Patrzyła mu w oczy, próbując zdobyć się na odwagę i coś powiedzieć. Miała mu naprawdę wiele do powiedzenia, ale nie miała pojęcia jak zacząć. Blaise uśmiechał się do niej delikatnie, prawie zachęcająco, sam jednak nie uronił jeszcze ani słowa.
- No na litość Godryka! – zdenerwowała się na samą siebie. – Chciałabym ci tyle powiedzieć! Tyle ci wygarnąć i o tyle cię zapytać... - w jej oczach błysnęły łzy.
- Po to tu jestem. Powiem ci wszystko, co chcesz wiedzieć, obiecuję – odpowiedział spokojnie.
- Czy żałowałeś, że się wtedy poddałeś? Choć jeden raz? – zapytała, czując jak zaciska jej się gardło.
- Każdego dnia. Nieustannie – odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy.
- Więc dlaczego nic nie zrobiłeś? – szepnęła z bólem.
- Bo myślałem, że jesteś szczęśliwa.
Ginny z niedowierzaniem pokręciła głową. Od dnia swojego ślubu, nie przeżyła nawet jednego dnia, który mogłaby określić jako w pełni szczęśliwy.
- Nie byłam.
- Nie wiedziałem tego. Gdybym wiedział... Nie dopuściłbym do twojego ślubu, przysięgam! – przyznał szczerze.
Ginny przełknęła łzy i położyła mu dłoń na ramieniu.
- Wczoraj powiedziałeś, że wtedy byłeś dla mnie tylko opcją – wyszeptała. – Teraz jednak nie chcę byś dłużej nią był, Blaise.
Zabini przełknął nerwowo.
- Rozumiem... Ale....
- Nie chcę się wahać i nie chcę już czekać – Ginny uśmiechnęła się słabo, po czym zbliżyła się do niego.
- Ruda... Ja...
- Spróbujmy Blaise. Wyrzućmy przeszłość i spróbujmy zacząć wszystko od dziś. Jeśli tylko tego chcesz – dodała.
- Salazarze, skarbie! Nie masz pojęcia, jak bardzo! – Blaise posłał jej cudowny uśmiech i pochylił się, chcąc skraść jej namiętny pocałunek.
Ponure chrząknięcie za ich plecami, sprawiło, że odsunęli się od siebie. Ginny odwróciła się przez ramię i na chwilę zamarła, dopiero przyswajając to, co tak właściwie widziała.
- A tobie co się stało? – spytała, nie kryjąc szoku.
- Cześć Ogniku – Harry uśmiechnął się krzywo, poprawiając się nieco na wózku inwalidzkim, na którym siedział.
- Zabini – Samuelson wyciągnął dłoń do drugiego prawnika.
- Witaj. Widzę, że wszelkie pomysły ci się skończyły, skoro chcecie grać w opcję porzuconego kaleki? – Blaise skrzywił się pod nosem, patrząc z pogardą na wystylizowanego na zmizerniałego Wybrańca.
- To nie gra, Zabini. Pan Potter jest naprawdę bardzo poważnie chory – westchnął ciężko prawnik.
- Chyba na brak mózgu! – warknęła Ginny, zaciskając pięści w złości.
- To naprawdę poważna choroba – Harry zrobił zrozpaczoną minę.
- Mam nadzieję, że śmiertelna! – warknęła na niego prawie była żona.
- Ginny! Jak możesz w ogóle tak mówić?! – usłyszała za sobą oburzony głos.
Odwróciła się na pięcie i stanęła oko w oko ze swoją wyraźnie zdenerwowaną matką.
- Mamo! Tato! A co wy tu robicie? – Ginny z niedowierzaniem patrzyła na wyraźnie napięte twarze swoich rodziców.
- Państwo Weasley są świadkami pana Pottera – oznajmił Samuelson.
CZYTASZ
"Teraz nie mów żegnaj...!" Venetiia Noks
FanficNie jest to nic specjalnie oryginalnego, ale postawiłam sobie za cel, by było to najbardziej emocjonalne i najbardziej dojrzałe uczuciowo opowiadanie, które napiszę. Cały główny wątek skupia się oczywiście na parze naszych ulubionych bohaterów, ich...