80. Teraz nie mów... czas wyjść z problemów!

278 5 0
                                    

Plac zabaw był pełen rozwrzeszczanych dzieciaków, gotowych na świetną zabawę. Luna z uśmiechem patrzyła na to, jak Tilly szybko włączyła się w zabawę w berka z grupą małych mugoli, mniej – więcej w jej wieku. Mały Theo w tym czasie poprosił o wiaderko i łopatkę, które Luna przywołała ze swojej magicznie powiększonej torebki (prezent od zawsze praktycznej Hermiony), dziękując sobie w duchu, że zawsze nosiła ze sobą mnóstwo rzeczy, które mogą przydać się jej podopiecznym. Ona i Theodore usiedli na ławce w cieniu z delikatnymi uśmiechami wypominając sobie, kto mocniej ubrudził się lodami.

- Masz plamę na krawacie – wytknęła mu ze złośliwym uśmieszkiem.

- A ty posypkę we włosach – odciął się, wskazując na blond pasmo jej włosów.

- Wyglądamy, jakbyśmy bili się tymi lodami, a nie je jedli – zachichotała.

- Uroki jedzenia przy stole z tymi małymi potworami – Theodore z czułością patrzył, jak jego pociechy świetnie się dziś bawią.

- Są cudowni... Zazdroszczę ci, że je masz – Luna westchnęła tęsknie.

Theodore spojrzał na nią kątem oka, odczuwając dziwne podejrzenie, że Luna Lovegood, jest totalnie zakochana w dwójce jego dzieciaków.

- Skąd wziął się pomysł, by prowadzić magiczne przedszkole? – zapytał ją, ciesząc się, że rozmawia im się dość swobodnie.

Luna spojrzała na niego i przełknęła.

- Uwielbiam dzieciaki. Są takie ciekawe świata, pełne kreatywności i nieskrępowanej radości. Dawna redakcja mojego ojca mieściła się w tym budynku. Gdy zmarł, stwierdziłam, że nie chcę dalej prowadzić gazety. Usiadłam z Ginny i Hermioną i zaczęłyśmy planować, co mogłabym tam stworzyć... Przedszkole było strzałem w dziesiątkę. Nie sądziłam, że po ledwo kilku latach, ludzie będą napadać na mnie na ulicy, z prośbą o miejsca u mnie – Luna uśmiechnęła się pod nosem.

- Naprawdę, aż tak? – roześmiał się Theodore, szczerze zafascynowany jej opowieścią.

- Okazało się, że nagle każdy zna kogoś kto chce zapisać do nas swoje dziecko. Ludzie nawet zaczepiali Ginny i Hermionę w ich księgarni, z pytaniem czy mogą im to załatwić.

- Cóż, widać wyrobiłaś sobie dobrą markę.

- Chyba tak – Luna wzruszyła ramionami. – Wkrótce otwieramy dodatkową grupę, dlatego próbowałam wygrać z tobą, by zaciągnąć się do malowania klasy – wspomniała z rozbawieniem.

- Nigdy nie machałem pędzlem po ścianach, więc nie wiem jakby to wyszło – przyznał szczerze.

- Teraz, gdy wiem, że masz talent plastyczny, nie mogłabym ci kazać malować ścian – Luna uśmiechnęła się do niego. – Ale marzą mi się rysunki kilka scen z bajek dla dzieci...

Theodore uśmiechnął się do niej.

- Możemy o tym porozmawiać, w któryś weekend.

- Serio? Zaproponowałabym, że ci zapłacę, ale podejrzewam, że nie stać mnie na stawki jakie płaci Malfoy – zachichotała. – Ale mogę oddać jakąś przysługę! Zająć się dziećmi albo przyjąć do przedszkola dzieci jakiś twoich znajomych...

- Jestem pewien, że coś wymyślę – Theo mrugnął do niej, a Luna uśmiechnęła się promiennie w odpowiedzi.

- W tę sobotę jest otwarcie księgarni Hermiony, więc może w kolejną? – zapytała.

- Jasne, nie widzę problemu – zapewnił ją. – Potrzebuję kolejnej filiżanki kawy – wskazał jej wózek z napojami w drugiej części parku. – Coś dla ciebie?

"Teraz nie mów żegnaj...!" Venetiia NoksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz