85. Teraz nie mów... czas na nową drogę!

290 6 0
                                    

Patrzyła mu w oczy, próbując zdobyć się na odwagę i coś powiedzieć. Miała mu naprawdę wiele do powiedzenia, ale nie miała pojęcia jak zacząć. Blaise uśmiechał się do niej delikatnie, prawie zachęcająco, sam jednak nie uronił jeszcze ani słowa.

- No na litość Godryka! – zdenerwowała się na samą siebie. – Chciałabym ci tyle powiedzieć! Tyle ci wygarnąć i o tyle cię zapytać... - w jej oczach błysnęły łzy.

- Po to tu jestem. Powiem ci wszystko, co chcesz wiedzieć, obiecuję – odpowiedział spokojnie.

- Czy żałowałeś, że się wtedy poddałeś? Choć jeden raz? – zapytała, czując jak zaciska jej się gardło.

- Każdego dnia. Nieustannie – odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy.

- Więc dlaczego nic nie zrobiłeś? – szepnęła z bólem.

- Bo myślałem, że jesteś szczęśliwa.

Ginny z niedowierzaniem pokręciła głową. Od dnia swojego ślubu, nie przeżyła nawet jednego dnia, który mogłaby określić jako w pełni szczęśliwy.

- Nie byłam.

- Nie wiedziałem tego. Gdybym wiedział... Nie dopuściłbym do twojego ślubu, przysięgam! – przyznał szczerze.

Ginny przełknęła łzy i położyła mu dłoń na ramieniu.

- Wczoraj powiedziałeś, że wtedy byłeś dla mnie tylko opcją – wyszeptała. – Teraz jednak nie chcę byś dłużej nią był, Blaise.

Zabini przełknął nerwowo.

- Rozumiem... Ale....

- Nie chcę się wahać i nie chcę już czekać – Ginny uśmiechnęła się słabo, po czym zbliżyła się do niego.

- Ruda... Ja...

- Spróbujmy Blaise. Wyrzućmy przeszłość i spróbujmy zacząć wszystko od dziś. Jeśli tylko tego chcesz – dodała.

- Salazarze, skarbie! Nie masz pojęcia, jak bardzo! – Blaise posłał jej cudowny uśmiech i pochylił się, chcąc skraść jej namiętny pocałunek.

Ponure chrząknięcie za ich plecami, sprawiło, że odsunęli się od siebie. Ginny odwróciła się przez ramię i na chwilę zamarła, dopiero przyswajając to, co tak właściwie widziała.

- A tobie co się stało? – spytała, nie kryjąc szoku.

- Cześć Ogniku – Harry uśmiechnął się krzywo, poprawiając się nieco na wózku inwalidzkim, na którym siedział.

- Zabini – Samuelson wyciągnął dłoń do drugiego prawnika.

- Witaj. Widzę, że wszelkie pomysły ci się skończyły, skoro chcecie grać w opcję porzuconego kaleki? – Blaise skrzywił się pod nosem, patrząc z pogardą na wystylizowanego na zmizerniałego Wybrańca.

- To nie gra, Zabini. Pan Potter jest naprawdę bardzo poważnie chory – westchnął ciężko prawnik.

- Chyba na brak mózgu! – warknęła Ginny, zaciskając pięści w złości.

- To naprawdę poważna choroba – Harry zrobił zrozpaczoną minę.

- Mam nadzieję, że śmiertelna! – warknęła na niego prawie była żona.

- Ginny! Jak możesz w ogóle tak mówić?! – usłyszała za sobą oburzony głos.

Odwróciła się na pięcie i stanęła oko w oko ze swoją wyraźnie zdenerwowaną matką.

- Mamo! Tato! A co wy tu robicie? – Ginny z niedowierzaniem patrzyła na wyraźnie napięte twarze swoich rodziców.

- Państwo Weasley są świadkami pana Pottera – oznajmił Samuelson.

"Teraz nie mów żegnaj...!" Venetiia NoksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz