35

608 35 1
                                    

Byłam szczęśliwa, bo dziś lekarz pozwolił nam opuścić szpital. Sofia była zdrowa, a ja najszybciej dojdę do siebie w domu.

Po powrocie czekał na mnie obiad, podany na tarasie. Do tego morze kwiatów, którymi usłany był cały salon.
Cris nie odstępował mnie na krok, dbając o to, by niczego mi nie brakowało. Być może nie miał jeszcze sprawnych nóg, ale nie przeszkadzało to jemu w tym, żeby zadbać o mój komfort.

Właśnie skończyłam karmić Sofię i odłożyłam ją do kołyski, by samej móc z powrotem położyć się obok narzeczonego. Niestety zapomniałam się i zbyt pewnie usiadłam, co spowodowało ból, który poczułam w czubku głowy.

- Lisa?! Co się dzieje?! - spanikowany pomógł mi się położyć.

- To nic takiego. Po prostu muszę być bardziej ostrożna przy siadaniu.

- Ohh kochanie - przyciągnął mnie do siebie tak, że połową ciała leżałam na nim. - Przykro mi, że cierpisz - pocałował mnie w czoło.

- Z czasem przejdzie. Poprosiłam Jennifer, żeby została matką chrzestną Sofii.

- Ja poprosiłem Josha. Myślę, że ta para będzie idealna do tej roli.

- Mhm. Żal mi tylko Jen. Widzę, jak patrzy na naszą córkę, wyznała mi, że chciałaby mieć już swoje dziecko.

- No to w czym problem?

- W tym, że między nią, a Joshem chyba coś się psuje.

- Lisa, widzę co chodzi ci po głowie. Nie mieszaj się do tego. Oni sami muszą rozwiązać swoje problemy.

- Ty coś wiesz prawda? Rozmawiałeś z Joshem?

- Tak, rozmawiałem i nie wszystko jest takie, jakie się wydaje być. Poczekaj, a sama się przekonasz.

- Jesteś okropny!

- A ty cudowna - mocniej mnie przytulił. - Brakowało mi ciebie poprzedniej nocy. Tak bardzo przyzwyczaiłem się do tego, że zawsze jesteś obok.

- Mhm. Zatrudniłeś już rehabilitanta?

- Tak, od jutra zaczynam ćwiczenia. Chcę jak najszybciej stanąć na nogi.

- Wszystko w swoim czasie, żebyś tylko sobie nie zaszkodził.

- Ty nic nie rozumiesz. Chcę być dla ciebie wsparciem, na jakie zasługujesz, a nie dodatkowym ciężarem.

- Za takie gadanie powinnam się obrazić. Czy ty naprawdę nie widzisz, ile mi pomagasz?

- Nie tak, jakbym chciał.

- Nie zawsze mamy to, czego chcemy. A ja cieszę się z tego, co mam. Przede wszystkim z tego, że żyjesz i jesteś tutaj z nami.

------------------------------------------------

Jen pojechała z Cristoferem do firmy, bo musiał osobiście coś podpisać.
Ja zostałam z Joshem i Sofią, która spała w wózku, a my siedzieliśmy na tarasie.
Nie byłabym sobą, gdybym nie poruszyła dręczącego mnie tematu.

- Josh? Możemy porozmawiać?

- Jasne - odłożył laptop. - Stało się coś? Wyglądasz na smutną.

- Pozwól, że nie będę owijała w bawełnę. Jakie masz zamiary wobec Jennifer?

- Nie bardzo rozumiem do czego zmierzasz.

- To było proste pytanie. Myślisz o niej poważnie, czy raczej traktujesz wasz związek, jako coś przejściowego?

Przymknął powieki i ciężko wypuścił powietrze, zwieszając ramiona.

Blame YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz