Rozdział 7

147 7 0
                                    

Gdy dotarliśmy do Londynu, dochodziła szósta i normalnie słońce chyliłoby się już ku zachodowi, lecz w ten pochmurny deszczowy dzień, było po prostu szaro i ponuro. Nolan zaparkował samochód i ruszyliśmy brukowaną, ciemną śliską od deszczu ulicą. Ciężkie chmury zdawały się wisieć tuż nad ziemią. Rozejrzałam się na boki, z kilku mieszkań wyciekało słabe światło, na ulicach było niewielu ludzi i nie byłam pewna czy to za sprawą ponurej aury, do której właściwie mieszkańcy Londynu z pewnością przywykli, czy też z powodu okrytej złą sławą dzielnicy, w jakiej się znajdowaliśmy.

Skręciliśmy w wąską wielowiekową alejkę, mijając jedną spieszącą się osobę, szczelnie okrytą długim skórzanym płaszczem.

- Pierwszy przystanek. - Powiedział, otwierając mi drzwi i wchodząc za mną.

- Nolan?! Wieki Cię nie widziałam!

- Witaj Blair, miło Cię widzieć w dobrej formie.

Szczupła, drobna kobieta o krótko ściętych czarnych włosach miała na sobie długą dzianinową sukienkę przewiązaną w pasie szerszym skórzanym paskiem, wyglądała na około 45-50 lat i czule obejmowała Nolana.

- Dobrze, że nie zapomniałeś drogi do mojego domu. Zabawisz dłużej?

- Niestety nie tym razem Blair. Pozwól, że przedstawię Ci Vivienne, jestem jej patronem. Vivienne, to moja stara znajoma Blair.

- Dzień dobry.

Blair skinęła głową i przyjrzała mi się uważnie z tajemniczym uśmiechem, obeszła dookoła mnie, poczułam się jak muzealny eksponat, wystawiony na aukcje.

- Dobre warunki, niezłe proporcje, hmm... kopia, włócznia, szabla... — dotknęła moich pleców, uniosła jedną z moich rąk i lekko mnie za nią szarpnęła, ale udało mi się ustać w bezruchu — może gdyby popracować nieco nad mięśniami barków, pleców i klatki piersiowej, byłaby z niej przyzwoita łuczniczka.

- Znajdziesz coś dla niej? - zapytał, spoglądając w inną stronę Nolan, siedzący wygodnie w fotelu, z obojętnym wyrazem twarzy.

- Owszem, coś się znajdzie.

Coś zaskrzypiało i w moim kierunku zaczęły lewitować dwie miarki krawieckie, jedna oplotła mnie w pasie, kolejna mierzyła długość moich ramion.

- Nie stój jak kołek, rozluźnij się i stań nieco szerzej, rozłóż ramiona na boki – powiedziała zmęczonym głosem Blair.

Jej ton nie spodobał mi się, ale posłusznie zrobiłam, co nakazała.

Blair machnęła dłonią, a miarki wróciły do niej, wyszła z pomieszczenia.

- Stwarza pozory surowej, ale wierz mi, zyskuje przy bliższym poznaniu.

- Zauważyłam. Długo się znacie?

- Będzie tego trochę.

- Nie wie? - Głos Blair dobiegł z innego pomieszczenia.

- Nie.

Teraz jej śmiech rozległ się po całym sklepie.

- Zawsze to samo, stary dobry Nolan, lubisz fundować żółtodziobom mały szok. No dobra, Twoja sprawa, powinno być okej, możesz przymierzyć – wskazała na zasłonę w kącie pomieszczenia, podając mi naręcze ciężkich ubrań.

Weszłam za zasłonę i ułożyłam je na starej skrzyni, zaczęłam mierzyć, trzy sukienki, trzy pasy przypominające pasy narzędziowe, z masą uchwytów, zaczepów i dwoma kieszeniami każdy. Trzy pary przylegających spodni ze skóry, które o dziwo były bardzo elastyczne i wygodne oraz trzy lniane białe koszule z wąskimi rękawami.

OwldarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz