Siedział na skraju łóżka, z palcami wplecionymi we włosy. Frustracja parzyła go od środka, pochłaniając wszelkie myśli o tym, co jeszcze powinien teraz zrobić. Prawie płakał, gdy po dwunastu godzinach czuwania przy łóżeczku synka, opiekunowie z magicznego żłobka prawie błagali go, by poszedł wreszcie do domu wykąpać się i coś zjeść. Opierał się długo, ale Blaise wrócił po kilku godzinach odpoczynku w hotelu, by go zastąpić. Przekonał go do odejścia, dopiero, gdy obiecał mu, nie opuszczać boku Tobbiego nawet na wyjście do toalety.
Wrócił do wynajętego pokoju i pochłonął jakiś gulasz, który serwowała dziś hotelowa restauracja. Wykąpał się i usiadł z fiolką eliksiru nasennego w dłoni. Wiedział, że pomimo zmęczenia bez tego dziś nie zaśnie. To i tak nie miało sensu. Dopiero jutro rano o dziewiątej, po ponownym otwarciu biur MACUSY, mógł udać się tam po odpowiednie dokumenty... Tak przynajmniej przekazał mu Blaise.
Pukanie do drzwi wybiło go z głębokich myśli. Westchnął, wsunął eliksir do kieszeni swojego białego szlafroka i podszedł otworzyć, spodziewając się kogoś z pracowników hotelu z jakąś sprawą do niego.
Zamarł na chwilę, a serce zabiło mu mocniej.
- Dzień dobry – Luna uśmiechnęła się promiennie. – Czy zamawiał pan może coś specjalnego do swojego pokoju?
Odetchnął głęboko nim porwał ją w swoje ramiona i praktycznie wcisnął ją w siebie. Tak bardzo za nią tęsknił!
- Kochanie... - wyszeptał w jej włosy. – Jak dobrze, że tu jesteś!
Luna gładziła go delikatnie po plecach, szepcząc, że ona również się cieszy, że znów go widzi.
Theo wreszcie wciągnął ją do pokoju i kopniakiem zamknął za nimi drzwi, nim porwał jej usta do cudownego pocałunku. Wlał w niego całą swoją tęsknotę, rozpacz i podziękowanie za to, że przyjechała tu specjalnie dla niego. Była prawdziwym oparciem i wiedział, że zawsze mógł na nią liczyć.
- Jak się trzymasz? – Luna delikatnie pogłaskała go po policzku, gdy wreszcie się od siebie oderwali.
- Bywało lepiej – Theo uśmiechnął się ponuro, prowadząc ją w stronę swojego lóżka. Potrzebował teraz jej bliskości i ukojenia, jakie niosło ze sobą ciepło jej ramion.
- Blaise nie wyjaśnił mi zbyt wiele, ale kazał przyjechać prosto do hotelu i zostać tu z tobą, aż do rana. Mamy zaraz po otwarciu pójść do tutejszych władz...
- Nie wiem, co on dokładnie planuje, ale musimy mu zaufać – Theodore westchnął ciężko. – Chcę już tylko zabrać Tobbiego do domu.
- Wiem – Luna splotła ich palce razem. – Załatwimy to, obiecuję. – Pocieszała go z tym samym, uśmiechem, który tak w niej uwielbiał.
- Nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jesteś – Theodore uśmiechnął się do niej, przyciągając ją do kolejnego pocałunku.
Ich związek wciąż był świeży, a oni nie wyszli poza trzymanie się za ręce, przytulanie i kilka sesji namiętnego całowania. Dziś jednak Nott liczył na więcej, oczywiście tylko pod warunkiem, że jego dziewczyna była na to gotowa. Potrzebował jej bliskości.
(Scena 18+)
Miała na sobie idealnie przylegające jeansy i ciasną, czarną koszulkę z dekoltem w szpic. Jej cudownie długie, blond włosy były swobodnie rozpuszczone, a usta smakowały malinami lub słodką gumą balonową – nie był pewien.
- Theo... - Luna jęknęła, gdy przeniósł pocałunki na gładką skórę jej szyi, pieszcząc ją z zapamiętaniem.
- Tak bardzo cię potrzebuję... - wyznał, czując jak jego podniecenie zaczyna narastać. Pod szlafrokiem miał na sobie tylko cienką parę bokserek.
CZYTASZ
"Teraz nie mów żegnaj...!" Venetiia Noks
FanfictionNie jest to nic specjalnie oryginalnego, ale postawiłam sobie za cel, by było to najbardziej emocjonalne i najbardziej dojrzałe uczuciowo opowiadanie, które napiszę. Cały główny wątek skupia się oczywiście na parze naszych ulubionych bohaterów, ich...