Rozdział 18

81 5 0
                                    

Ocknęłam się dwadzieścia pięć minut po północy, przerażona, że zaspaliśmy.

- Lynch, obudź się, pora się ogarnąć.

- Jasne, już wstaje. Cholera, nie wiem, kiedy zasnąłem.

- Ja też nie, pamiętam, jak pisałam do Penny, że jestem u Twojej rodziny, - zerknęłam na telefon -zdążyłam nawet wysłać SMS, ale później padłam.

- Tak, zasnąłem więc nieco wcześniej.

Ubraliśmy się i po obmyciu zaspanych twarzy zeszliśmy na dół, gdzie w jadalni tliło się przygaszone światło lamp, a Nessa i Sean popijali aromatyczne napoje.

- Jesteście. Świetnie, napijecie się herbaty?

- Poprosimy – powiedział sennie Lynch, siadając za stołem.

- Przysnęło się wam?

- Tak, nie wiem kiedy odleciałem.

- Początki są najgorsze, ale później człowiek się przyzwyczaja, akcja nie trwa zwykle długo, we dwoje zajmuje nam około dwóch godzin, najgorsze jest zlokalizowanie tego, w którym domu są i czy już wyszły, to zajmuje najwięcej czasu.

Nessa przyniosła tacę a na niej filiżanki, czajnik z gorącą herbatą, oraz whiskey, dzbanuszek z mlekiem, irish cream i bitą śmietanę.

- Nie wiedziałam, co lubicie, więc podałam wszystko.

- Dziękujemy Nesso.

Nalałam sobie herbaty i dodałam nieco mleka, wolałam nie ryzykować z whiskey i likierem przed pierwszą akcją a na bitą śmietanę dla mnie było za późno. Lynch nalał sobie samej herbaty.

- Mówiłeś, że działają w systemie średnio 4 domy na dzielnicę jednego wieczoru i może ich być w nim kilka. Ludzie przygarniają po kilka tych niby kotów?

- Nie do końca. Są osoby, które mają kilka kotów a wśród nich jeden jest Yukonem, w noc grabieży, po prostu pojawiają się inne, wiedzą, gdzie są potrzebne, by pomóc wynieść kosztowności.

- Rozumiem.

- Czasami udaje nam się pomóc jednej, czasami dwóm rodzinom, zwykle są to domy blisko siebie, by wyglądało na złodzieja, ale bywa i tak, że to domy w różnych częściach ulicy, o czym dowiadujemy się na drugi dzień lub jeszcze później, wtedy jest ciężej. Miejscowa policja poszukuje od miesiąca rzekomej szajki włamywaczy, nadaremnie. Dobrze, że mamy magię i możemy użyć zaklęć niewidzialności, w przeciwnym przypadku i nas mogliby o to posądzić – zaśmiał się.

- Tak, my nie możemy jeszcze z tego korzystać, rektor Aurora zaleciła nam zaklęcie zapomnienia oblivisci.

- Rozumiem. Tak niewidzialność jest skomplikowana nieco bardziej i można ucierpieć podczas zanikania. To rzadkie, ale zdarza się, nie ma co ryzykować, zaklęcie jest łatwiejsze a równie skuteczne.

- Dużo wilkołaków jest w waszej okolicy? - spytałam.

- Obecnie wataha liczy osiem osób, ale dziś nie ma pełni, wtedy są najbardziej niebezpieczni, bo nie kontrolują swojej wilczej natury. Za to poza nią, zawsze gdy po prostu chcą być sobą, informują nas, gdzie będą, byśmy nie wchodzili sobie w drogę, tak na wszelki wypadek. Żyjemy z nimi w zgodzie, są młodzi i podczas planowanych przemian bardziej świadomi, jednak bywa, że czasami podczas przemiany i ich polowania, nie zawsze można do nich dotrzeć gdy instynkt bierze górę nad rozsądkiem, więc zaopatrujemy się w tojad, to ziele, które im nie służy. Nessa robi z nich aerozol, którym spryskujemy się przed akcjami, by mieć też pewność, że wyczują swoje potencjalne zagrożenie z odległości i po prostu nie będą się zapuszczać w naszą stronę.

OwldarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz