Nie wyszliśmy z sypialni do późnego wieczora, Ronan oglądał TV, w salonie a zimna już kolacja czekała na nas w kuchni.
Nie byłam głodna, ale z chęcią napiłam się krwi i wspólnie z chłopakami obejrzałam horror, który bawił nas do łez. Resztę wieczoru przedyskutowaliśmy na temat Trishy i szkoły Knowledge. Powiedziałam chłopakom to, co mówiła mi Aurora, o planach na przyszły rok, związanych z bliżej nieokreślonym czymś, co miało mieć miejsce w przyszłym roku.
- Nie powiedziała, co planuje, więc może to być wszystko.
- Widzisz Trishę i jej podobnych razem z nami? Mam nadzieję, że to nie jakaś wymiana uczniów czy coś...
- Pożyjemy, zobaczymy, teraz chciałabym wiedzieć, jak to się stało, ale Trisha raczej nie jest zbyt pozytywnie nastawiona do wampirów, przynajmniej nie tych ze swojej szkoły jak widać.
- Ten kundel nazwał Cię pijawką, więc to raczej pewne, że jest wrogo nastawiona.
- Spokojnie Ronan, nie chcemy się tu wyróżniać, ani spalić przykrywki. Nasze sprawy musimy załatwić poza Ardton.
Następnego dnia jak na porządnych mieszkańców przystało, udaliśmy się do punktu sprzedaży choinek wybrać świąteczne drzewko, spotkaliśmy tam komendanta, powiedziałam, że na kilka dni, zapewne do poniedziałku zatrzymamy się w miasteczku w domu Nolana, który jest w całkiem dobrym stanie, więc nie ma obaw, wspólnie spędzimy obiad, ale zapraszamy ich oczywiście na popołudniową kawę i ciasto.
Po wybraniu choinki, konieczne było udanie się do sklepu, po zapas żywności, wiedziałam, że chcę zorganizować piękne święta, a przede wszystkim takie, by nie wyróżniać się wśród sąsiadów. Zbyt dobrze wiedziałam, jak szybko rozchodzą się wieści, gdybym nie kupiła ozdób, oraz zapasu jedzenia jak dla armii wojska, zaczęłyby się wędrówki z plackami, indykami i innymi przysmakami świątecznymi. Załadowani więc po sam dach samochodu, wróciliśmy do domu i wspólnie przygotowaliśmy posiłki, jednak już za pomocą magii ozdobiliśmy dom i choinkę, byłam w szoku, widząc, że Nolan zabrał z Londynu mój płatek śniegu, stworzony w ubiegłym roku. Uznał, że to nasza pierwsza wspólna ozdoba, która jest taka jak ja, wyjątkowa i niepowtarzalna, odzwierciedla moją dwoistość. Spodobało mi się to. Ronan ozdobił kilka drzewek na zewnątrz i zawiesił światełka wokół dachu, a ja z Nolanem nieco czasu poświęciliśmy na spędzenie go tylko we dwoje, nadal nie mogąc nacieszyć się swoim własnym towarzystwem poza terenem uczelni. Święta w Ardton zapowiadały się białe i jak z bajki wyjęte. Bożonarodzeniowy poranek powitał mnie piękny biały dywan ze śniegu, który zalegał na całym podwórku, przyozdabiając drzewa, zimozielone krzewy i całą okolicę. Od rana przygotowywałam indyka, wspominając ubiegłoroczne święta. Zatęskniłam za Lynchem, więc zadzwoniłam do niego. On także tęsknił, w domu nudził się potwornie. Chciał wracać już do Londynu, by odpocząć od pytań o Larę, które padały na zmianę z pytaniami o wampiryzm. Poprawił mi humor, a ja jemu, opowiadając o niespodziance sprawionej mi przez Nolana i sąsiadów. Złożyliśmy sobie życzenia i zaczęliśmy wspólnie odliczać dni do ponownego spotkania.
Po świątecznym posiłku, tak jak było zaplanowane, odwiedzili nas McLoughlinowie ku naszemu zdziwieniu była z nimi także Trisha. Ronan szczególnie nie był zadowolony z jej obecności, jednak ja i Nolan w odróżnieniu od niego, staraliśmy się robić możliwie dobrą minę do złej gry.
- Piękny dworek, jeśli o niego zadbasz, będzie prawdziwą chlubą miasteczka – zachwycała się Mara.
- Wymaga to sporego nakładu finansowego, ale myślę, że powoli uda mi się przywrócić mu dawną świetność.
- Tak, z pewnością. W końcu pieniądze niemalże rosną na drzewach co nie? - zakpiła Trisha.
- Kochanie, nie bądź niemiła. Przepraszam, naprawdę nie wiem, co w nią wstąpiło, zupełnie jej nie poznaję – powiedziała Mara, biorąc mnie i Nolana na bok, gdy Trisha przyglądała się biblioteczce.
- Nic nie szkodzi, może po prostu ma cięższy okres na uczelni, każdemu się zdarza prawda kochanie?
- Oczywiście, masz rację Vi.
Podałam kawę i upieczony niedawno sernik, Ronan wyjął stare sztućce, które zdecydowanie były srebrne, zrozumiałam, co chce osiągnąć tym zabiegiem, nie byłam pewna, czy to dobry pomysł. Nie mówiąc jednak niczego, wróciłam z nim do salonu i usiadłam przy stoliku, słuchając, jak komendant opowiada Nolanowi historię jego domu, którą pamiętał a którą ten z pewnością bardzo dobrze znał.- Nixonowie byli kiedyś właścicielami wielu tych ziem, dworek był ich chlubą...
- Nie wiedziałem o tym, moja rodzina mieszkała tu kiedyś, ale ja jestem pierwszy raz, dopiero niedawno dowiedziałem się o tym miejscu, rodzice nigdy nie wspominali, dowiedziałem się od notariusza rodziny, już po ich śmierci w wypadku samochodowym, więc nie było skąd poznać historii tego miejsca.
Niezła historia, chociaż nie wiedziałam ile w niej prawdy, jeśli chodzi o śmierć rodziców Nolana. Gdy wszyscy zebrali się przy stole, Trisha jako jedyna nie użyła ani łyżeczki do kawy, ani też widelczyka do ciasta, jadła je ręką ku niezadowoleniu rodziców, którzy przyznali, że zachowuje się jak zwierzę, jednak ona jedynie kpiąco się uśmiechała w naszą stronę i rzuciła:
- Cóż, może czasami tak, ale za to nie cuchnę czyjąś krwią.
Ronan był wściekły, ale udało mu się zachować spokój, pozwalając sobie jedynie na żarty i drobne docinki, które były zrozumiałe jedynie dla naszej czwórki. Jacob i Mara nie mieli pojęcia, o co chodzi, więc by zatuszować sprawę, zmyśliłam na poczekaniu historię o potrąconym zwierzęciu, któremu pomogłam kiedyś w drodze do szkoły, brudząc się jego krwią, co było przyczyną docinek rówieśników. Skwitowałam to śmiechem i starymi czasami jednak zrozumiałam doskonale jej aluzję.
Gdy McLoughlinowie wyszli, musiałam odetchnąć i zrobiwszy śnieżkę, cisnęłam nią przez całą długość ogrodu, próbując dać upust emocjom.
- Jak na młodego wilczka, pozwala sobie na wiele, nie przejmuje się, że nawet jej bliscy mogą w końcu dopatrzyć się czegoś nieludzkiego w tym buntowniczym zachowaniu. Już dziś wystarczyło, niewiele a zaczęłaby warczeć. Ewidentnie nie mogła znieść zaczepnych komentarzy Ronana odnośnie do aluzji na temat zwierzęcej natury, jaka drzemie w każdym człowieku.
- Myślisz, że nie do końca pogodziła się z tym, kim się stała?
- Możliwe, ale to oznacza jedynie większe komplikacje, wilkołak nieakceptujący w pełni swej natury, jest groźniejszy niż cała wataha.
- Dobrze, że to nie nasz problem, zostaje tu na kilka dni, jak i my, a co będzie się działo w Knowledge to już ich sprawa. - rzucił Ronan, starając się uspokoić, krążąc jednocześnie pospiesznie po ogrodzie.
- Jednak mogłeś się powstrzymać od tych komentarzy.
- Nie mogłem, wkurza mnie. Nie mam za wiele do wilków, ale jej bezczelność działa mi na nerwy.
- Swoją drogą ten dowcip o zającu i wilku był całkiem udany – zaśmiałam się.
- Mam jeszcze inne w zanadrzu na przykład ten:
Idzie zajączek przez las i niesie pod pachą teczkę.
Spotyka go wilk i pyta:
– Co tam niesiesz?
– Swoją pracę magisterską.
– Ha! A jaki temat?
– „Zając najgroźniejszym zwierzęciem w lesie"
– No! Ty chyba sobie kpisz!
– To chodź za krzaczek!
Wpadają za krzaczek, słychać straszliwy łomot, skowyt. Po chwili zza krzaczka wypada wilk z obłędem w oczach, sierść z niego prawie zdarta... Po chwili wychodzi zając, a za nim niedźwiedź. Misio poklepuje zająca po plecach i mówi:
– Widzisz zajączku! Nie jest ważny temat pracy magisterskiej, tylko promotor.
Zaśmialiśmy się i wróciliśmy do domu w lepszych nastrojach, z nieco chłodniejszym spojrzeniem na sprawę. Nolan sprawdził jednak na wszelki wypadek, kiedy wypada najbliższa pełnia, na szczęście nasze i mieszkańców Ardton przypadała dopiero pod koniec stycznia następnego roku. Zaraz po świętach wróciliśmy do Londynu, nareszcie mogłam spokojnie odetchnąć, klimat małego miasteczka przestał mi najwidoczniej służyć, ciągle obawiałam się, że albo Trisha coś wywinie, albo ktoś przyuważy nasze nadludzkie zdolności, z którymi niewygodnie było mi się kryć. Poruszanie się w ludzkim tempie, udawanie, że coś jest zbyt ciężkie czy zrzucanie złego nastroju na kark przemęczenia zaczynało mi doskwierać na tyle, że miałam dość rodzimej okolicy na co najmniej kilka najbliższych lat. W Londynie znów zebraliśmy się całą paczką, brakowało jedynie Lary, co Lynch przeżywał wyjątkowo mocno, rozumiałam go, sama nie wyobrażałam sobie teraz dnia bez spotkania z Nolanem, a co dopiero tak długiej rozłąki. Sylwestra spędziliśmy w jednym z większych klubów, gdzie poznałam inne wampiry, początkowo nastawione do nas nieufnie, ale gdy zorientowały się, że nie przyszliśmy na ich teren, by się pożywić a jedynie zabawić, stali się wiele bardziej otwarci, aż w końcu sami namawiali nas do częstowania się ludźmi. Nie mogło mi to przejść przez myśl i żadne z nas finalnie nie skorzystało, za to ja i Nolan kolejny raz podzieliliśmy się swoją krwią pośrodku pełnego klubu ludzi, głośnej muzyki, krzyków podniecenia zebranych i kolorowych świateł. W Nowy Rok wkroczyliśmy z przytupem.
CZYTASZ
Owldark
Teen FictionŻycie osiemnastoletniej Vivienne zmienia się o 180 stopni gdy otrzymuje zaproszenie do tajemniczej akademii Owldark.