17

705 38 3
                                    

Było już po północy, a ja siedziałam w salonie i tępo gapiłam się na nocne niebo. Nie mogłam spać, bo moje myśli zaprzątał Cris, który od ostatniej naszej rozmowy nie odezwał się i nie dawał żadnych znaków życia. Martwiłam się o niego. Chciałam nawet do niego pojechać, ale co jeśli nie chciał ze mną rozmawiać? W końcu miał sporo powodów do tego, żeby się na mnie gniewać. W pewnym momencie usłyszałam dziwne dźwięki za drzwiami, jakby ktoś się na nie przewrócił. Wstałam, żeby zerknąć przez wizjer i jakie było moje zdziwienie, gdy za nimi zobaczyłam pijanego mężczyznę.

- Lisa... - próbował coś powiedzieć, ale wychodził z tego jedynie bełkot.

Wciągnęłam go do mieszkania i zaprowadziłam do łazienki. Zemsta bywa słodka, a w jego przypadku zimna. Rozebrałam go i posadziłam we wannie, odkręcając zimną wodę, żeby doprowadzić go do jako takiego stanu używalności. Kiedy telepał się jak galareta, a wzrok stał się mniej rozbiegany, pomogłam jemu się wytrzeć i założyć ubrania, które wcześniej zabrałam z jego garderoby dla siebie. Najbardziej chciało mi się śmiać, gdy wciągnął na tyłek bokserki w serduszka, uroczo. Zaprowadziłam go do swojej sypialni i położyłam do łóżka. Później przygotowałam tabletki przeciwbólowe i wodę, żeby miał pod ręką, gdy się obudzi. Teraz mogłam ze spokojem położyć się spać, bo wiedziałam, że jest tuż obok i nic mu nie jest. No przynajmniej dopóki rano kac nie rozsadzi jego głowy.

---------------------

- Lisa! Wstawaj! - do sypialni wpadła rozdarta Jen.

- Jasna cholera! Moja głowa! - mężczyzna złapał się za nią, a następnie nakrył poduszką.

- Co on tutaj robi?!

- Śpi, no przynajmniej dopóki nie przyszłaś.

- Ja idę zrobić kawę i śniadanie, a wy ogarniajcie się, bo musicie pracować.

- Jestem sam sobie szefem i dziś mamy wolne.

- Przykro mi, ale od dziś wcielamy w życie nasz plan i musicie tam pójść. Trzeba było wczoraj tyle nie chlać.

Jen wyszła, a my zostaliśmy sami. Wstałam z łóżka i szykowałam ubrania na dziś. Cristofer wynurzył się spod pościeli i usiadł na łóżku, żeby połknąć tabletki.

- Dziękuję, że zajęłaś się mną w nocy - zwiesił głowę, która z całą pewnością bolała go tak samo, jak mnie poprzedniego dnia.

- Nie ma o czym mówić, zrewanżowałam się.

- Mówisz o tym zimnym prysznicu?

- Dokładnie tak - uśmiechnęłam się szeroko. - Ale pomógł, więc nie marudź. Nie umiem robić tego śmierdzącego koktajlu, dlatego sam musisz go przyrządzić.

- Nie chcę iść dzisiaj do pracy. Najchętniej przespałbym ten czas i obudził, gdy już nic nie będzie stało na przeszkodzie do naszego szczęścia - spojrzał na mnie smutny. - Umówiłem się na dziś z Amandą. Przyjdzie do firmy, skąd zabiorę ją na lunch.

Gdy to usłyszałam, coś boleśnie ścisnęło mnie w piersi, ale musiałam być silna dla niego. Usiadłam obok i położyłam dłoń na jego kolanie, którą od razu nakrył swoją.

- Lisa, ja nie chcę ciebie stracić, a mam co do tej całej akcji złe przeczucia.

- Obiecaliśmy sobie szczerość, więc skłamałabym, gdybym powiedziała ci, że to wszystko jest mi obojętne. Jednak zdaję sobie sprawę z tego, że musimy podjąć się tego ryzyka, by nie zaprzepaścić twojej ciężkiej pracy.

- Ale mi nie zależy na pieniądzach, czy wystawnym życiu, jeśli nie będę miał ciebie obok.

- Mi też na nich nie zależy, ale czy nie dlatego budowałeś swoją firmę, by móc żyć dodatnio i spokojnie? Już teraz nie ważne czy ze mną, czy beze mnie. To należy do ciebie i nikt nie ma prawa pozbawiać cię twojej własności. Pójdziesz dziś do pracy i odegrasz swoją rolę tak, jak trzeba.

Blame YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz