Postanowiłam, że skorzystam z propozycji szefa i wezmę dziś dzień wolny, który poświęcę na posprzątanie mieszkania i zrobienie porządnych zakupów, bo lodówka świeciła pustkami. Wysłałam rano wiadomość do prezesa, że mnie nie będzie, ale w razie potrzeby będę pod telefonem.
Zanim zaczęłam cokolwiek robić wskoczyłam pod prysznic, później szybkie śniadanie skomponowane z resztek, jakie znalazłam w pustej lodówce.
Odgruzowanie mieszkania zajęło mi sporą część dnia. Opadłam zmęczona na kanapie i usłyszałam burczenie w brzuchu. Zarzuciłam na siebie kurtkę, bo sklepik znajdujący się niedaleko mojego mieszkania oferował wszystko, czego potrzebowałam i nie musiałam zbytnio przykładać uwagi do swojego wyglądu wychodząc na zewnątrz. W sumie było mi wszystko jedno, że ktoś mnie zobaczy w powyciąganych dresach, a nie w dobrze skrojonym kostiumie.
Po wyjściu ze spożywczaka, obładowana torbami jak wielbłąd, zastanawiałam się, jak ja to wszystko doniosę do domu. Fakt, miałam blisko, ale to ważyło chyba z tonę!
Do tego mój telefon zaczął wydawać dźwięki, a ich ciągłość świadczyła o tym, że ktoś pilnie próbował się ze mną skontaktować. Odebrała bym, ale zajęte ręce mi to uniemożliwiały. Postanowiłam oddzwonić po powrocie do domu. Czego oczywiście nie zrobiłam, bo zapomniałam, a telefon wyłączył się, o czym też nie wiedziałam, bo nie zwróciłam na to uwagi. Zajęłam się rozpakowaniem zakupów, a potem zrobieniem jakiegoś obiadu na szybko, bo byłam bardzo głodna. Stanęło na panierowanej piersi z kurczaka, do tego pieczone ziemniaczki i warzywa gotowane na parze. Miało być szybko, ale cóż, kubki smakowe wygrały. Spojrzałam na ilość, jaka mi wyszła i zastanawiałam się, kto to wszystko zje, bo ja sama to raczej przez cały weekend nie dam rady.
Kiedy szczęśliwa usiadłam do stołu, by w końcu móc zaspokoić głód, zadzwonił dzwonek do drzwi. Na początku zignorowałam go, bo nie miałam w Nowym Jorku nikogo, kto mógłby mnie odwiedzić, więc ktoś pewnie pomylił drzwi. Już miałam wziąć pierwszy kęs, ale dzwonek znowu dał o sobie znać, a do tego intruz jeszcze zaczął pukać. Zrezygnowana i lekko poirytowana otworzyłam drzwi i zaniemówiłam tym, kto za nimi stał.- Przepraszam za najście, ale to bardzo pilna sprawa, a pani nie odbierała telefonu.
Zatem to on tak bardzo dobijał się do mnie, gdy byłam na zakupach. Zupełnie zapomniałam o tym, żeby oddzwonić. Poza tym mój telefon od jakiegoś czasu dziwnie milczy.
Chciałam to sprawdzić, ale najpierw musiałam go wpuścić, co niezbyt mi się podobało, bo była to moja prywatna przestrzeń, do której nie miałam ochoty nikogo wpuszczać, a już na pewno nie jego. Dobrze, że posprzątałam, bo byłby przypał.- Proszę wejść.
Przesunęłam się w drzwiach i pozwoliłam jemu wejść. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i pożałowałam, że w ogóle otworzyłam te cholerne drzwi, bo wyglądałam, jak siedem nieszczęść. Powyciągana, za duża koszulka, dresy też wisiały na dupie, włosy związane w niedbałego koka, a obok on w idealnie dopasowanym garniturze i nienagannej fryzurze. Wzięłam telefon do ręki i ze zdziwieniem stwierdziłam, że jest wyłączony, a po uruchomieniu zasypały mnie powiadomienia o nieodebranych połączeniach, aż dwadzieścia! Spojrzałam na niego wielkimi oczami.
- Przepraszam, telefon się wyłączył. Co takiego ważnego się wydarzyło?
I skąd pan wiedział gdzie dokładnie mieszkam?- Mam pani akta osobowe i jest tam adres. Przepraszam za to najście, ale ta sprawa nie mogła zaczekać do poniedziałku.
- W porządku. Jadł pan już obiad?
- Nie, nie miałem na to czasu - spojrzał na mnie zaskoczony.
- W takim razie zapraszam do stołu. Właśnie miałam zacząć jeść, a zrobiłam tego tyle, że sama nie będę w stanie. Dodam, że nie przyjmuję odmowy, bo jestem cholernie głodna, a nie będę czuła się komfortowo, gdy pan będzie tylko patrzył.
![](https://img.wattpad.com/cover/353926160-288-k690225.jpg)
CZYTASZ
Blame You
RomanceLisa, młoda, dobrze zapowiadająca się prawniczka w nieszczęśliwym wypadku, który zapoczątkuje pasmo kolejnych nieszczęść, traci miłość swojego życia. Kilka lat później rozpoczyna nowe życie z daleka od miejsc, które przywoływały wspomnienia. Czy now...