3

1K 62 11
                                    

Obudziłam się zlana potem i ciężko oddychałam. Spojrzałam na zegarek i nakryłam głowę poduszką, była dopiero trzecia w nocy. Najgorsze jest to, iż zdawałam sobie sprawę z tego, że już nie zasnę. Usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach, zamykając oczy. Od razu pojawił się obraz, który spędzał mi sen z powiek. Dotąd w snach widziałam uśmiechniętą twarz Taylora, a dziś została ona zastąpiona przez niemal identycznie roześmiane oczy mojego szefa. Dlaczego właśnie on?! Miałam zacząć żyć na nowo, odcinając się od przeszłości, a los spłatał mi figla, stawiając na mojej drodze mężczyznę, który w bolesny sposób przypomina mi o zmarłym mężu. Tak, bolesny, bo to w jego roześmianych oczach zakochałam się najbardziej. I kiedy już pogodziłam się z tym, że nigdy więcej ich nie zobaczę, to spotykam mężczyznę, który ma prawie identyczne.

Stwierdziłam, że dalsze użalanie się nad sobą nie ma sensu. Zwlokłam się z łóżka, włączyłam ekspres na kawę i poszłam pod prysznic.
Przygotowałam ubrania na dziś. Postawiłam na klasykę, uznałam, że czarna ołówkowa spódnica i biała koszulowa bluzka będą odpowiednie.

Zjadłam wczesne śniadanie i wypiłam kawę. Zdawałam sobie sprawę z tego, że wczoraj dałam się ponieść pracy, przez co zapomniałam o jedzeniu, ale od dziś muszę pamiętać, by jeść regularnie. Praca jest ważna, ale zdrowie ważniejsze. Pytanie tylko, jak długo wytrwam w tym postanowieniu.

Ubrałam się, zrobiłam delikatny makijaż, spięłam włosy w wysokiego kucyka i wyszłam z domu, zakładając wcześniej czarne szpilki, żakiet i płaszcz, bo rano było chłodno na zewnątrz. Szłam do pracy i zastanawiałam się, czy wogóle ją mam. Miałam nadzieję, że propozycja umowy, którą udało mi się stworzyć wczoraj nie będzie miała żadnych luk prawnych, które w przyszłości inwestor mógłby wykorzystać przeciwko firmie Baileya.
Po drodze kupiłam sobie kawę i dziś już bez żadnych incydentów udało mi się pokonać drogę do mojego gabinetu. Byłam pół godziny przed czasem, więc żeby nie siedzieć bezproduktywnie odpaliłam komputer i przeglądałam skrzynkę mailową. Znalazłam tam wiadomość, w której znajdowały się wszystkie ważne telefony, jakie powinnam mieć pod ręką. Od razu postanowiłam przepisać je do notesu, a później miałam zamiar wklepać je w pamięć telefonu. Na samym końcu był numer podkreślony na czerwono, należał on do prezesa. Co mnie zdziwiło, że był to jego prywatny numer, który widniał obok służbowego. Nie zastanawiałam się nad tym dłużej, bo i po co. Skoro uznał, że powinnam go mieć, to znaczy, że tak było.

- A pani już jest w pracy? - podskoczyłam w miejscu, wyrwana z myśli przez głos szefa, który stanął w drzwiach.

- Mam nadzieję, że to nie jest dla pana problem? Chciałam przejrzeć maile i wdrożyć się w bieżące sprawy.

- Żaden problem. Skoro już pani jest, to zapraszam do mojego gabinetu, bo musimy wyjaśnić kilka rzeczy.

Stanął bokiem w drzwiach, dając mi tym samym do zrozumienia, że czeka aż do niego podejdę. Pozamykałam programy i wstałam, wygładzając dłońmi niewidzialne zagniecenia na mojej spódnicy. Mężczyzna przez cały czas wwiercał we mnie swoje spojrzenie, dokładnie lustrując moje ciało i każdy ruch. Jak się okazuje, nie tylko on ma zdolność do dostrzegania pewnych zachowań. Nie wiem, co mnie pokusiło, ale chciałam się jemu zrewanżować za wczoraj, dlatego bez namysłu odpaliłam się w chwili, gdy zrównałam się z nim w przejściu.

- Zdążył pan nacieszyć oczy? Myślałam, że jest pan w związku z kobietą, zatem nie wypada tak pożerać wzrokiem inną. Poza tym, jak już wspomniałam, nie jestem zainteresowana. Możemy przejść do pańskiego gabinetu? - wskazałam ręką drzwi obok moich.

Mężczyzna z początkowego szoku stał się poddenerwowany, świadczył o tym fakt, że zaciskał szczękę i mrużył oczy, których nie potrafił na mnie skupić.
Pomyślałam wtedy, że powinnam była milczeć, przynajmniej do czasu aż nie będę pewna, że mam tę pracę, bo teraz to raczej wątpliwa sprawa.

Blame YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz