Dziesięć minut przed 3:00 nad ranem, usłyszałam kroki na korytarzu i ciche rozmowy. Wyszliśmy do pozostałych. Grupa poinformowanych przeze mnie osób zbierała się, by razem z nami wyjść i zająć pozycje do walki. Lynch, Nick i Lara doszli na końcu, wypieki na twarzach dwójki śmiertelnych mówiły wszystko.
- Gotowi?
- Bardziej nie będziemy.
Wyszliśmy po cichu, na dziedziniec i pod budynkiem szkoły, w porozumieniu z wykładowcami i Aurorą wszyscy zostali rozstawieni w bojowej formacji. Nasza czwórka stała niemal przed bramą, liczyłam, że uda nam się porozmawiać, naprawdę wierzyłam, że obejdzie się bez rozlewu krwi.
- NADCHODZĄ! - zawyło Licho i niemal od razu zniknęło.
- Zrobiła, co obiecała, nic ponadto – prychnął Ronan.
- Sfinksie, liczymy na Ciebie.
Kot skinął łbem i machnął skrzydłami, cienka srebrna mgiełka oddzieliła nas niczym kurtyna od bramy i tym, co przed nią.
Usłyszałam zbliżające się z oddali kroki, liczne i ciężkie. Ujęłam chłopaków za dłonie i pocałowałam każdego z nich pospiesznie. Ku mojemu zdziwieniu, oni także wymienili się krótkim, jednak uroczym całusem robiąc to tuż przede mną, na moich oczach. Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- Kocham Was.
- Ja też was kocham – powiedzieli wspólnie. Mocniej zacisnęłam ich dłonie i puściłam po chwili.
Na drogę przed nami, wyłaniając się z ciemności, wyszły różne magiczne istoty, których nie znałam, a na ich czele stał mężczyzna, ludzki, jednak od razu rozpoznałam w nim wampira.
- Kim jesteś i czego chcesz – spytałam, a mój głos był potężny, jakby przesycony pewnością siebie.
- Wyrocznio, spodziewałaś się mnie. Oznajmiłem, że nadejdę, podałem Ci datę, a ludzka dziewka przekazała nowinę. Głupio postąpisz, walcząc ze mną i moją armią.
- Jednak zaryzykuję, o ile będzie to konieczne. Czy nie zdajesz sobie sprawy, że żadna istota, nawet tak potężna, jak wampir, nie jest w stanie zyskać źródła magii, tylko dla siebie? Magią nie można zawładnąć w całości. Jest zbyt...
- ... wszechstronna, potężna bla, bla, bla. - zaśmiał się – Nie jestem jedynie wampirem, jestem mieszańcem, jak Ty. Płynie we mnie krew wiedźm Micanopy, jestem potomkiem Seminole władcy trolli, jedynego, prawowitego pana, który jako pierwszy stworzył je i powołał do służby. Nie wygracie ze mną. Oddajcie mi źródło, pochłonę je i odejdziemy, a ja oszczędzę wszystkie istoty, które przyszły wam z pomocą oraz uczniów.
Aurora wspominała, że magii nikt nie pochłonie w całości, rozszarpie go ona na kawałki, ale zanim to się stanie, źródło zniknie w nim i przepadnie na zawsze. Nie mogłam na to pozwolić. Gdyby tylko uśmierciło jego i wróciło na swoje miejsce, cóż, miałby za swoje, ale w tym wypadku, nie było mowy, by pozwolić mu na samobójstwo spowodowane własną ignorancją.
- Nie pozwolę Ci zniszczyć magii, jesteś głupcem, sądząc, że zdołasz pochłonąć je i przeżyć.
- Skoro tak uważasz, szykuj się na piekło, jakie ujrzysz i na mój triumf, gdy tego dokonam, zabiję Cię osobiście na końcu, przekonasz się, jak bardzo się myliłaś.
Sfinks ryknął niczym dziki kot i zaczął atakować Wampira, który rozpoczął z nim walkę. Bariera zniknęła a trolle, centaury, lamdarisy i inne istoty ruszyły do ataku. Łuk od razu pojawił się na moim ramieniu. Ronan wymachiwał mieczem, a Nolan magią powstrzymywał ataki i uśmiercał innych. Brama zadrżała i wdarli się do środka. Głośny huk musiał wybudzić pozostałych uczniów, bo krzyk i panika dobiegały nas z każdej strony. Nie mogłam się skupić na tym, co z nimi, zbyt skupiona na strzelaniu w lamdarisy. Widziałam kątem oka, jak Wróżki usypiają mniejsze istoty, zawisając nad nimi i uważając na wymachujące konarami drzew trolle. Lynch siekał na kawałki podobnego do wielkiego psa potwora o łbie konia i kolczastym ogonie. Aurora i Victor walczyli magią, pozostali wykładowcy zajęli się przeniesieniem w bezpieczne miejsce najmłodszych, niezdolnych do walki i instruowaniem pozostałych. Spojrzałam na lewo, celując w oko trolla, gdy zauważyłam, jak Trisha przemienia się w wilka, rozszarpując w skoku szyję kolejnego centaura.
Elfie strzały w locie zmieniały się z tych maleńkich jak zapałki w te naturalnej wielkości i raniły każdego z wrogów. Usłyszałam krzyk. Fee oberwała, ale Amrak już był obok niej. Świst strzał, ryki trolli, krzyki, inkantacje i wycie wilków wszystko to pochłonęło mnie. Krew różnych istot zlewała się na ziemię, pokrywając ją niczym, krwawy deszcz. Błysnęło, a nad naszymi głowami przeleciał smok, ogromny i rozwścieczony. Jego ogon zrzucił z drzew wiele Elfów, które w panice uciekały na inne wyższe miejsce, gdzie mogły bezpiecznie oddawać strzały. Wycelowałam w jego serce i puściłam strzałę, drugą, trzecią i kolejną, która to zwaliła go na ziemię, wprost na sporą grupę walczących przy bramie. Miałam nadzieję, że nie było tam naszych. Byłam w połowie placu, gdy Ronan przyciągnął mnie do siebie, ochraniając mnie przed szponami wielkiego psa z głową konia, takiego jak ten, z jakim walczył niedawno Lynch. Ronan wbił mu miecz w szyję, przekręcił, a potwór padł. Nie było czasu dziękować, odwróciłam się i zaatakowałam kolejne stworzenie, które pluło ogniem, podpalając teren wokół nas, tworząc coś na miarę ognistej areny. Wpadłam na coś twardego, ale gdy się odwróciłam, zobaczyłam kamienny posąg. Meduza walczyła, byłam wdzięczna za jej pomoc. Wychyliłam się zza posągu i wypuściłam strzałę, która trafiła jakąś poczwarę, oślizgłą i pełzającą, jaka wyciągała długie macki w kierunku innego ucznia, siedzącego na koniu, próbował on przebić ją włócznią. Poczułam, że coś jest nie tak, ktoś miesza mi w głowie, ucisk i ból owładnął moje ciało. Czułam, że głowa zaraz mi eksploduje, rozejrzałam się w poszukiwaniu źródła bólu i znalazłam je. Z dala od walczących oparta o mur w cieniu stała ona, wiedźma, z którą miałam niedokończone sprawy.
- Blair! - krzyknęłam – wyjdź i walcz ze mną, nie chowaj się w cieniu jak tchórz!
Śmiech czarownicy był cichy, ale odbijał się w każdej tkance mojego mózgu, niczym igły wbijane w każdy jego fragment.
Blair podeszła machając dłońmi, zwiększała ucisk, a ja jedyne co mogłam to parować jej zaklęcia, jednak żadne nie dawało większej ulgi na dłużej.
- Myślałaś, że zapomniałam o Tobie?
- Po co im pomagasz? Dlaczego? Nolan może zginąć! Tego chcesz?
- Nie pomagam im, jestem tu wyłącznie z Twojego powodu!
Kula ognia śmignęła w moją stronę, pochyliłam się i kucając, strzeliłam w kierunku kolejnego potwora, który pluł nimi.
- Nolan mi wybaczył! Kocha mnie a ja jego, jesteśmy razem z Ronanem w związku, cała nasza trójka.
Blair zaśmiała się.
- Większej głupoty dawno nie słyszałam. Nie wiem, jak możesz uważać, że uwierzę w tak absurdalną bajkę.
Wściekła, nie mając czasu na słowny pojedynek, skupiłam się na zaklęciu usypiającym i bez słów rzuciłam je na nią, zachwiała się, ale nie upadła.
- To za mało by mnie złamać.
Przekręciła dłonie, a moje ręce połamały się w łokciach, krzyknęłam, a Amrak znalazł się obok.
- Zostaw! Ratuj pozostałych!
Zniknął bez słowa.
- Powinnaś być po naszej stronie – cisnęłam w nią kolejnym mocniejszym zaklęciem, które przewróciło ją na ziemię.
- Jestem neutralna, przyszłam jedynie wykończyć Ciebie. Od początku wiedziałam, że będą z Tobą same problemy.
Poczułam, że regeneracja zadziałała i zanim zdążyła wstać, wbiłam w jej ciało cztery strzały, przygwożdżając ją do ziemi. Zawyła przeraźliwie.
- Kolejna trafi w serce! - Stanęłam nad nią z łukiem i strzałą skierowaną w serce – pozwól mi odejść i pomóc innym, a oszczędzę Cię ze względu na Nolana.
Nie czekając na jej reakcję, odbiegłam, mijając leżące i śpiące na ziemi istoty, które Sfinks usuwał na bok na jedną wielką gromadę. Kamiennych postaci przybywało, ale wiedziałam, że muszę znaleźć jedną, najważniejszą osobę. Wampira, który pewnie zmierza już do źródła.
Walcząc po drodze na zmianę magią i łukiem pędziłam przed siebie co sił w nogach, w stronę lasu. Wiedziałam, że golemy są w środku i będą strzec dojścia, jednak nie byłam pewna jak wielką przeszkodę będą stanowić dla wampira. Zauważyłam Sevi i Sanu, którzy walczyli mentalnie z centaurem, zatrzymując go w miejscu i czekając na wsparcie, chciałam sięgnąć po strzałę, ale zauważyłam, że w jego kierunku wędrowała już Meduza, której włosy wiły się w każdą ze stron, tworząc niesamowitą, żywą koronę.
Dobiegłam na skraj lasu, widząc roztrzaskane wielkie głazy, jakie do niedawna były częściami golemów. Zrozumiałam, że nie ma czasu do stracenia. Rzuciłam się w głąb, pomiędzy ciemność drzew z wampirzą prędkością, by zobaczyć, jak wampir inkantuje coś, stojąc stopami w wodzie przy samym brzegu jeziora.
Wymierzyłam strzałę w jego kierunku, ale upadła nim zdążyła do niego dolecieć.
Musiał się zabezpieczyć, by nic go nie rozpraszało. Woda zaczęła poruszać się jak podczas wiatru, lekkie bulgotanie było jeszcze gorszym znakiem.
Nie wiedziałam, co zrobić więc weszłam do wody, licząc, że stanie się cud, nie miałam żadnego innego pomysłu. Oczy wampira otworzyły się szeroko i zaczął krzyczeć, ale jego głos docierał do mnie jak z oddali. Straciłam przytomność.
Otworzyłam oczy i próbowałam wyczuć łuk, ale nie było go. Nie wiedziałam, gdzie jestem, wokół panowała ciemność, poruszyłam, się czując, że leżę na łóżku. Zmrużyłam oczy i zamrugałam szybko, wzrok mi się wyostrzył. Rozpoznałam, gdzie się znalazłam.
- Mamo?! Mamo, jesteś tu?! - byłam po drugiej stronie.
- Vi? - Drzwi otworzyły się, oświetlając pokój słabym światłem padającym z dołu przedpokoju.
- Mamo, trwa wojna, nie wiem, jak mam go pokonać. Jest tyle istot, przewodzi im wampir, mieszaniec. Skąd on się wziął? Przecież Alvis powiedział, że jestem jedynym mieszańcem.
- Bo byłaś, jedynym na tamten czas śmiertelnym mieszańcem. Nie spytali poprawnie, nie pytali o wampiry.
- Mamo, nie mam czarnego dębu, jak mam go pokonać?
- Musisz dokonać wyboru, poświęcić się i zginąć z nim, lub pozwolić by zginęła magia, bez kołka nie zabijesz tej istoty.
- Czyli mogę tu zostać?
- Musisz wrócić, musisz powiedzieć źródłu, że poświęcasz swoje życie dla ratowania reszty. Wtedy wszystko się skończy, on zginie od ilości wchłoniętej już magii, ale z nim i Ty kochanie.
- Jestem gotowa mamo, byle inni przeżyli.
Mama pocałowała mnie w czoło bez słowa. Ocknęłam się znów, czując, że jestem pod wodą, która teraz szaleje i miota mną niczym łódką podczas sztormu na otwartym morzu. Zmobilizowałam siły, których jezioro sporo mi odebrało i wypłynęłam na powierzchnię. Rozkaszlałam się i spojrzałam na Wampira, próbował wyrwać stopy od powierzchni, ale nie był w stanie, magia już nim władała. Spojrzałam w głąb jeziora, które nie było czarne, jak przypuszczałam, skrzyło się srebrem, milionem maleńkich pęknięć na swoim dnie, krzyknęłam ile sił.
- Źródło magii, poświęcam się dla życia pozostałych istot, które wojny nie pragną, zabierz moje życie, pozwalając im istnieć.
Dno pękło na pół, a ja poczułam ostry ból w okolicy serca. Upadłam twarzą w dół, nie mogąc się poruszyć ani o cal. Byłam świadoma, widziałam oślepiające światło, które niemal wypalało mi oczy, czułam, że nie mogę oddychać, nie mogę się ratować, poświęciłam się i mój koniec był nieuchronny. Przypomniałam sobie twarze Nolana, Ronana, Lyncha, Penelopy, Sevi, Fee, Alena, Sanu, Lary i Nicka. Aurory, Victora, Ojca Golvana, Mary i Jacoba McLoughlin, Trishy, Angeli i innych ludzi, których znałam, żałowałam, że nie mogłam się pożegnać i była to ostatnia myśl, jaka mi towarzyszyła, nim zamknęłam oczy, czując, że w płucach nie zostało mi już ani odrobiny powietrza.

CZYTASZ
Owldark
Teen FictionŻycie osiemnastoletniej Vivienne zmienia się o 180 stopni gdy otrzymuje zaproszenie do tajemniczej akademii Owldark.