Epilog

3K 157 11
                                    

12 lat później

Angelina

Rozejrzałam się po ogrodzie zastanawiając się czy o czymś nie zapomniałam. Wielki stół z kilkunastoma krzesłami przyciągał wzrok zwłaszcza na zastawione na nim dania. Przygotowałam dosłownie wszystko dla każdego, ale nie wiedziałam czy czegoś nie ominęłam.

- Jest idealnie. – poczułam ramiona Xaviera obejmujące mnie w pasie. Ułożył brodę na moim braku nie przestając mówić. – O niczym nie zapomniałaś i nawet nie zaczynaj znowu. Sprawdziłem wszystko dwa razy tak żebyś nie zarzucała sobie, że coś jest nie tak.

- Chcę, żeby wyszło perfekcyjnie.

- To dzieci więc dla nich ważne, żeby było dużo cukierków i chipsów.

- Wiem, ale to piąte urodziny Aleksandra.

- A za rok będą szóste. – pogładził moje ramiona. – Uspokój się i przestań przejmować. Zaraz przyjdą twoi bracia z żonami i dziećmi. Moi rodzice też przyjdą. A także nasi przyjaciel. – z każdym kolejnym jego słowem czułam coraz większy stres.

Łatwo mu było mówić. Mój cudowny synek obchodził dzisiaj kolejne urodziny i nic co by nie powiedział tego nie zmieni. Wiadomość o ciąży była dla nas niespodziewana, bo nawet się zbytnio nie staraliśmy. Chciałam jeszcze przez jakiś czas rozwijać firmę, ale wyszło inaczej niż bym chciała. Nie oznaczało to, że się nie cieszyłam. Kochałam Aleksandra i zrezygnowałam dla niego ze wszystkiego.

Kiedy tylko się urodził od razu poczułem ta więź pomiędzy nami. W dodatku z wyglądu przypominał mojego męża ze swoimi blond włosami i zielonymi oczami. Istny anioł, ale tylko z nazwy.

Mój syn był żywiołowy i od samego początku dawał nam popalić. Rozrzucał zabawki z prędkością karabinu maszynowego i tak samo szybko się nudził. Malował po ścianach mazakami i kredkami, a jak je zabrałam to podkradał długopisy z biurka swojego taty. Otwierał drzwi na taras i zanim się obejrzałam pędził w kierunku piaskowany. Nie wiedziałam, jak kobiety to robią, ale momentami czułam, że jestem złą matką, bo nie mogłam go upilnować. Dopiero po czasie zrozumiałam, że to po prostu mój syn, który chciał poznać świat.

- Cześć kochani. – usłyszałam głos swojej bratowej dochodząc od strony wejścia do ogrodu.

Victoria w towarzystwie Maddoxa ruszyła w naszym kierunku żwawym krokiem na tyle na ile pozwalało jej wielkie pudło w rękach. Tuż za nią weszły ich dzieci: dwunastoletnia Leila, dziewięcioletni David i sześcioletni Taylor.

- Cześć. – uśmiechnęłam się na ich widok. Zawsze chciałam mieć dużą rodzinę i teraz ją miałam.

Każde spotkanie pociągało za sobą wiele przygotowania, zwłaszcza że było nas trochę. Zwłaszcza dzieci które, kiedy zbiły się w grupę potrafiły narobić rabanu.

- Pięknie to wygląda. – Victoria rozejrzała się dookoła.

Wszędzie królował kolor niebieski począwszy od balonów a skończywszy na obrusie i zastawie. Aleksander, kiedy tylko to zobaczył od razu się ucieszył a jego szczęście było najważniejsze. To w końcu był jego dzień.

- Imprezka się rozkręca. – krzyknął Leander pojawiając się znikąd.

Nie wiem co mnie bardziej zdziwiło. To, że Gianna szła za nim trzymając za rękę wyrywającą się dwuletnią Kate w białej sukience. Czy może mojego brata, który niósł pod pachami sześcioletnie bliźniaki Liama i Leo którzy nie mogli przestać się śmiać. Za każdym razem bawiło mnie to, że stworzyli udany związek.

Nie przeczę, że trochę ich w swoim kierunku popchnęłam, ale i tak było to dla mnie zaskoczeniem, że tak szybko się to potoczyło. Po zaledwie pół roku wzięli ślub i wyprowadzili się do wielkiego domu godzinę drogi od naszego. Kolejne zaskoczenie przyszło wtedy, kiedy powiedzieli, że chcą mieć dużą rodzinę co szczerze wyśmiałam. No bo przecież mój dziecinny brat chciał mieć własne dzieci. Śmieszne, ale z czasem to się zmieniło.

Oprócz trójki dzieci, które ze sobą przyprowadzili mieli dziesięcioletniego Granta, który gdzieś się prawnie kręcił w domu. No i Gianna spodziewała się kolejnego dziecka. Jak dla mnie dostał swoją wielką rodzinę, której tak bardzo pragnął.

- Gdzie jubilat? – zapytał Leander podchodząc do naszej grupki puszczając po drodze dzieciaki które popędziły w kierunku stołu.

- Jeszcze w domu. – westchnęłam. – Podobno musiał się przebrać, ale nie chciał powiedzieć w co.

- Specjalnie wybierał ten strój godzinę. – rzucił Xavier witając się ze wszystkimi. – Nie mógł się doczekać swoich urodzin.

- Nie dziwię się. – Maddox spojrzał na cały ogród z uznaniem. – Też bym chciał taką imprezę.

Już miała mu powiedzieć, że przecież co roku organizowałam każde urodziny każdego członka naszej rodziny i jego też było cudowne, ale stwierdziłam, że nie ma sensu. Po prostu było to kolejne rzucone dla żartu zdanie a wiedziałam to dlatego że puścił mi oczko.

W domu rozbrzmiały kolejne głośny więc przybyły kolejne osoby. Zjawili się rodzice Xaviera z Ryanem na czele który z roku na rok robił się coraz gorszy. Tym razem pojawił się z pięcioma prezentami, które z trudem udało mu się utrzymać. A na koniec weszła Sonia z Luką oraz Alexem. Nikogo więcej nie było mi potrzeba do szczęścia, bo miałam ich wszystkim przy sobie. Tworzyliśmy dziwną, ale zwariowaną rodzinę.

- Jestem! – krzyknął Aleksander pojawiając się w ogrodzie.

Szedł wolnym krokiem a moje oczy śledziły każdy element jego stroju. Piękny niebieski garnitur, który na siebie założył sprawiał, że czułam jakbym patrzyła na swojego męża. W dodatku czarne buty i mucha w tym samym kolorze dopełniały dzieła. No i nie mogłabym zapomnieć o włosach które zaczesał tak samo jak swój tata.

- Cały Xavier. – zachwycała się moja teściowa.

W pełni ją rozumiałam.

Xavier

Siedząc przy stole z całą rodziną wiedziałem, że nie mógłbym mieć lepszego życia. Cztery lata zajęło mi zanim odważyłem się poprosić Angelinę o rękę bojąc się, że odmówi. To były cudowne lata, które pokazały mi, że moja miłość do żony może być jeszcze większa.

Kiedy w naszym życiu pojawił się Aleksander nie potrzebowałem nic więcej. Cieszyłem się wszystkim co dał mi los.

- Chcę mieć kolejne dziecko. – wyszeptała do mnie patrząc na bawiącą się w ogrodzie zgraję.

- A mam coś w tej kwestii do powiedzenia?

- Nie, tylko ci mówię żebyś się potem nie zdziwił.

- Aha. – pokiwałem głową rozbawiony. – W takim razie dziękuję, że mówisz mi o swoich planach.

- Naszych. – mówiąc to wbiła mi palec między żebra. – Nie mów, że się nie cieszysz.

To było mało powiedziane. Chciałem mieć więcej dzieci, ale to Angelina musiała podjąć decyzję, że jest gotowa. To było jej ciało i to ona musiałby przez dziewięć miesięcy nosić nasze dziecko. Wiem, ile ją kosztowało donoszenie Aleksandra i rozumiałem, że chciała poczekać.

- Cieszę się. – musnąłem wargami jej czoło.

Bardzo się cieszyłem.

Rozejrzałem się wokół na siedzących przy stole roześmianych ludzi wiedząc, że właśnie takiej rodziny chciałem.

A co najważniejsze moja żona nadal otrzymywała ode mnie listy. Kiedy już zacząłem nie mogłem przestać. To dawało nam pewnego rodzaju wiadomość dla siebie nawzajem, że nie ważne jak będzie trudno, jak głośno będziemy się kłócić nasza miłość nadal trwa i nic nie może jej zniszczyć.

I will wait for youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz