93. Teraz nie mów... nieszczęścia i szczęścia!

278 5 0
                                    

Oddział zamknięty imienia Janusa Thickeya, znajdował się na czwartym piętrze szpitala Świętego Munga i wchodził w skład oddziałów urazów pozazaklęciowych. Od czasów powojennych do stałego oddziału dla osób leczonych z długotrwałych urazów jak np. rodzice Nevilla, dodano jeszcze jedną – mniejszą salę. Oddział dla osób uzależnionych od alkoholu i innych środków Bartolomeo Ogdena.

Hermiona załatwiła to tak dyskretnie, jak tylko mogła, zważywszy na prasę zawsze węszącą dookoła poczynań Wybrańca – nawet jeśli w ostatnich miesiącach dość znacząco upadł w oczach opinii publicznej z powodu utraty pracy i głośnego rozwodu.

Uzdrowiciele wstępnie ustalili, że Harry powinien pozostać na oddziale dwa do trzech miesięcy, by poradzić sobie ze swoimi problemami. Hermiona miała szczerą nadzieję, że pomoże to przyjacielowi wyjść z jego problemów. Naprawdę nie chciała, by Harry skończył na samym dnie – lub co gorsza, po prostu umarł.

Gdy po zostawieniu Pottera w dobrych rękach, uznała, że skoro jest już na miejscu, to nie zaszkodzi jej zobaczyć się z magomedykiem. Jej objawy były dość jednoznaczne: niechęć do kawy, ciągłe zmęczenie, lekkie zawroty głowy i oczywiście opóźniona miesiączka. Mogła sama rzucić zaklęcie lub zrobić mugolski test, ale skoro już była w okolicy...

Pożałowała swojej decyzji w momencie, gdy tylko weszła na oddział prowadzenia magicznej ciąży. Nie tylko bowiem wszystkie siedzące tam i czekające w kolejce czarownice spojrzały na nią, od razu rozpoznając kogo widzą, ale również siedziała tam jedna z nich – której Hermiona naprawdę nie miała ochoty spotkać.

Jednak wypełniła już formularze. Mogła usiąść i poczekać, bez zwracania specjalnie uwagi na Mariettę Edgecombe, która sztyletowała ją wzrokiem.

Usiadła na wolnym, plastikowym krzesełku i westchnęła cicho. Nie było sensu uciekać czy przekładać wizyty. Musiała jakoś to znieść.

Po chwili jednak okazało się, że to wcale nie było takie proste. Marietta przez chwilę widocznie się wahała, jednak wreszcie podniosła się z krzesła i podeszła, by usiąść na wolnym miejscu obok Hermiony.

- Co tu robisz? – zapytała, patrząc na nią z ukosa.

- Przyszłam na badanie, tak jak ty – odpowiedziała Hermiona, ledwo powstrzymując się przed dodaniem na końcu zdania słowa: idiotko.

- To poczekalnia dla kobiet, które są w ciąży lub przyszły na test ciążowy – oznajmiła Edgecombe.

Hermiona spojrzała na nią i uniosła brew. Naprawdę zdziwiła się teraz, że Marietta z takim intelektem została kiedyś krukonką.

- Ty... Nie widywałaś się ostatnio z Georgiem, prawda? To nie.. z nim? – Edgecombe przygryzła nerwowo wargę.

- Czyżbyś się bała, że narzeczony cię zdradza? – Hermiona starała się opanować złośliwy uśmiech.

- Dużo ostatnio pracuje – burknęła pod nosem Marietta.

- Znam to – Hermiona jednak się uśmiechnęła. – Też dużo pracował, zanim okazało się...

Kobieta gwałtownie wciągnęła powietrze i wyraźnie pobladła.

Hermiona zdusiła dalszy komentarz. Marietta była w ciąży, nie powinna jej denerwować. Nie miała pojęcia, czy George już mógł zdradzać swoją narzeczoną. Nie sądziła jednak, by tak było. Jeśli można było powiedzieć coś o jej byłym narzeczonym, to z zasady w jej opinii był człowiekiem, który uczył się na błędach. Miała nadzieję, że naprawdę nie zamierzał w żaden sposób skrzywdzić Marietty i dziecka, rozbijając ich rodzinę, nim się naprawdę zdołała stworzyć.

"Teraz nie mów żegnaj...!" Venetiia NoksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz