Rozdział 30

65 5 0
                                    

Poderwałam się z pozycji leżącej, w głowie zaczęło mi wirować, ale byłam o wiele silniejsza, do mojej ręki podpięta była kroplówka z krwią.

Rozejrzałam się, zdając sobie sprawę, że jestem w pustym gabinecie Aurory, usiadłam na sofie i potarłam pulsujące jeszcze skronie. Na zewnątrz słychać było kroki, liczne, pospieszne i zbliżające się w moją stronę. Szarpnięcie za klamkę i oto w drzwiach przede mną stanęli oni Aurora i Victor, mój biologiczny ojciec.

- Jak się czujesz Vivienne? - spytała z troską.

- Lepiej, dziękuję, ale nie rozumiem, jak się tu znalazłam?

- Orion uwolnił się z boksu i wybiegł na dziedziniec, narobił strasznego hałasu i zaalarmował uczniów, którzy poszli za nim. Gdy Cię znaleźli, od razu posłali po mnie, a Nolan już niósł Cię do akademii.

Przytaknęłam ze zrozumieniem.

- Vi, co robiłaś w jeziorze myślicieli?

- Skąd pani wie?

- Mówiłaś o nim przez sen.

- Znalazłam je przypadkiem, wczoraj wieczorem przed kolacją, nie wiem dlaczego, ale czułam, jakby mnie przyciągało. Weszłam do niego, a później poczułam się bardzo słaba, nawet po nocy nie zregenerowałam się w pełni i wypiłam kubek krwi, ale on nie pomógł za wiele.

- Jezioro wysysa życie, jest bardzo niebezpieczne. Dlatego z każdej strony otacza go gęsty las, o którym krążą legendy, jakoby był przeklęty. Nie słyszałaś ich?

- Coś słyszałam, ale wtedy zupełnie nie myślałam o tym. Przepraszam.

- Vi chyba powinniśmy porozmawiać – spojrzałam na Victora – myślę, że jezioro ujawniło Ci odpowiedź na nurtujące Cię pytanie, czyż nie?

Spojrzałam nieśmiało na wykładowcę, który zdawał się równie spięty co zmartwiony.

- Tak, wiem kto, jest moim ojcem – spojrzałam na Victora.

Mężczyzna pobladł, podszedł bliżej i usiadł obok mnie, chciałam się odsunąć nieco, ale pomyślałam, że może to źle odebrać, więc nie ruszyłam się.

- Vi, ja... Nie wiedziałem o Twoim istnieniu. Twoja matka nie powiedziała mi. Zobaczyłem Twoje nazwisko na liście, wiedziałem, że Lu wyszła za mąż za Charlesa Johnson i gdy się dowiedziałem, że jesteś ich córką, chciałem, byś była w Owldark, ja wpisałem Cię na listę i doprowadziłem do zaproszenia cię do tej szkoły, wiedziałem, że Lu chciała się tu uczyć, jednak nie mogła. Chciałem więc dać tę szansę jej córce. Nie wiedziałem, że ona i jej mąż nie żyją. Gdy okazało się, że jesteś dzieckiem ze związku między specjalistycznego, pomyślałem, że mogę być Twoim ojcem, ale chwilę później uznałem, że przecież Lu mogła być z kimś innym, nawet nie świadomie spłodzić dziecko z empatą, sądziłem, że Charles nim był i zrzekł się magii, a oboje nie wyznali przed sobą prawdy, skoro byli ludźmi, mogli sądzić, że ani jedno, ani drugie nie wie o magii. Dopiero gdy powiedziałaś, że nie żyją, a on był Twoim ojczymem... wszystko złożyło się w całość.

Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Nie chciałam nazywać go ojcem, było na to za wcześnie, o ile w ogóle kiedyś zdobędę się na to, by tak go nazwać, ale też nie chciałam, by poczuł, że mam mu coś za złe, chociaż bolało mnie, że wybrał magię zamiast mamy.

- Victorze, myślę, że Vi dość przeszła, powinna odpocząć i gdy w pełni dojdzie do siebie, znajdziecie czas by porozmawiać i wszystko sobie wyjaśnić. Vi, wrócisz do swojego pokoju, - zaczęła mówić, odpinając kroplówkę, która zdążyła już się skończyć — ktoś przyniesie Ci obiad i kolację a jutro, jeśli będziesz się czuła na siłach, wróć na zajęcia.

- Dobrze, dziękuję.

Wyszłam z gabinetu bez słowa, na zewnątrz stali wszyscy, ale ja nadal nie czułam się na tyle silna, by opowiedzieć im o wszystkim, więc posłałam im jedynie firmowy uśmiech ekspedientki i powoli ruszyłam schodami w dół do akademika. Zerknęłam na telefon, Penny dzwoniła wczoraj i dziś rano, była dopiero 11:00 więc zajęcia miały trać jeszcze kilka godzin, miałam więc dość czasu, by pobyć sama ze sobą i zadzwonić do siostry.

W pokoju od razu położyłam się na łóżku i zadzwoniłam do Penelopy. Okazało się, że dostała rolę w filmie, drugoplanową co prawda, ale będzie dość ciekawą postacią, Pogratulowałam jej i porozmawiałam z nią chwilę, by nie musieć się tłumaczyć, czemu tak szybko kończę, rozmowę, chociaż ból głowy się nasilał. Gdy zapewniłam siostrę cztery razy, że obejrzę film, w końcu mogłam zakończyć połączenie i spróbować zasnąć, przynajmniej na godzinę czy dwie, z nadzieją, że ból minie. Zasypiając, myślałam o mamie i miałam nadzieję, że znów mi się przyśni, o ile to w ogóle był sen. Pukanie do drzwi chwilę po 13:00 wyrwało mnie z płytkiego snu, przyniesiono mój obiad i duży kubek krwi. Byłam wdzięczna, widząc, że to Ronan przyszedł z moim posiłkiem.

- Dzięki, wejdziesz?

- Na chwilę.

- Siadaj.

Przysiadłam przy biurku i napiłam się.

- Jak się czujesz? Miałaś od razu wracać, co Ci do głowy przyszło, żeby łazić po tym lesie? Mówiłem, że jest przeklęty.

- Zrobiłam raptem parę kroków i straciłam kompletnie orientację.

- No dobra, nie będę Cię opieprzał, pewnie zajmą się tym pozostali.

- Dzięki, pocieszające.

- Jak zawsze do usług. Nabieraj sił na wieczór, pewnie nie odpuszczą tak łatwo, jak ja, Nolan mało nie oszalał, gdy wczoraj nie mógł się dopukać do Ciebie, a dziś, gdy Orion narobił rabanu, był przekonany, że coś się stało i pierwszy był na miejscu, od razu odniósł Cię do Aurory, która już szła do stajni.

- Okłamał mnie.

- Zataił informację.

- To niemal równoznaczne, zresztą, mówił, że wybrał mnie sam ot tak z listy.

- A co miał wtedy powiedzieć?

- Mógł powiedzieć później, zwłaszcza że podejrzewałam Victora o bycie moim ojcem a dziwnym albo i nie trafem, to on prosił go o mój patronat.

- To jak, on jednak jest Twoim ojcem?

Przytaknęłam.

- Ale numer.

- Nie mów nikomu, nie wiem, czy chcę, by ktoś wiedział jeszcze... sama muszę przywyknąć.

- Jasne, będę milczał, ale co, przyznał się czy jak?

- Ech, to dłuższa historia – dotknęłam jego ręki i poczułam, że coś dziwnego się dzieje, znów widziałam cały wieczór, moje wejście do wody, wizje mamy i Victora i wszystko to, co było później, aż do momentu wyjścia od Aurory.

- Co... co to było?

- Mnie pytasz?

- Pokazałaś mi swoje wspomnienie, ale jak?

- Nie mam pojęcia, ale chyba to jezioro faktycznie coś we mnie pomieszało, jakbym miała mało problemów.

- Nie mów o tym nikomu, na razie.

- Wcale nie zamierzam, ale muszę rozgryźć, jak to działa.

- Okej, pomyśl o jakimś starszym wspomnieniu i dotknij mnie.

Pomyślałam i dotknęłam go. Wybrałam pierwsze z brzegu, to jak poznałam jego i Nolana w sklepie.

- Nieźle się wtedy wygłupiłem, ale nie byłem sobą.

- Nie przejmuj się. Czyli widziałeś to, co ja, znowu.

Dotknęłam go bez uprzedzenia, skupiając się na tym, co tu i teraz.

- Przestało?

- Nie, po prostu – pomyślałam o połączeniu z Lynchem.

- Cholera Vi, co to jest?

- Nie mam pojęcia, ale jak się skupię, to mogę chyba to kontrolować, ale myśleć muszę o tym, co tu i teraz. Mogę spróbować jeszcze raz, ale przez bluzę.

- Pewnie, będę Twoim królikiem, w końcu ja zaciągnąłem Cię na skraj lasu, ponoszę część winy.

- Nie gadaj bzdur – naciągnęłam rękaw na dłoń i dotknęłam go ponownie w ramię, a później odkrytą dłoń.

- Okej, czyli działa, ale musisz mieć coś na dłoniach.

- Szlag, nie mów, że będę musiała śmigać w rękawiczkach?!

- Jeśli nie chcesz za każdym razem dzielić się wspomnieniami, to chyba tak.

Próbowaliśmy jeszcze dotyku ramieniem o ramię i jego dłoń na moim policzku, co było równie krępujące jak miłe, a przede wszystkim konieczne. Zdawało się, że przekaźnikiem są wyłącznie moje dłonie.

- Dobra, więc chodźmy do pasażu, kupisz mi rękawiczki, bo jak dotknę kogoś po drodze, to zacznie się gadanie, wolę nie ryzykować.

Wyszliśmy i kupiłam rękawiczki, odpowiednie by spędzać w nich czas zarówno na zewnątrz jak w pomieszczeniu. Nie były piękne i koronkowe ani aksamitne i długie czy też stylowe, jednak na szczęście nie typowo zimowe, co nieco mnie uspokoiło. Czarne z cienkiego materiału, na wszelki wypadek od razu przetestowałam czy nie za cienkie, ale ku uldze mojej i Ronana, były okej.

- Teraz pół biedy, ale co wiosną, latem i później?

- Może minie?

- Wierzysz, że coś takiego – pomachałam rękoma – może samo minąć?

- Em... no chyba nie – wypuścił powietrze z głośnym świstem.

- Dobra, później się pomartwimy. Leć na zajęcia.

- Jasne, trzymaj się.

- Ronan!

- Tak? - Odwrócił się do mnie.

Podeszłam i objęłam go.

- Dziękuję Ci.

Odpowiedział tym samym.

- Od czego są przyjaciele Vi?

Wrócił do uczelni, a ja pokręciłam się nieco po pasażu, przy okazji zachodząc do sklepu po świeży sok wieloowocowy. Usiadłam na ławce przed akademikiem i myślałam, co dalej zrobić? Po ostatnich zajęciach Nolan, Lynch i Lara będą ciekawi, co się stało, a ja będę musiała im opowiedzieć, a jak ukryć ręce i nie wspominać o tym?

- Cholera jasna – przeklęłam cicho i poszłam w stronę stajni.

Czułam się już bardzo dobrze, równie dobrze mogłabym iść na ostatnie zajęcia, ale że miała być to medytacja, postanowiłam ją sobie odpuścić, przynajmniej dziś. Podeszłam do Oriona i pogłaskałam go przez rękawiczkę.

OwldarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz