1

1.2K 60 20
                                    

To był jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu.
Stałam przed ogromnym lustrem i patrzyłam na swoje odbicie, wciąż niedowierzając w to, że za chwilę wypowiem słowa przysięgi, która sprawi, że już na zawsze będę miała go przy sobie. Taylor Clarkson był miłością mojego życia, a za kilka minut miał zostać moim mężem.

------------------------------

Poznaliśmy się na studiach, na jednej z imprez organizowanych przez ludzi z naszego wydziału. Mówi się, że prawnicy, to sztywniacy, którzy całe dnie spędzają wkuwając paragrafy. No cóż, bo nie byli na naszych imprezach, ale mniejsza o to.
Jennifer była moją przyjaciółką i to ona niby przypadkiem zamknęła nas w pokoju. Nie powiem, bo na początku było bardzo niezręcznie. Taylor podobał mi się od pierwszego dnia szkoły. Przyszedł spóźniony na wykład i zajął miejsce obok mnie. Szeroko się uśmiechnął i przedstawił. Później nie mieliśmy kontaktu. Z racji tego, że był on wysoki, na oko jakieś metr osiemdziesiąt, może osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu. Śniada karnacja, ciemne brązowe oczy, czarne włosy, które wydawać by się mogło, że żyją własnym życiem, a tak naprawdę był to celowy zabieg ich właściciela. No i uśmiech, on skradł moje serce, jako pierwszy. Co ciekawe, że zawsze, kiedy się uśmiechał, to jego oczy również, jakby były połączone z ustami. Miał bardzo pozytywne nastawienie do życia i roztaczał wokół siebie niesamowitą energię. Co powodowało, że kręciło się przy nim mnóstwo dziewczyn chętnych na bliższe poznanie. Chyba rozumiecie o jakim poznaniu tutaj mowa. Ja za to byłam jego przeciwieństwem. Spokojna, cicha, stroniąca od większych skupisk ludzi. Czasami zastanawiałam się, co ja robię na wydziale prawa, skoro jestem aspołeczna i brak mi pewności siebie. Jennifer uważała, że to wszystko tak naprawdę dzieje się tylko i wyłącznie w mojej głowie, bo na brak urody nie mogłam narzekać, a to według niej był atut. Nie powiem, bo często czułam na sobie męskie spojrzenia, niejednokrotnie proponowano mi randki, ale nie byłabym sobą, gdybym nie odmawiała.

Ale wracając do tamtej imprezy.
Już kilka razy odmówiłam przyjaciółce pójścia na domówkę, jednak tym razem się zgodziłam, bo to ona ją organizowała. Miałam zamiar zaszyć się w cichym i ciemnym kącie, by tylko nie rzucać się w oczy, albo nie zostać wciągniętą do jakiejś zabawy.
Zapomniałam tylko, że Jen potrafiła być niezwykle przebiegła i znała mnie na tyle, by wiedzieć, co chodzi mi po głowie.
Byłam szczupłą dziewczyną o kobiecych kształtach, czyli wszystko na swoim miejscu i odpowiednich rozmiarów. Dlatego założyłam, a raczej zostałam do tego zmuszona, czarną, dopasowaną sukienkę, która kończyła się w połowie uda i uwydatniała pokaźny biust. Do tego niewysokie szpilki i outfit gotowy. Ciemnobrązowe włosy sięgały mi do połowy pleców i naturalnie się kręciły, dlatego zostawiłam je rozpuszczone. Nie przepadałam za mocnym makijażem, w sumie to wcale się nie malowałam. Tym razem jednak dałam się namówić na delikatny brązowy cień, który wydobył głębię moich ciemnoniebieskich oczu. Nie czułam się dobrze w takich strojach, bo przyciągałam wtedy zbyt wiele spojrzeń. Faceci ślinili się na widok cycków, a dziewczyny zazdrościły, przez co wielokrotnie słyszałam nieprawdziwe plotki na swój temat, które niestety podkopywały już i tak grząski grunt pod moją samooceną, przez co czułam się gorsza i winna.

Po około dwóch godzinach przebywania w towarzystwie podpitych ludzi, których coraz bardziej ponosiła wyobraźnia, co w połączeniu z procentami w ich krwi nie zawsze była dobrym rozwiązaniem, postanowiłam po cichu się ulotnić. Jednak zbyt daleko nie odeszłam, bo Jennifer złapała mnie za rękę i zaciągnęła do jakiegoś pokoju. Tłumaczyła się, że musimy pilnie pogadać. No i wtedy stało się, gdy byłam już w środku, szybko wybiegła i zamknęła drzwi na klucz, krzycząc, że jeszcze jej za to podziękuję. Miała rację, później jej dziękowałam, choć na początku planowałam popełnić zbrodnię doskonałą.
Okazało się, że pomysł z zamknięciem należał do Taylora, który poprosił o to moją przyjaciółkę. Ponoć już od dawna chciał się do mnie zbliżyć, ale zawsze byłam dla niego niedostępna, co powodowało, że bał się mnie wystraszyć i tego, że zostanie odrzucony, jak każdy, kto próbuje nawiązać ze mną bliższą znajomość. No i miał rację, bo jego obecność strasznie mnie peszyła, zapewne dlatego, że bardzo mi się podobał i kiedy nikt nie widział wzdychałam do niego. Nawet Jen nie wiedziała o tym, bo znając ją i fakt, że uwielbiała swatać ze sobą ludzi, wymyśliłaby, jak nas umówić na randkę.
Jak już wspomniałam na początku było niezręcznie, ale gdy uświadomiłam sobie, że do rana nikt nas nie uwolni, opadłam zrezygnowana na łóżko. Na szczęście Taylor nie poddawał się i podtrzymywał rozmowę. W taki sposób przegadaliśmy całą noc.
Później to już potoczyło się z górki. Dałam się namówić na jedną randkę, a potem były kolejne. Tworzyliśmy parę idealną, przynajmniej tak twierdzili nasi znajomi. Na ostatnim roku studiów oświadczył mi się, a po aplikacji wzięliśmy ślub.

Udało nam się znaleźć pracę w jednej z najlepszych kancelarii. Wiedliśmy normalne życie, w wolnym czasie ciesząc się urokami małżeństwa i sobą nawzajem. Na początku nie było łatwo pogodzić ze sobą wymagającej pracy i życia codziennego. Czasami swoje frustracje wyładowywaliśmy na sobie, co powodowało, że oddaliliśmy się od siebie. Wtedy na pomoc przyszła nam niezawodna Jennifer. Pomogła nam i to bardzo. Zrozumieliśmy, że tylko dzięki wzajemnemu wsparciu uda nam się pokonać wszelkie przeciwności, jakie los rzuci nam pod nogi. Taylor był nie tylko moim mężem, ale przede wszystkim najlepszym i najwierniejszym przyjacielem. Dzięki niemu tak naprawdę otworzyłam się na ludzi, na otaczający mnie świat i zaczęłam dostrzegać całe to piękno, którego nie widziałam z za ścian swojej skorupy. On nauczył mnie żyć pełnią życia i czerpać z niego wszystko, co najlepsze.

Sielanka trwała jeszcze dwa lata, dopóki Tay nie poprosił mnie o dziecko. Nie byłam gotowa na macierzyństwo, które w tamtym czasie było ostatnią rzeczą, jakiej pragnęłam. Chciałam najpierw oddać się pracy, by moje nazwisko było rozpoznawalne w środowisku. Niestety on widział to inaczej. Uważał, że żyjemy na dość wysokim poziomie, a ja przecież później mogłabym wrócić do pracy. Zapominał tylko o tym, że w tym zawodzie trzeba być na bieżąco i bardzo łatwo jest wypaść z obiegu. Niestety znałam kilka kobiet, którym po urlopie macierzyńskim było ciężko wrócić do pracy, bo nikt nie chciał zatrudniać młodych matek. Poza tym nie po to tyle lat walczyłam o to, by ukończyć studia z wyróżnieniem. Chciałam mieć dzieci, ale jeszcze nie teraz, czego mój mąż nie podzielał.
Coraz częściej się kłóciliśmy, uciekaliśmy w pracę, by tylko jak najmniej czasu spędzać w domu razem.

Często, gdy Taylora nie było, siadałam na kanapie i oglądałam nasze wspólne zdjęcia z czasów, jak byliśmy sobie bardzo bliscy i szczęśliwi. Kochałam go równie mocno, co w dniu ślubu, dlatego też tak bardzo bolał mnie chłód i dystans, który między nami powstał. Zastanawiałam się nawet nad tym, czy zgodzić się na dziecko, bo czułam, że tylko ono może uratować to małżeństwo. Jednocześnie wiedziałam, że z biegiem czasu będę go obwiniała za podcięcie mi skrzydeł i brak możliwości rozwoju zawodowego.

Dostaliśmy zaproszenie na bal organizowany przez palestrę. Nie chciałam nigdzie wychodzić, bo w ostatnim czasie nie było dnia, w którym nie dochodziło by do kolejnych ostrych kłótni. Teraz spięcia między nami nie dotyczyły już dziecka, ono zeszło na dalszy plan. Miałam wrażenie, że wieczne obwinianie siebie dosłownie o wszystko stało się naszym rytuałem i prozą życia, która wyniszczała nas. Nie miałam też ochoty na odgrywanie szopki przed współpracownikami i pozostałymi ludźmi, udając kochające się małżeństwo, gdzie uczucie miłości zostało zastąpione złością.

Gdybym tylko wiedziała, że tamtej nocy zakończy się moje życie, to nie wyszła bym z domu i przypomniała Taylorowi, jak bardzo się kochamy.

Feralnego dnia na tapetę znów wjechał temat dziecka, o co okropnie się pokłóciliśmy.
Na balu udawaliśmy, a od sztucznego uśmiechu bolała mnie twarz.
Kiedy mój mąż podszedł i oznajmił, że ma już dość i wracamy do domu, po raz pierwszy od dawna zgodziłam się bez szemrania. Widziałam po nim, że był zmęczony i zły na mnie, a granie zgodnego małżeństwa zaczynało jemu coraz bardziej ciążyć. Apogeum nastąpiło, gdy jeden z naszych znajomych, który niedawno został ojcem zapytał, kiedy my mamy zamiar powiększyć naszą rodzinę.

Nie odjechaliśmy daleko, gdy Tay próbował wymóc na mnie zgodę  szantażem. Oznajmił, że jeśli nie chcę dać jemu potomka, to on nie widzi sensu, by dalej ciągnąć to małżeństwo. Wtedy poczułam okropny ból w klatce piersiowej.
Ostatnie, co pamiętam, to oślepiające światło z nad przeciwka, huk, krzyk Taylora, wołający moje imię i pisk w uszach.

Obudziłam się dwa miesiące później w szpitalu, a przy moim łóżku siedziała zapłakana Jennifer. Wtedy po raz pierwszy, ale nie ostatni, pożałowałam, że wogóle się obudziłam, że nie umarłam. Zostałam poinformowana, że mieliśmy wypadek. Wjechał w nas pijany kierowca, a mój mąż zginął na miejscu. W tamtej chwili umarłam za życia.
Nie było mi dane nawet się z nim pożegnać, bo kilka dni po wypadku został pochowany, a ja walczyłam o życie.
Pożałowałam wtedy każdego słowa wypowiedzianego w złości pod jego adresem. Najbardziej jednak żałowałam, że nie zdążyłam powiedzieć jemu, jak bardzo go kocham. Odszedł myśląc, że go nienawidzę. Zmarnowaliśmy kilka miesięcy na niepotrzebne kłótnie, zapominając o tym, jacy byliśmy szczęśliwi.

Blame YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz