16

734 44 19
                                    

- Lisa! Nie mówiłaś, że on mieszka w takim pałacu! - zachwycała się Jen, gdy wysiadłyśmy z taksówki pod bramą, jego domu.

- A ma to jakieś znaczenie? Dom, jak dom.

Tak naprawdę sama nadal byłam pod wrażeniem jego pięknego domu i gdyby nie cała ta sytuacja, to kto wie, czy kiedyś nie zamieszkałabym tutaj.

- Ty! Pokaż no mi te butelki!

- Po co?!

- Wychlałaś je po drodze?! Bo pierdolisz takie głupoty, że tylko debil, by ci uwierzył.

- A wy długo jeszcze będziecie się tak kłóciły pod tą bramą, czy wejdziecie?! - krzyknął do nas rozbawiony Cris.

Wkurzyło mnie to, bo nie będzie się cieszył, kiedy ja przeżywam nasze rozstanie całą sobą.

- Nie twój zasrany interes! Jak skończymy, to przyjdziemy! Drogę znam i nawigacji nie potrzebuję!

Mężczyzna ku mojemu zaskoczeniu zniknął za drzwiami, zostawiając nas same.

- Co ty odwalasz?! - wkurzyła się Jen.

- A ty?! Chodźmy załatwić sprawy firmy i wtedy szybciej wrócimy do domu.

- O nie moja droga! Koniec tej dziecinady! Znosiłam twoją rozpacz przez dwa lata! Rozumiałam twój ból, dlatego cię wspierałam, ale teraz nie będę tolerowała twojego idiotycznego zachowania! Zacznij wreszcie żyć i przestań odtrącać wszystkich wokół siebie!

- Jennifer! Dość tego! - usłyszałam podniesiony męski głos obok siebie, co było zaskoczeniem dla nas obu.

- Nie wtrącaj się Cristofer. To sprawa między nami i w końcu ktoś musi powiedzieć jej, że życie nie kończy się na jej zmarłym mężu, a ona nie jest pępkiem świata!

- Jennifer ostrzegam cię - warknął. - Myślałem, że jako jej przyjaciółka będziesz ją wspierała, a nie robiła wyrzuty, co niestety w przypadku Lisy przynosi odwrotny skutek, ale ty powinnaś to wiedzieć. I jest pępkiem świata, mojego świata - spojrzał na mnie z taką czułością, że miałam ochotę rzucić się jemu w ramiona, ale nie chciałam, żeby przyszło to jemu zbyt łatwo. Chociaż tym zachowaniem zapunktował sobie u mnie.

- Uspokójcie się oboje, bo mam was dość! A ty Jen, jak tak bardzo podoba ci się ten dom i jego właściciel, to zatrzymaj się u niego. Przynajmniej nie będzie czuł się samotny - parsknęłam i weszłam do środka.

- A żebyś wiedziała, że tak zrobię, bo nie chcę już dłużej słuchać twojego płaczu i użalania się nad sobą!

- Czy ja mam coś do powiedzenia w tym temacie? - odezwał się niepewnie.

- Nie! - krzyknęłyśmy jednocześnie.

Spojrzałam na przyjaciółkę z mordem w oczach i skierowałam się do kuchni w poszukiwaniu korkociągu. Otworzyłam butelkę i wyszłam do ogrodu w miejsce, które urzekło mnie pierwszego dnia. Łzy moczyły moją koszulę, a ja zapominając na ten moment o dobrych manierach przechyliłam z gwinta butelkę, pociągając kilka sporych łyków.
Płakałam, bo wiedziałam, że Jen miała rację. Niańczyła mnie przez ostatnie dwa lata, zapominając niejednokrotnie o swoich potrzebach. A teraz? Teraz znów zrzucam na jej barki ciężar własnych decyzji, obarczając odpowiedzialnością za moje błędy. Do tego Cris. Dlaczego on musi być taki cholernie idealny?! Chcę, by cierpiał tak samo, jak ja, a on co robi?! On kurwa staje w mojej obronie, choć nie powinien! Usiadłam na trawie i schowałam twarz w dłoniach. Nie radziłam sobie sama ze sobą, a oczekiwałam, że inni będą w stanie mnie zrozumieć.

Po jakimś czasie poczułam miękki materiał na swoich zgarbionych plecach. Uniosłam głowę, by sprawdzić kim jest osoba, która przyszła. Jednak, gdy zobaczyłam Crisa od razu odwróciłam wzrok. Nie dlatego, że byłam na niego zła, chociaż po części to też, ale najzwyczajniej w świecie nie chciałam, żeby oglądał mnie w takim stanie. W stanie totalnej rozsypki, w dodatku nietrzeźwej.

Blame YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz