25

647 33 3
                                    

Lekarz chciał mnie przetrzymać jeszcze kilka dni w szpitalu przez wzgląd na mój zły stan psychiczny. Oczywiście nie zgodziłam, bo i po co? To i tak już niczego nie zmieni.
Cris czuwał przy mnie całą noc. Choć sam bardzo przeżywał tę sytuację, to był dla mnie naprawdę dużym oparciem. Dziś wracałam do domu, tam też mogłam leżeć w łóżku.

Kiedy weszliśmy do domu z nikąd pojawiła się wściekła Jennifer, która ciskała gromy w naszą stronę. No tak, zniknęliśmy wczoraj i od tamtej pory nie było z nami kontaktu.

- Czy któreś z was łaskawie mi wyjaśni, gdzie się podziewaliście od wczoraj?! Ja tu kurwa odchodziłam od zmysłów!

- Jen, proszę, nie teraz - powiedziałam cicho i próbowałam ją wyminąć, ale mi na to nie pozwoliła.

- Ja rozumiem, że jesteś w ciąży i do tego bardzo dużo się wokół was dzieje, ale nie możecie tak znikać i nic nie mówić! Martwię się o ciebie wariatko! O ciebie i dziecko.

Spojrzałam na Crisa, który podszedł do mnie i przytulił. Rozumieliśmy się bez słów.

- Coś się stało! Mówcie co się dzieje?!

Jen stała i wodziła wzrokiem po mnie i Cristoferze, próbując zrozumieć o co tutaj chodzi. Jednak tego, co usłyszy się nie spodziewała.

- Jen, jego już nie ma - z moich oczu popłynęły nowe łzy, a myślałam, że już dawno temu wyczerpałam ich zapas.

- Kogo nie ma? Mów jaśniej.

- Dziecka nie ma. Lisa wczoraj rano poroniła. Cały ten czas spędziliśmy w szpitalu. Przepraszam, ale nie mieliśmy głowy do tego, by was poinformować - powiedział łamiącym się głosem i przycisnął mnie do siebie jeszcze mocniej.

- Co?! - natychmiast usiadła, bo ścięło ją z nóg. - Jak?! Przecież.... Boże! Tak strasznie mi przykro! - płakała.

Byłam zmęczona, nie miałam ochoty na jakąkolwiek rozmowę. Jedyne, czego pragnęłam, to spać.

--------------------------------------------

Ostatni tydzień był dla mnie ciężki. Zwykłe czynności takie, jak wstanie z łóżka choć na chwilę, codzienna toaleta, czy posiłki, których odmawiałam stały się dla mnie nie lada wyzwaniem. Cris i Jen siedzieli przy mnie na zmianę, obawiając się o to, co mogę zrobić. Byłam załamana, ale nie zrobiłabym sobie krzywdy.
W nocy, gdy wszyscy spali i nikt mnie nie widział, wymykałam się do ogrodu i tam dawałam upust emocjom. Nie chciałam tego robić przy mężczyźnie, który równie mocno przeżywał naszą stratę i dodatkowo martwił się o mnie.
Tej nocy jednak coś poszło nie tak, bo w chwili największego załamania poczułam silne ramiona, które przyciągnęły mnie do ciepłego ciała.

- Kochanie. Dlaczego cierpisz w samotności. Pozwól mi być z tobą i przy tobie, nie odtrącaj mnie, bo wtedy boli jeszcze bardziej - spojrzał zapłakany w moje oczy i delikatnie głaskał policzki. - Kocham cię i nic nie jest w stanie tego zmienić.

- Cris, ale ja ciebie zawiodłam! Straciłam twoje dziecko, na które tak bardzo się cieszyłeś. Po co ci ktoś taki?

- Co ty mówisz?! Odkąd się znamy nigdy mnie nie zawiodłaś! Zawsze byłaś przy mnie i wspierałaś, jak tylko mogłaś. Owszem, straciłaś nasze dziecko, ale to wina stresu, w jakim ostatnio żyjemy. Jest to ogromna strata dla nas, ale musimy się z tym pogodzić. Jesteśmy młodzi i za jakiś czas, jeśli będziesz chciała postaramy się o maleństwo. Tylko proszę, przestań się winić, bo to nie jest twoja wina.

- Mówisz poważnie? Nie nienawidzisz mnie za to?

- Nienawidzę?! Lisa! Ja świata poza tobą nie widzę! Kocham cię tak bardzo, że oddałbym życie za ciebie. Boże, dziewczyno, co ci siedzi w tej głowie. Zacznij ze mną rozmawiać tak, jak dawniej.

Blame You [ ZOSTANIE WYDANA ❤️]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz