Ulubione żelki

76 3 0
                                    




Po wyczerpującym dniu w pracy razem z Torii wybrałyśmy się na rowery. Obiecałyśmy sobie wykorzystywać pogodę aktywnie, dlatego teraz jedziemy przez most brooklyński zmierzając w stronę najbliższego parku. Spędzimy czas przy butelce wina, obgadując to, czego nie zdążyłyśmy przez najbliższe dwa tygodnie. Zachód słońca jest wyjątkowo piękny, lekki róż na niebie miesza się z fioletem tworząc przy tym niesamowity widok. Wieczorny chłodny wiatr przyjemnie owiewa nasze ciała. Dla takich dni mogłabym żyć wiecznie. Tylko ja, Torii i głośnik z puszczoną ,,Shut Up and Dance''.

Wyprzedzam Victorię poprawiając zagubiony kosmyk włosów za ucho. Napawam się pięknym zapachem spalin oraz tym lepszym, czyli aromatem letnich roślin oraz wody.

- Oh, we were bound to get together - zaczęła przyjaciółka. -Bound to get together. - śpiewa doganiając mnie rowerem.

- Nie prowokuj mnie - zaśmiałam się.

- She took my arm - zaśpiewała, dobrze wiem o co jej chodzi. - I don't know how it happend.

- We took the floor and she said! - wydarłam się kończąc walkę sama ze sobą, mówiłam już jak łatwo mnie do czegoś namówić?

- ,, Oh, don't you dare look back, Just keep your eyes on me'' !- zawtórowała mi, nie przejmując się gapiącymi na nas ludźmi, przejeżdżającymi obok.

- I said, ,,Shut up and dance with me!'' - kończąc zaśmiałam się głośno.

Jak powiedziała kiedyś Torii, niezaśpiewanie chociaż fragmentu tej piosenki, jest grzechem. Zapoczątkowała naszą przyjaźń, bo jako jedyne w klubie, wyszłyśmy na parkiet powydzierać się do utworu. Zgłosiłyśmy się do konkursu karaoke, który przegrałyśmy (dalej uważam, że powinnyśmy wygrać), ale świetnie się bawiłyśmy. Dobrze się dogadywałyśmy, więc zaprosiłam ją, aby kiedyś do mnie wpadła. I tak z tej pięknej historii powstała przyjaźń, za jaką dziękuje Bogu. Niska brunetka z jajami, było to coś czego potrzebowałam, z pozoru miła, ale zacięta jak diabli. Jest jednym, co trzyma mnie na tym świecie. Mimo, że rzadko to mówię, kocham ją.

Wyrwana z zamyślenia spojrzałam na Vici, jest już przede mną krzycząc, że mam spiąć pośladki i ją dogonić. Przez resztę drogi ścigamy się która pierwsza dotrze do celu. Nasza kondycja jest na poziomie 0, ponieważ jakaś starsza kobieta razem ze swoim mężem, wygrali niewypowiedziany na głos wyścig.
Z zadyszką i winem rozwalamy się na kocu w pięknym parku.

Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Dowiedziałam się o nowej książce Vici, nad którą pracuję. Słuchałam uważnie, ponieważ jestem największą fanką jej twórczości i to nie przez naszą przyjaźń tylko przez jej talent. Jest zajebistą pisarką, a jej książki zdobywały coraz większe zainteresowanie. Mi też wychodzi to na korzyść. Mam książki za darmo oraz miesiące przed premierą.

Po długiej rozmowie, niechętnie przechodzę na temat Josha. O dziwo po całej sytuacji napisał do mnie. Mówił coś o nerwowym dniu w pracy, ale nie padło słowo ,,przepraszam'' które swoją drogą, nie często pada z jego ust, ale to nieważne. Wystarczy, bym zabrała swoje graty z jego domu i zamknęła ten temat raz na zawsze.

- Sądzisz, że kiedykolwiek da ci spokój? - zapytała, rozmyślając. - To znaczy wiesz...Czy zrezygnuje z tej całej szopki. Ma nieźle najebane w głowie, ale nie wiedziałam, że aż tak będzie o ciebie walczył.

Wzruszyłam ramionami, mając dość jego zagrywek i ciągłych tajemniczych telefonów oraz gróźb, w których każe mi robić nowe projekty albo zrobi coś, co mnie pogrąży.

- Myślę, że zrobi to wtedy, gdy będzie musiał. Jak narazie nie zna granicy, a ja nie potrafię znaleźć na niego sposobu, więc żyje w tym, co jest. - popiłam wino z butelki, krzywić się lekko. Miałam wrażenie, że robiło się coraz bardziej gorzkie. - Nie chcę cię martwić, nie ma rzeczy, z którą bym sobie nie potrafiła. - posłałam jej uśmiech pełen zapewnień.

Ulubiony Plan BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz