To, co działo się później, wyglądało jak jedna wielka smuga, poruszająca się z niebywałą prędkością i kotłująca się na moich oczach.
Ronan i Trisha szarpali się, on krzyczał, ona warczała, ale uspokoić zdołał ich dopiero dźwięk, który rozrywał moją głowę na kawałki, a przynajmniej tak się poczułam, gdy padałam z Lynchem na ziemię, a obok upadli Trisha i Ronan zakrywając uszy dłońmi i wijąc się z bólu jak my. Zobaczyłam dwie pary butów, damskie i męskie, uniosłam wzrok, by napotkać dłoń Victora. Wstałam z jego pomocą.
- Wybacz, to było konieczne.
Przytaknęłam, rozumiejąc, że ten dźwięk miał za zadanie nie dopuścić do rozerwania się wzajemnie na strzępy przez tę dwójkę.
- Jesteście cali? - spytała Aurora.
Przytaknęli zgodnie.
- Co to miało znaczyć?
Głos dyrektora Knowledge, który stał nieco dalej, a którego właśnie zauważyłam, zelektryzował nie tylko mnie, ale i Trishę.
- Małe nieporozumienie panie dyrektorze, to się więcej nie powtórzy.
- Zawiodłem się na Tobie Trisha. Przyjechaliśmy w pokojowym nastawieniu, chcąc podtrzymywać więzi wzajemnej przyjaźni, a Ty wdajesz się w bójkę.
- Przepraszam sir.
- Do pokoju, jutro porozmawiamy o konsekwencjach.
- Tak jest. Przepraszam Ronan – wyciągnęła dłoń, a on niechętnie, lecz ujął ją w swoją.
- Spoko – powiedział, niczego nie tłumacząc, ani niczemu nie zaprzeczając.
- Przepraszam Cię chłopcze, was wszystkich przepraszam. Zapewniam, że wyciągnę konsekwencję.
- Proszę nie być dla niej surowym – poprosiłam – to naprawdę wyglądało o wiele gorzej, niż do prawdy było – dodałam spokojnie, chcąc pokazać, że jestem skruszona i przerażona tą sytuacją.
- Wezmę to pod uwagę.
- Auroro, wybacz.
- Rozumiem Tristanie, wiedzieliśmy, że może nie być lekko, dlatego dobrze, że mamy to – uniosła mały gwizdek w górę.
Tristan przytaknął i odszedł.
- Teraz powiecie mi co tu się na bogów działo? - powiedziała Aurora z matczyną troską w głosie, ale i ojcowską przyganą na twarzy.
- Trisha sądziła, że jest silniejsza od wampirów i zaczęła się przepychać z nami, nie daliśmy się sprowokować, ale gdy...
- ... gdy mnie popchnęła — zaczęłam kontynuować tłumaczenie zmyślone przez Lyncha — Ronan nie wytrzymał, to nie jego wina, po prostu stanął w mojej obronie.
- Trisha za dużo wypiła i nie panowała nad sobą. Kły i pazury mają czyste, więc to nie było nic więcej niż jedynie groźnie wyglądające przepychanki z nadprzyrodzoną prędkością.
- Trzeba było ich pilnować do końca, dorośli ludzie, dojrzałe wilki i wampiry, a gorzej niż dzieci — jęknęła, pocierając czoło — dobrze, wracajcie do siebie, mam nadzieję, że rozejdzie się to po kościach.
Wróciliśmy bez słowa, prosto do mojego pokoju.
- Ronan wycisz mój pokój, nie wiem jak, ale zrób to.
Ronan machnął ręką i poruszył ustami nieznacznie.
- Już.
- Co tam się stało? Czy Nolan to ten NOLAN?!
- Tak Vi, wychodzi na to, że ten sam.
Przysiadłam na łóżku, całkowicie bez sił. Moje myśli galopowały w zawrotnym tempie, przypomniałam sobie wyraźnie ten dzień. Jak niemal co rano rodzice odwieźli nas do szkoły i pojechali do pracy. Po lekcjach wróciłam do domu, Penelopa odgrzała obiad wyjęty z lodówki przygotowany przez mamę i pisała z kimś SMS-y, a ja zabrałam się za odrabianie lekcji. Był wieczór i wiedziałam, że rodzice niebawem powinni być już w domu. Gdy rozległ się dzwonek do drzwi, poczułam dziwne ukłucie w żołądku. Dlaczego dzwonią? Przecież mają swoje klucze. Kolejny dzwonek, wyszłam z pokoju i zajrzałam do Penelopy, leżała na łóżku ze słuchawkami w uszach, więc zeszłam na dół, by otworzyć drzwi. Już na schodach zobaczyłam niebiesko czerwone migające światło, które wlewało się przez szybkę u góry drzwi. Otworzyłam je, a komendant pan McLoughlin spytał mnie, czy Penelopa jest w domu, przytaknęłam i pobiegłam po nią.
- Dziewczynki, musimy porozmawiać – powiedział, gdy obie byłyśmy już na dole, zabrał nas do salonu, usiadłyśmy na kanapie, a on powiedział nam spokojnie tylko jedno zdanie.
- Bardzo mi przykro, ale zdarzył się wypadek, wasi rodzice niestety nie przeżyli.
Nie pamiętam reakcji Penelopy, ale ja zaczęłam płakać i krzyczeć, koniecznie chciałam do mamy i taty, chciałam ich zobaczyć, nie uwierzyłam w ani jedno usłyszane słowo. Wybiegłam, jak stałam w kapciach i dresie przed dom, zobaczyłam jeszcze dwa samochody przy jednym stała jakaś kobieta w ciemnej garsonce i łysy korpulentny mężczyzna w okularach z teczką i dokumentami w rękach a przy drugim Angela, lekarka pracująca z rodzicami w klinice. Podbiegłam w jej stronę, krzycząc:
- Angela! Powiedz, powiedz, że to nie prawda, oni kłamią! Mama i tata żyją, nie mogli umrzeć!
Angela chwyciła mnie mocno za ramiona, oczy miała pełne łez, bez słowa przyciągnęła mnie do siebie i mocno przytuliła, mimo że wyrywałam się i chciałam uciec, biec jak najdalej przed siebie, prosto do szpitala, by zobaczyć ich. W końcu nie mogli zginąć, nie mogli nas zostawić.
Nie jestem pewna, co działo się później, poczułam jedynie ukłucie w ramię i wszystko działo się tak, jak na filmie puszczanym w zwolnionym tempie. Angela zabrała mnie do domu, a komendant przyprowadził dwójkę obcych ludzi, którzy rozmawiali z Penelopą, pamiętam, że była wyjątkowo opanowana i spokojna. Podpisała jakieś dokumenty i przytakiwała im. Żona komendanta, wprowadziła się do nas z Trishą na pierwszy tydzień, pomogła Penelopie ze wszystkimi sprawami związanymi z pogrzebem i formalnościami. Gotowała dla nas i matkowała nam. Pogrzeb pamiętam jak za mgłą, byłam już na lekach przepisanych przez psychiatrę, ale nigdy nie zapomnę miny Penelopy, która trzymała się dobrze, niemal do końca, gdy zostałyśmy same, zaczęła płakać i upadła na kolana, chowając twarz w dłonie, a ja objęłam ją, płacząc razem z nią. Po pogrzebie odbyła się sprawa w sądzie w Vertness, gdzie Penelopa stała się moją prawną opiekunką. Sąsiedzi pomagali nam przez dłuższy czas, przynosili jedzenie, odwozili do szkoły, ale całkiem nieźle zaczęłyśmy sobie radzić, więc po czasie przestali. Penelopa ogarniała sprawy bankowe i urzędowe, a ja zajęłam się domem, w końcu podjęłam pracę po lekcjach na kilka godzin w sklepie pani Sander a Penelopa w drogerii.
- Vi słyszałaś, co mówiłem?
- Przepraszam, wszystko do mnie wróciło, nie słuchałam.
- Rozumiem. Mówiłem, że powinnaś pogadać z Nolanem. Uważałem, że wilczyca kłamała, ale po wszystkim, co ostatnio się stało, nie mogę za to ręczyć. Pierwszy odruch był u mnie naturalny, rzuciłem się na nią, przekonany, że łże, ale później przyszło opamiętanie. Teraz nie wiem, czy miałem rację.
- Nie musisz się tłumaczyć, był Twoim Duviename, reakcja była prawidłowa – pocieszył go Lynch.
- Już nim nie jest, a ja zdaje się, że nie znałem go wcale tak dobrze, jak sądziłem.
Wstałam z łóżka, otarłam łzę, która samoistnie spłynęła mi po policzku i bez słowa wyszłam. Nie zwracając uwagi na późną porę, z wampirzą prędkością wybiegłam na wyższe piętro i bez pukania otworzyłam drzwi do pokoju Nolana tak mocno, że uderzyły w ścianę.
- Czy to prawda? - spytałam twardo, patrząc na niego. Stał tyłem, spoglądając w ciemność za oknem. – Czy jesteś winny śmierci moich rodziców?
Odwrócił się powoli i spojrzał na mnie, nie musiał nic mówić, wiedziałam, że Trisha mnie nie okłamała. Zbliżyłam się do niego i spoliczkowałam go, a później zaczęłam bić pięściami, ignorując ból w rękach, jaki powstawał przy każdym ciosie, ani drgnął. Usłyszałam za sobą Ronana i Lyncha, próbowali coś do mnie mówić, odciągnąć mnie, ale odrzuciłam ich oboje pełna furii z siłą, o jaką się dotąd nie podejrzewałam. Nolan w końcu złapał moje ręce i objął mnie, wtulił w siebie tak mocno, że nie mogłam się ruszyć, poddałam się i płakałam, zawodząc głośno, a jego smutne i pełne skruchy „Przepraszam" wypowiadane raz za razem tuż przy mojej głowie, raniło bardziej niż wszystko inne.
Zajęło mi chwilę, bym mogła się uspokoić na tyle, że mógł mnie puścić. Usiadłam na jego łóżku i znów czułam się zobojętniała jak po zastrzyku Angeli, który podała mi na uspokojenie tego wieczoru. Nic nie miało znaczenia, wszystko było nieistotne, równie dobrze mogłabym zasnąć, bo teraz też nie docierało do mnie nic, co mówili do mnie Ronan czy Lynch.
Zabrali mnie do pokoju i całą trójką położyliśmy się na łóżku, Lynch leżał za mną a Ronan przede mną, odwrócony twarzą w moją stronę, oboje przytulali mnie mocno, milcząc. Obudziłam się rano, leżąc z Ronanem, Lynch siedział już na fotelu, był przebrany, więc widocznie spał u siebie i niedawno przyszedł.
- Hej – powiedziałam smętnie.
- Hej.
- Muszę się z nim zobaczyć, na spokojnie porozmawiać, wczoraj nie byłam w stanie.
- Jasne, ale najpierw musimy iść na śniadanie i lekcje, odłóż to na wieczór okej?
- Pewnie, teraz to kiedy się dowiem, jak to się stało, niczego nie zmieni, nie przywróci im życia, więc mogę zaczekać.
Podczas śniadania Trisha zachowywała się inaczej, nie była już taka pewna siebie, ale dalej budziła pewien respekt wśród swoich. Dopiero po lekcjach, na których zupełnie nie mogłam się skupić i po obiedzie poprosiłam ją o chwilę rozmowy na osobności, zgodziła się, nie robiąc problemów.
- Skąd wiedziałaś, że to Nolan?
- Rozpoznałam go już wtedy w Ardton, przed świętami, zrozumiałam, że nic nie wiesz i bawiło mnie to, nie powiem, wtedy powstał plan na zawody, które miały Ci ujawnić prawdę, a przy okazji zapewnić nam rozrywkę podczas pobytu tutaj, o którym wiedzieliśmy od ubiegłego roku. Dyrektor i wasza rektorka, planowali turniej od dawna.
- Tak, wiem, że planowali wszystko. Trisha, dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego chciałaś ranić mnie i Penelopę? Na prawdę aż tak się zmieniłaś?
- Zmieniłam się, ale to nie dlatego... Żebyś zrozumiała, musimy wrócić pamięcią do czasów podstawówki.
- Serio?
- Tak, wtedy zaczęła się moja obsesja na Twoim punkcie.
Zdębiałam i przysiadłam na ławce na dziedzińcu, a Trisha usiadła obok, siadając na oparciu ławki, kładąc nogi na jej siedzisko, odwróciłam się nieco w jej stronę.
- Opowiesz?
CZYTASZ
Owldark
Teen FictionŻycie osiemnastoletniej Vivienne zmienia się o 180 stopni gdy otrzymuje zaproszenie do tajemniczej akademii Owldark.