Weszłam do kuchni z Sofią na rękach. Zapach, jaki roznosił się wokół spowodował, że głośno zaburczało mi w brzuchu, na co cała trójka odwróciła się w moją stronę.
- Wiedziałam, że ten zapach wyciągnie cię z łóżka - Jen szeroko się uśmiechała. - Siadaj do stołu, zaraz podam ci talerz.
Ku mojemu zdziwieniu podszedł do mnie Josh i zabrał mi córkę z rąk. Zapatrzony był w nią, jak w obrazek, a moja przyjaciółka z czułością patrzyła na swojego mężczyznę.
- Chyba sporo mnie ominęło, prawda? - wyszeptałam Crisowi na ucho, zajmując miejsce obok niego.
- No trochę masz do nadrobienia - objął mnie ramieniem i przytulił się do mojego boku.
- Jen ja...
- Najpierw zjedz, później porozmawiamy.
Mówiła to tak spokojnie, jakby nic się nie wydarzyło, a przecież dokładnie pamiętam, jaka oschła byłam dla niej. Wogóle wszyscy zachowywali się tak, jakby cała ta sytuacja z moim załamaniem nie miała miejsca. Śmiali się, żartowali, Cris cały czas był przy mnie i nawet na chwilę nie odrywał ode mnie rąk. To znaczy nie robił niczego niewłaściwego, ale dotykał mnie i głaskał miejsca, które w moim przeświadczeniu były najgorszymi, czyli brzuch, biodra, uda, ramiona. Z resztą cała się sobie nie podobałam, a on takimi gestami usiłował nakłonić mnie do zmiany patrzenia na samą siebie i spojrzenia jego oczami. Co było niezwykle trudne i podejrzewałam, że przede mną była długa droga prowadząca do samoakceptacji.
- Kochanie? Dlaczego jesteś taka milcząca? Nadal boli cię głowa?
- Co? Nie. Po prostu zamyśliłam się.
- Chodź ze mną - Jennifer pociągnęła mnie za rękę w głąb ogrodu.
- Dałabym ci butelkę wina, ale karmisz - lekko się skrzywiła, zwieszając ramiona.
- Nawet nie wyobrażasz sobie ile bym dała, żeby zapomnieć się chociaż na chwilę w poszukiwaniu dżina na dnie kolejnej pustej butelki. Może w magiczny sposób udałoby się jemu zamienić ogrzycę z powrotem w księżniczkę?
- Myślałam, że Cris przesadza, opowiadając o twoim zakrzywionym obrazie samej siebie. Ale teraz, jak ciebie słucham mam ochotę spuścić ci porządne lanie. Coś ty sobie ujebała w tej durnej głowie?! - puknęła mnie palcem w czoło.
- Nic, co nie byłoby prawdą. Wcześniej nie zwracałam na to uwagi, ale gdy wczoraj zobaczyłam, w jaki sposób Cris patrzy na ciebie, to uświadomiłam sobie, jak obleśnie wygląda moje ciało w porównaniu do twojego.
- Ja pierdolę! Gdybym wiedziała, że ta kiecka sprawi u ciebie takie myślenie, to za chuja bym jej nie ubrała.
- Ty nic nie rozumiesz. To bez znaczenia jaką ubrałabyś sukienkę. W każdej efekt byłby ten sam. Ja po prostu nie czuję się atrakcyjna dla swojego mężczyzny, dla samej siebie. Nie potrafię zaakceptować tych dwudziestu nadprogramowych kilogramów, które sprawiają, że czuję się jak słonica.
- Lisa, nie oczekuj, że schudniesz jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zaledwie kilka dni temu urodziłaś dziecko. Daj sobie czas na to, by twój organizm doszedł do siebie w swoim tempie. Przede wszystkim nie możesz się głodzić, bo wtedy Sofia też będzie głodna, a chyba tego nie chcesz.
- Okropna ze mnie matka, narzeczona, a jeszcze gorsza przyjaciółka.
- Boże daj mi cierpliwość, bo inaczej twoja córka zostanie półsierotą! Jak to Cristofer dzisiaj pięknie podsumował nas obie w jednym zdaniu? - udawała, że myśli. - Powiedział, że jesteśmy siebie warte, bo tworzymy zakłamane obrazy rzeczywistości zamiast głośno mówić o tym, co nas trapi. I wiesz co? Ma on cholerną rację! Jesteśmy popaprane, ale oni kochają nas ze wszystkimi naszymi ułomnościami, a uważam, że najgorsze są te umysłowe, bo jesteśmy zdrowo pierdolnięte. Mam tylko nadzieję, że mi po porodzie nie odwali tak, jak tobie - skrzywiła się, a potem mocno przytuliła.
CZYTASZ
Blame You
RomanceLisa, młoda, dobrze zapowiadająca się prawniczka w nieszczęśliwym wypadku, który zapoczątkuje pasmo kolejnych nieszczęść, traci miłość swojego życia. Kilka lat później rozpoczyna nowe życie z daleka od miejsc, które przywoływały wspomnienia. Czy now...