyrocznia? Kto ma prawo decydować czy należy kochać jedną, dwie czy pięć istot?

- Władza?

- Władza – prychnęła – nie są lepsi od reszty, jedynie skrzętnie to kamuflują. Nie możesz walczyć ze sobą i złem jednocześnie. Wojna może zmienić wszystko, może sprawić, że runą wszelkie znane dotąd prawa, zakończą się nakazy i zakazy. Masz wielką moc, nie bez powodu wyrocznią miała zostać właśnie istota taka jak Ty, zmieszana z dwóch glin. Kochać można obu, każdego inaczej, a jednak obu. Od Ciebie i od nich zależy, jak wszystko się potoczy dalej.

- Nie chcę wracać, potrzebuję się gdzieś zaszyć, by nikt mnie nie znalazł, ktoś poluje na nas.

- Zaczęło się, więc nic dziwnego. Możesz tu zostać, ale nie na długo, kilka dni. Potrzebuję spokoju, po świętach musisz odejść. Twoje rozedrgane myśli nie pozwolą mi na skupienie i pomoc innym.

- Dobrze, dziękuję.

Szamanka zaprowadziła mnie do pokoju, był niemal pusty, jedna szafka nocna, łóżko, stolik i krzesło.

- Przyniosę Ci zioła, pomogą się rozluźnić i podjąć decyzję, wzmocnią Cię.

- Dziękuje.

Usiadłam na łóżku, kładąc plecak obok, byłam kłębkiem nerwów, nie wiedziałam, jak postąpić dalej. Chciało mi się śmiać. Wojna nadchodziła, polowano na wampiry, a ja uciekłam, zostawiając jedynie krótką, niewiele tłumaczącą wiadomość. Miłość, moja słabość nie pozwala mi być tym, kim powinnam w obliczu tego, co nadchodzi. Powinnam być silna, mieć plan, wiedzieć, jak postąpić, a czułam się jak małe dziecko, zagubione we mgle, nie wiedzące, w którą stronę się odwrócić, by znaleźć schronienie.

- Niech dymi cały czas – powiedziała, kładąc na stolik tlące się słodkie zioła – zrobię Ci napar na wzmocnienie, nie będzie smaczny, ale pomoże.

Przytaknęłam.

Zostałam sama, położyłam się, wdychając dym, po chwili odleciałam. Otworzyłam oczy, byłam w domu, kolejny raz w Ardton. Mama siedziała na sofie w salonie i rozkładała ręce, widząc mnie.

- Mamo!

OwldarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz