81. Teraz nie mów... bzdury i rozterki!

298 7 0
                                    

- Pobłogosław wielki Godryku, Hermionę Granger-Malfoy, za to, że nie usunęła stąd swoich małych zapasów! – uśmiechnęła się ponuro Ginny, dolewając sobie do kieliszka białego wina. Butelka, którą zaczęła pić krótko po przybyciu do starego mieszkania przyjaciółki, była już prawie pusta.

Wiedziała, że naprawdę tego potrzebuje. Jej rozmyślania nad sensem jej życia i wyborami, które podejmowała i planowała podejmować, były warte tego, by na drugi dzień odchorować, mając uroczego kaca. Miała w głowie taki mentlik... Złość, niepewność, rozczarowanie - wszystko kotłowało się i zalewało ją swoimi falami raz, po raz.

Strasznie żałowała, że nie ma teraz przy sobie Hermiony, by móc z nią o tym pogadać. Jej zwykle racjonalna przyjaciółka, zawsze tak rzeczowo przedstawiała sprawę, że Ginny od razu widziała wyraźnie wszystkie swoje opcje i mogła spokojnie podjąć dobrą decyzję. Teraz czuła się taka samotna... Z drugiej strony, gdyby Hermiona była w kraju, Zabini na pewno by ją uprosił, by go tu przywiodła, a ona naprawdę nie miała ochoty go teraz oglądać.

To nie tak, że przyłapanie go na rozmowie z byłą kochanką, było zdradą w pełnym tego słowa znaczeniu. Niemniej głupiutki uśmieszek zadowolonej z siebie Parvati, wprawił ją w stan bliski żądzy zagłady. Była niewyobrażalnie wkurzona o to, że po pierwsze ta tania dziwka odważyła się znów do niego przyjść, a po drugie, że Zabini nie wywalił jej, jak tylko przekroczyła próg jego biura. Cholera! Powinien był zakazać tej pustej idiotce wstępu do całego biurowca! Jak on mógł tego nie zrobić...?

Westchnęła i wypiła spory łyk wina, a zaraz potem zakrztusiła się i prawie opluła, gdy z salony dobiegł ją dźwięk włączonego kominka. Zaklęła pod nosem i szybko tam przeszła, wyciągając po drodze różdżkę.

- Nie, nie, nie! – wściekła się, patrząc na Lunę i Zabiniego, który właśnie stanęli w starym salonie Hermiony.

- Tak coś czułam, że nie powinnam była go posłuchać – Luna uśmiechnęła się do niej przepraszająco.

- Ruda... - Blaise zrobił niepewny krok w jej stronę.

- Jeszcze ci mało, Zabini? Chcesz oberwać kolejną klątwą? – zapytała ze złością, celując w niego swoją różdżką.

- Pozwól mi wyjaśnić...!

- Nie chcę słuchać twoich wyjaśnień, ty wstrętny dupku! – wrzasnęła na niego.

- Co za wieczór... – Luna potarła nerwowym gestem czoło. – Chcesz żebym go stąd zabrała, Gin? Powiedź tylko słowo...

- Nie. Możesz iść, Kicaku. Nie chcę żebyś musiała kłamać potem w zeznaniach przed aurorami, gdy mnie oskarżą o morderstwo – Ginny zdobyła się na krzywy uśmieszek.

- Super, to dzięki. Miłego wieczoru – Luna odwróciła się i szybko wskoczyła do kominka, wyraźnie nie chcąc byś świadkiem ich kłótni.

- Naprawdę nie masz powodów...- Blaise zbliżył się do niej jeszcze bardziej.

- Nie! – Ginny uniosła dłoń, by go zatrzymać.

- Proszę cię... Ja...

- Nie – powtórzyła twardo. – Nie obchodzi mnie to Zabini. Naprawdę. Cokolwiek spowodowało, że miałeś ochotę pogadać ze swoją dawną kochanką, to nie jest moją sprawą...

Blaise ukrył twarz w dłoniach i warknął w akcie bezsilności.

- To ta idiotka znów przyszła do mnie...

- Nie! Powiedziałam jasno, że nie chcę o tym słuchać! Dość! – Ginny odwróciła się na pięcie i pomaszerowała do kuchni, by odzyskać swój kieliszek z winem.

"Teraz nie mów żegnaj...!" Venetiia NoksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz