47. Teraz nie mów... to nie może trwać!

305 8 0
                                    

Wszedł do domu i odstawił teczkę w holu. Przez cały czas czuł się, jakby przygniótł go ciężki głaz. Nawet wzięcie większego oddechu, bolało.

- Tata! – Tilly wystrzeliła do niego niczym strzała i zanim zdążył zdjąć pierwszy but, ona już wisiała mu na szyi.

Jego skarb. Jego cały świat.

- Cześć córeczko – odpowiedział, przyklękając na jedno kolano i obejmując ją mocno.

Zwykle na powitanie nazywał ją łobuzem czy szalonym puffkiem, dziś jednak chciał tylko poczuć jej czuły uścisk.

A co jeśli wkrótce, nie będzie mógł tego doświadczać codziennie?

- Tatuś! – Theo junior, też zaraz znalazł się przy nim, chcąc go uściskać.

Objął swoje dzieciaki, myśląc o tym, że jest prawdziwym szczęściarzem z powodu tego, że je ma. Cokolwiek nie wydarzy się dalej, przynajmniej nie zostanie sam. Już nigdy.

- Cześć Misiaku, jak tam dzisiejszy dzień? – Tammy uśmiechnęła się do niego, bujając w ramionach Tobiasa.

- Mógłby być lepszy – odpowiedział, patrząc na nią chłodno.

Miał wielką ochotę od razu wygarnąć jej, co o niej myślał, ale postanowił nie robić scen przy dzieciach. Te dwa małe szkraby, które tulił teraz do siebie, jeszcze nie wiedziały, że ich uporządkowany, wesoły świat, wkrótce może się skończyć.

Na jego miejsce powstanie nowy – przeplatany przekazywaniem ich sobie pomiędzy rodzicami, okraszony tęsknotą i łzami.

Czy naprawdę mógł im to zrobić?

Sam nie wiedział...

- Ktoś jeszcze chce się tu przywitać ze swoim tatą – zaśmiała się Tamm, podchodząc do niego z Tobiasem.

Theodore wstrzymał oddech. Kłamliwa, wyrachowana suka! A myślał, że ją dobrze zna! Taki był tego pewien!

Pochylił się i cmoknął Tobiasa w główkę, a ten uśmiechnął się do niego bezzębnymi usteczkami.

- Cześć synku, nie śpisz jeszcze? – wydusił z siebie, czując jak zaciska mu się gardło.

- Chyba specjalnie czekał na ciebie – Tammy posłała mu szeroki uśmiech. – On chyba nie może zasnąć bez buziaka od ukochanego tatusia!

- Obyś miała rację – warknął, wymijając ją i idąc do sypialni.

Wiedział, że nie da rady żyć z takim ciężarem. Nawet gdyby chciał, nie mógł udawać, że o niczym nie wie, bo to by go zabiło.

Wolał najgorszą prawdę i nie żałował, że ją odkrył.

Cokolwiek stanie się dalej... Miał dwójkę wspaniałych dzieci, rodzinę i przyjaciół. Poradzi sobie.

Spojrzał na ich zdjęcie ślubne stojące w ramce na kominku w sypialni. Nie był szczęśliwy, gdy je robiono i nie był szczęśliwy teraz. A chciał być. Bardzo. Choć przez chwilę...

Decyzja już zapadła.

Musiał zmienić swoje życie.

💞💞💞

Wyszła na taras i zaciągnęła się przyjemnym, rześkim powietrzem. Andersonowie mieli stąd naprawdę piękny widok, nawet teraz gdy było już ciemno. Szum oceanu i światła uśpionego w oddali miasta, sprawiały niesamowite wrażenie.

- Ładnie tu, prawda? – usłyszała za sobą.

Wzdrygnęła się lekko i odwróciła z wymuszonym uśmiechem. Dante też się uśmiechał do niej, chyba zupełnie szczerze.

"Teraz nie mów żegnaj...!" Venetiia NoksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz