- Jest pani gotowa?
Z zamyślenia wyrwał mnie głos prezesa, stojącego w drzwiach. Muszę przyznać, że choć nie patrzyłam na niego w sposób, w jaki patrzą kobiety, gdy ktoś im się podoba, to musiałam przyznać, że był on bardzo przystojny.
- Tak, możemy iść.
Zamknęłam komputer, założyłam żakiet i zdjęłam z wieszaka płaszcz, który mężczyzna pomógł mi założyć.
Szliśmy korytarzem, a wszystkie mijane osoby przyglądały się nam, zwłaszcza mi. Tak naprawdę nikt mnie tutaj nie znał i nie wiedział kim jestem. Tak po prawdzie nie zależało mi na tym, by szukać przyjaciół, nie w miejscu pracy, gdzie zawiść jest wszechobecna. Mężczyźni patrzyli na mnie z zaciekawieniem, a kobiety mordowały wzrokiem. Nie wiem co siedziało w ich pustych główkach, ale niechęć wywołana zazdrością była wręcz namacalna. No i moje marzenie o tym, by zaakceptowano mnie w nowym miejscu pracy poszło się walić.
Wysiedliśmy z windy na podziemnym parkingu i skierowaliśmy w stronę samochodu prezesa. Jak można było się spodziewać auto nie należało do tanich i byle jakich. Nie znam się na motoryzacji i nigdy też nie interesowałam się tym tematem. Jedyne, co rozpoznałam, to znaczek Audi, no i fakt, że musiało być jednym z najnowszych modeli.
Wsiadając uważałam, żeby nie trzasnąć drzwiami, bo bałam się, że wtedy sama zostanę trzaśnięta.Do restauracji dotarliśmy nieco ponad pół godziny później, bo trafiliśmy na kilka korków. Przez całą drogę milczeliśmy, a prezes nie wykazywał większego zainteresowania rozmową, co było mi na rękę. Z drugiej strony trochę mnie to dziwiło, ponieważ na temat oferowanego przez nas produktu i przyszłego kontrahenta wiedziałam tylko tyle, ile udało mi się wyczytać z przekazanych dokumentów i informacji zamieszczonych w internecie. No cóż, jak zawalę, to sam sobie będzie winien, a w najgorszym przypadku stracę pracę, czego bym nie chciała.
Weszliśmy do sali i zostaliśmy pokierowani do stolika, gdzie siedzieli już dwaj mężczyźni. Jeden z nich był starszy, na oko dałabym jakieś pięćdziesiąt pięć lat. Drugi był młodszy, w sumie mógłby być rówieśnikiem prezesa. No i co się rzucało w oczy, to jego nietypowa uroda, azjatycka.
- Dzień dobry panom - przywitałam się zaraz po tym, jak zrobił to Bailey.
- Cristofer, nie wspomniałeś, że przyjdziesz z tak piękną kobietą - ukłonił się młodszy i musnął ustami wierzch mojej dłoni. - Nazywam się Lee Wu, właściciel Sound Industrial.
- Lisa Clarkson, prawnik w Bailey&Company.
- No powiem ci Cris, że potrafisz dobrać sobie personel.
- Proszę wybaczyć moją śmiałość, ale spotkaliśmy się tutaj, by omówić warunki współpracy naszych firm, a nie po to, by rozprawiać o mojej urodzie, czy sposobie doboru pracowników przez pana Baileya.
Kątem oka widziałam zbłąkany uśmiech na twarzy mojego szefa. Za to mina pana Lee była komiczna, zważywszy na to, że na jego twarzy pojawił się rumieniec, jak u nastolatki.
- Ma pani rację, proszę wybaczyć moją zuchwałość. Cristofer, jeśli pozwolisz chciałbym przejść do konkretów?
- Ja nie mam nic przeciwko temu, ale to pytanie powinieneś skierować do pani Clarkson. Ona jest odpowiedzialna za oprawę merytoryczną umowy.
No to usiadłam na minie, która coraz bardziej uwierała mnie w dupę. Modliłam się tylko o to, żeby nie wybuchła, bo smród będzie się za mną ciągnął przez długi czas. Prezesik nie gra uczciwie. Czy on nie zdaje sobie sprawy z tego, że jeśli nie podołam powierzonej misji, to on straci miliony? Czy zemsta za urażoną dumę jest warta takiego poświęcenia? Bo jak się domyślałam chodziło jemu o sytuację z biurkiem i fakt, że trochę zadrwiłam z niego.
Spojrzałam na niego wymownie, tak by zrozumiał przekaz, a jednocześnie nie zdradzając swojego zdenerwowania.
CZYTASZ
Blame You
RomanceLisa, młoda, dobrze zapowiadająca się prawniczka w nieszczęśliwym wypadku, który zapoczątkuje pasmo kolejnych nieszczęść, traci miłość swojego życia. Kilka lat później rozpoczyna nowe życie z daleka od miejsc, które przywoływały wspomnienia. Czy now...