Rozdział 6

6.4K 299 5
                                    

Angelina

Czułam dłonie przywiązane do krzesła i nogi, które mi zdrętwiały a także głuchą ciszę. Z każdą kolejną sekundą czułam, jak opuszcza mnie siła walki. Naprawdę chciałam, żeby to już się skończyło. Szarpanie za sznury tylko doprowadziło do tego, że bardziej otarłam sobie nadgarstki a one ani na milimetr się nie rozluźniły.

Jak do tego doszło nie wiem. Byłam na zakupach w centrum a potem ostatnie co pamiętam co jak szłam do samochodu. Potem obezwładniający ból w czaszce a na koniec ciemność.

Obudziłam się tutaj. Związana i w samym staniku. Na boku przy żebrach widniała długa na dziesięć centymetrów rana, ale nie na tyle głęboka żebym przez to umarła. O to im chyba właśnie chodziło. Żebym żyła.

Całe ciało bolało mnie od upadku jaki zafundował mi nieznajomy albo nieznajoma, bo ktokolwiek to był zależało mu, żeby mnie ogłuszyć.

Słysząc jak ktoś podąża w stronę drzwi poczułam obezwładniający mnie strach. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji ani żądnej w której mogłabym się bać. To nowe doświadczenie sprawiło, że w oczach pojawiły mi się łzy.

Klamka poruszyła się a po chwili drzwi stanęły otworem. Zmrużyłam oczy na światło wydobywające się zza wielkiej postury mężczyzny stojącego w otwartym przejściu.

- Już czas – oświadczył złowrogim tonem i ruszył w moim kierunku.

Im bliżej mnie był tym bardziej miałam problemy, żeby zaczerpnąć oddech. Jednak, kiedy w jego dłoni zobaczyłam nóż zaczęłam krzyczeć z przerażenia...


Obudziłam się drżąc na całym ciele. Tak dawno nie miałam tego snu. Tak dawno się nie bałam.

Drżącymi palcami odgarnęłam włosy z oczu. Nie mogłam sobie pozwolić na otępienie, które ogarniało mnie za każdym razem jak wracałam do tamtych wspomnień.

- Rusz dupę kretynko – warknęłam chcąc przekonać samą siebie, że dam radę.

Jak na autopilocie przygotowałam się do zaczęcia dnia, ale widmo przeszłości majaczyło nad moją głową. Nie chciałam wracać do przeszłości, ale jakbym się nie starała ona i tak do mnie wracała.

Przyjrzałam się sobie w lustrze. Patrzyła na mnie silna kobieta, która się nie poddała pomimo tego co się stało. Przetrwałam i choć nie było to łatwe cieszyłam się, że żyje.

Ubrałam się i zeszłam na dół. Kiedy weszłam do jadalni nikogo jeszcze nie było. Jedno spojrzenie na zegarek uświadomiło mi, że moi bracia zapewne jeszcze nie wstali.

- Kochana co tak wcześnie? – w jadalni pojawiła się Tulia.

- Nie mogłam spać – uśmiechnęłam się z trudem.

- W takim razie siadaj dziecko – ponagliła mnie. – Zaraz przyniosę ci śniadanie – wyjaśniła pośpiesznie i uciekła do kuchni.

Zrobiłam, jak kazała choć na samą myśl o jedzeniu miałam ochotę zerwać się z miejsca i uciec. Starałam się skupić na czymś innym niż koszmar, którym mnie wybudził. Zawsze, kiedy go miałam nie miałam na nic ochoty a zwłaszcza aby wziąć coś do ust, bo od razu robiło mi się niedobrze. Tylko silna wola zmuszała mnie do tego, żeby się nie złamać i nie pozwolić strachowi wygrać.

Wbiłam wzrok w okno, z którego miałam idealny widok na ogromny ogród. Kiedy byłam młodsza uwielbiałam spędzać w nim czas. W sumie to kochałam całą naszą posiadłość, która mieściła się w samym środku Las Vegas. Pomimo tego wiele akrów ziemi otoczone zielenią odcinały nas od tętniącego życiem miasta i dawały nam spokój.

I will wait for youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz