6. Teraz nie mów... nie powinnam!

360 9 0
                                    

Hermiona nuciła pod nosem. Wiedziała, że nie ma kompletnie żadnego talentu muzycznego, ale była w tej części księgarni tylko z Ginny, jako, że zaplanowały zmianę aranżacji regałów. Oczywiście mogłaby lwią część roboty odwalić za pomocą zaklęć, jednak od czasu do czasu, lubiła się trochę zmęczyć fizycznie i dlatego przenosiła książki ręcznie. Stała na niewysokiej drabince i układała tomiszcza, pewna, że jej przyjaciółce nie przeszkadza to, że śpiewa coraz głośniej. Ginny znała już jej „żabi skrzek" – jak sama go nazywała.

- Hej Gin! – zawołała – Może mi podać karton z „Nieznośną lekkością magicznego bytu?" – poprosiła głośno, sądząc, że przyjaciółka, która pracowała trzy regały dalej, ją jednak usłyszy.

- Czy to ten?

Odwróciła się i o mały włos nie spadła, widząc jak Draco stoi tuż obok z kartonem w rękach.

- Cześć! – przywitała się o wiele za głośno, szybko schodząc.

Co on tu do cholery jasnej robił?! Liczyła, że najpierw wyśle jej sowę, by mogła mieć czas przygotować się do tego spotkania. A tak... Stała teraz przed nim w poprzecieranych jeansach i flanelowej koszuli w czerwoną kratę. Włosy miała spięte w niedbały kucyk, a na twarzy zero makijażu... I jeszcze to jej okropne śpiewanie! A co jeśli usłyszał? Chyba zaraz umrze z zażenowania!

- Witaj. Przepraszam, że przeszkadzam ci w pracy – Draco uśmiechnął się do niej uprzejmie.

- To nic... I tak planowałam zrobić sobie przerwę... - zmyśliła na poczekaniu. – Może przejdziemy do mojego gabinetu? – zaproponowała, siląc się na uśmiech.

- Jasne... – Draco odłożył karton i otrzepał ręce.

Wyglądał niczym wycięty z żurnala w tym jasnym garniturze i czarnej koszuli. Nie miał krawata, a jego jasne-blond włosy były w tak twórczym nieładzie, że to nie mógł być przypadek.

Czy naprawdę ten obłędny facet był jej mężem? To było niemożliwe. Niemożliwe i już!

- Przepraszam cię za ten rozgardiasz – tłumaczyła nieco gorączkowo – Właśnie zmieniamy część regałów, bo postanowiłam dołożyć kilka nowych działów...

- To świetne miejsce – Draco uśmiechnął się idąc tuż obok niej – Muszę się tu kiedyś wybrać na zakupy. Dawno nie kupowałem książek inaczej niż poprzez katalog wysyłkowy.

Hermiona mimowolnie skrzywiła się pod nosem. MagicZone – katalog z magicznymi księgami na zamówienie sową, był jej największą zmorą i konkurencją! Że też nawet jej własny mąż ich wspierał!

Szybko odpędziła od siebie tę myśl i zdobyła się na wymuszony uśmiech, otwierając drzwi do swojego gabinetu. Wiedziała, że był mniejszy od jego jakieś dziesięć razy. Na ścianach nie miała obrazów, tylko plakaty z literackimi bestsellerami, jej biurko było proste, krzesła mniej wygodne, a kominek o połowę mniejszy...

- Napijesz się kawy? – zaproponowała uprzejmie, wskazując na ekspres stojący na blacie obok.

Ona niestety nie miała sekretarki, by mogła im podać kawę...

- Chętnie – Draco znów się uśmiechnął i usiadł przed jej biurkiem, kątem oka patrząc, jak Hermiona podchodzi do ekspresu.

- Biała bez cukru? – upewniła się.

Jego uśmiech mimowolnie się powiększył. Czyli ona również pamiętała...

- Tak, dziękuję – odpowiedział.

Hermiona raz - dwa uporała się z kawą i postawiła na biurku dwa duże, białe kubki z logo jej księgarni.

Kolejny brak – nie miała filiżanek, ani innej eleganckiej porcelany. Nawet nie chciała sobie wyobrażać, co on sobie teraz o niej pomyślał.

"Teraz nie mów żegnaj...!" Venetiia NoksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz