Moje nogi, kierując się wzdłuż ulicy, chcąc jak najbardziej oddalić się od znienawidzonego miejsca, zwanego szkołą. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego każda nieprzyjemność skierowana w moją osobę odnosi się do mojego ciała. Nigdy wcześniej nie sądziłam, że będę musiała udawać szczęście przy mamie i mówić, że czuję się świetnie, kiedy tak naprawdę moje serce i wszystkie inne narządy, pękają na miliony kawałków przez te wszystkie obelgi. Nie czuję się grubą osobą. Wyglądam zupełnie przeciętnie, ale może właśnie o to chodzi? Mój wygląd jest cholernie przeciętny, kiedy w całej szkole, dziewczyny walczą o to, aby być szczuplejsze od innych, bardziej opalone i posiadające jak najwięcej adoratorów, ja wolę iść na spacer z Alfa'ą i cieszyć się tym, że jestem zdrowa. To cholerne podejście czuję tylko ja, oni wolą traktować mnie jak gorszą od nich, kiedy to nie jest prawda.
Czasami nawet czuję się tak źle, że zastanawiam się nad głodówką, aby wpasować się w to cholerne towarzystwo, ale za chwilę do mojego pokoju wchodzi Peter z opakowaniem lodów i chusteczkami, a ja czuję się dobrze móc je jeść i płakać mu na ramieniu.
Peter jest cudownym, cholera co ja mówię, jest najcudowniejszym przyjacielem jakiego mógł mi dać Jezus. Wspiera mnie, zabiera na randki, chociaż tak naprawdę to gówno prawda, bo Peter lubi czuć penisa w dupie.
Zatrzymuję się przed ogromną bramą, naciskając czerwony przycisk, znajdujący się na osobnym murku. Mały ekran zaczyna mrugać a ja zauważam postać kolejnego pracownika w domu mojego ojca. Mężczyzna wpatruje się we mnie, każąc podać swoje dane. Prycham śmiechem, jednak podaje imię i nazwisko. Widzę lekki strach w jego oczach, jednak olewam to. Wiem, że zaraz zacznie mnie przepraszać, bojąc się, że straci pracę u mojego Ojca.
-Po prostu niech Pan otworzy te cholerną bramę. Jest tu około miliona stopni.-burczę niegrzecznie. Mężczyzna przeprasza po raz kolejny, jednak kiedy zauważa moją kwaśną minę, zamyka się, otwierając bramę. Wchodzę przez nią szybko, ówcześnie dziękując.
Wielkie drzwi otwiera lokaj, jak również wieloletni pracownik Ojca a mój przyjaciel - Tony.
-Panienka Carter, jak miło Panią widzieć.-uśmiecha się, stwarzając falę zmarszczek wokół jego oczu. Mój humor na jego widok poprawia się, a kiedy mężczyzna ciągnie mnie do przytulenia, czuję się nawet dobrze.
-Prosiłam Cię, abyś nie mówił do mnie na Pani. Jesteśmy kumplami Tony, kumple mówią do siebie po kumplowsku.-śmiejemy się oboje.
-W porządku, kumpelo.-Tony ma około pięćdziesięciu lat, jego włosy są posiwiałe, jednak jest dobrze zbudowany a w oczach nadal świecą przyjemne i ciepłe iskierki. Uwielbiam z nim rozmawiać, traktuję go jak wujka a niekiedy nawet jak Ojca.
-Idę do siebie. Jestem zmęczona i chyba powinnam umrzeć.-dodaje na co mężczyzna karci mnie surowym spojrzeniem.-Chodzi o śmierć ze zmęczenia! Nie wymagaj ode mnie zbyt wiele, kiedy miałam dwie matematyki a nauczycielka, która je prowadziła to prawdziwa su..
-Idź do pokoju!-przerywa mi!-Nie chce słyszeć jak malutka Melanie mówi te brzydkie słowa!-prycham śmiechem i kiwając z niedowierzaniem głową, kieruję się po brązowych krętych schodach do pokoju, który nazywam swoim.
Otwieram białe drzwi z trzema kwadratami, po czym zamykam je za sobą. Widzę ład i porządek i chyba to wkurwia mnie najbardziej. Kiedy wychodziłam stąd dość dokładnie powiedziałam, że nie chce, aby ktokolwiek tu wchodził. Krzyczałam dość głośno, więc nawet głuchy powinien usłyszeć.
Wzdycham licząc w myślach do pięciu, jednocześnie rozglądając się po pomieszczeniu. Pokój jest ogromny pomalowany na łososiowo. Na środku stoi wielkie białe łóżko z dwiema wielkimi puchowymi poduszkami. Zaraz po prawej stronie łóżka znajduje się wielkie okno, zwrócone na ogród. Na przeciwko łóżka wisi wielki telewizor a zaraz w prawo jest ogromna szafa. Po lewej stronie szafka nocna.
CZYTASZ
Telefon zaufania |h.s|
FanfictionOna była zakompleksioną dziewczyną potrzebującą pomocy i kogoś kto mógłby ją wysłuchać. On był pracownikiem telefonu zaufania. Co się stanie, kiedy świat siedemnastoletniej Melanie Carter, zwanej jako dziewczyny bez nazwiska, zderzy się ze światem H...