Rozdział 17

79 6 0
                                    

Bycie absolwentami pierwszego roku, wiązało się z jeszcze jednym sporym przywilejem samodzielną teleportacją, ale dla mnie wiązało się także ze spotkaniem, którego wolałabym uniknąć, niestety nie mogłam. Ronan i Nolan, przestali być naszymi patronami z ostatnim dniem szkoły, a jak nakazuje zwyczaj, trzeba było oddać opiekunom artefakt oraz po prostu podziękować za opiekę, wsparcie, rady i inne takie tam oraz oczywiście za udzielone zabezpieczenie finansowe. W tym przypadku miałam sobie najmniej do zarzucenia. Dwa razy w ciągu roku skorzystałam z zakupów na koszt Nolana, za pierwszym razem kupiłam breloczek z kotem, za drugim poduszkę, kolejne zakupy szły na konto niczego nieświadomego Ronana, jednak Lynch powiedział, że bierze to na siebie. Lynch umówił się na spotkanie z nimi na 10 minut przed naszą planowaną teleportacją, cała się trzęsłam i nie pomagało mi nic, nawet silne ramiona Lyncha, który obejmował mnie silnie, chociaż odczuwał mój lęk równie mocno.

- Spokojnie, to tylko chwila, powiedz mu "dziękuję za wszystko" i po temacie. Trzy słowa.

- Lynch, trzy słowa to za mało, dużo dla mnie znaczył i nadal znaczy, teraz jeszcze mniej okazji będę mieć, aby nawet próbować z nim złapać kontakt. Od grudnia nie miałam go praktycznie wcale, ale wiedziałam, że gdybym potrzebowała, to będzie, a od drugiego roku to nie będzie już takie oczywiste.

- Zawsze będziesz mieć mnie.

- Wiem Lynch i dziękuję Ci za to.

- To nie moja zasługa, ale bardzo się cieszę, że akurat Ciebie sparowało ze mną, nie widziałem się w parze z nikim innym.

- Kocham Cię Lynch.

- Też Cię kocham Vi.

Cmoknął mnie w czoło a ja jego w policzek i po chwili z plecakami zarzuconymi na ramiona wyszliśmy na dziedziniec. Nogi mi drżały, dłonie pociły się, byłam pewna, że jestem biała jak kartka papieru, ale starałam się uspokoić, ze wszystkich sił myślałam o wszystkim byle nie o tym co za chwilę nastąpi. Nigdy nie sądziłam, że mając swoje 18 lat no, okej, prawie 19 będę przeżywać zwykłe spotkanie jak pierwszą randkę. Gdy doszliśmy na miejsce, oni już na nas czekali.

- No i nadszedł ten dzień! - Ronan zaczął z charakterystycznym dla siebie wzniosłym tonem, za którym kryło się rozbawienie – Nasze młodziaki, skończyły pierwszy rok i uwolniły się od swoich patronów. Przyjemnie było patrzeć, jak się rozwijacie, przynosicie chlubę uczelni i tak dalej i tak dalej, okej, koniec z tymi formalnymi farmazonami. Dobra robota, nieźle zaliczyliście rok, ale i tak nic nie pobije waszej walki z Trolem i lamdarisami oraz specjalnego pozwolenia na dodatkowe zajęcia, no powiem młody – walnął Lyncha w ramię – nie sądziłem, że tak się rozkręcisz, dobra robota.

- Dzięki, to spora zasługa Vi.

- Wiadomo Duviename to zawsze nasz brakujący element, dzięki połączeniu po prostu się uzupełniamy.

- Tak, zgadza się.

Cisza, tego bałam się najbardziej.

- No, więc dzięki wielkie Ronan za pomoc, wsparcie, rady i całą resztę.

- Jasne, nie ma problemu stary, jak coś wal jak w dym.

- Dzięki.

Ronan spojrzał na mnie, później na Nolana.

- Em, tak, Ronan ma rację co do waszych sukcesów, miło było być patronem, tak zdolnej posesorki Vi, życzę Ci wszystkiego dobrego.

Tyle? Tylko tyle? - niemal miałam ochotę krzyknąć, ale powstrzymałam się.

- Dziękuję, też było mi miło i dzięki za pomoc ze wszystkim, mieszkaniem, kasą na pasaż i w ogóle.

- Żaden kłopot.

OwldarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz