Hermiona nuciła pod nosem. Wiedziała, że nie ma kompletnie żadnego talentu muzycznego, ale była w tej części księgarni tylko z Ginny, jako, że zaplanowały zmianę aranżacji regałów. Oczywiście mogłaby lwią część roboty odwalić za pomocą zaklęć, jednak od czasu do czasu, lubiła się trochę zmęczyć fizycznie i dlatego przenosiła książki ręcznie. Stała na niewysokiej drabince i układała tomiszcza, pewna, że jej przyjaciółce nie przeszkadza to, że śpiewa coraz głośniej. Ginny znała już jej „żabi skrzek" – jak sama go nazywała.
- Hej Gin! – zawołała – Może mi podać karton z „Nieznośną lekkością magicznego bytu?" – poprosiła głośno, sądząc, że przyjaciółka, która pracowała trzy regały dalej, ją jednak usłyszy.
- Czy to ten?
Odwróciła się i o mały włos nie spadła, widząc jak Draco stoi tuż obok z kartonem w rękach.
- Cześć! – przywitała się o wiele za głośno, szybko schodząc.
Co on tu do cholery jasnej robił?! Liczyła, że najpierw wyśle jej sowę, by mogła mieć czas przygotować się do tego spotkania. A tak... Stała teraz przed nim w poprzecieranych jeansach i flanelowej koszuli w czerwoną kratę. Włosy miała spięte w niedbały kucyk, a na twarzy zero makijażu... I jeszcze to jej okropne śpiewanie! A co jeśli usłyszał? Chyba zaraz umrze z zażenowania!
- Witaj. Przepraszam, że przeszkadzam ci w pracy – Draco uśmiechnął się do niej uprzejmie.
- To nic... I tak planowałam zrobić sobie przerwę... - zmyśliła na poczekaniu. – Może przejdziemy do mojego gabinetu? – zaproponowała, siląc się na uśmiech.
- Jasne... – Draco odłożył karton i otrzepał ręce.
Wyglądał niczym wycięty z żurnala w tym jasnym garniturze i czarnej koszuli. Nie miał krawata, a jego jasne-blond włosy były w tak twórczym nieładzie, że to nie mógł być przypadek.
Czy naprawdę ten obłędny facet był jej mężem? To było niemożliwe. Niemożliwe i już!
- Przepraszam cię za ten rozgardiasz – tłumaczyła nieco gorączkowo – Właśnie zmieniamy część regałów, bo postanowiłam dołożyć kilka nowych działów...
- To świetne miejsce – Draco uśmiechnął się idąc tuż obok niej – Muszę się tu kiedyś wybrać na zakupy. Dawno nie kupowałem książek inaczej niż poprzez katalog wysyłkowy.
Hermiona mimowolnie skrzywiła się pod nosem. MagicZone – katalog z magicznymi księgami na zamówienie sową, był jej największą zmorą i konkurencją! Że też nawet jej własny mąż ich wspierał!
Szybko odpędziła od siebie tę myśl i zdobyła się na wymuszony uśmiech, otwierając drzwi do swojego gabinetu. Wiedziała, że był mniejszy od jego jakieś dziesięć razy. Na ścianach nie miała obrazów, tylko plakaty z literackimi bestsellerami, jej biurko było proste, krzesła mniej wygodne, a kominek o połowę mniejszy...
- Napijesz się kawy? – zaproponowała uprzejmie, wskazując na ekspres stojący na blacie obok.
Ona niestety nie miała sekretarki, by mogła im podać kawę...
- Chętnie – Draco znów się uśmiechnął i usiadł przed jej biurkiem, kątem oka patrząc, jak Hermiona podchodzi do ekspresu.
- Biała bez cukru? – upewniła się.
Jego uśmiech mimowolnie się powiększył. Czyli ona również pamiętała...
- Tak, dziękuję – odpowiedział.
Hermiona raz - dwa uporała się z kawą i postawiła na biurku dwa duże, białe kubki z logo jej księgarni.
Kolejny brak – nie miała filiżanek, ani innej eleganckiej porcelany. Nawet nie chciała sobie wyobrażać, co on sobie teraz o niej pomyślał.
CZYTASZ
"Teraz nie mów żegnaj...!" Venetiia Noks
Fiksi PenggemarNie jest to nic specjalnie oryginalnego, ale postawiłam sobie za cel, by było to najbardziej emocjonalne i najbardziej dojrzałe uczuciowo opowiadanie, które napiszę. Cały główny wątek skupia się oczywiście na parze naszych ulubionych bohaterów, ich...