To chyba najbardziej niekomfortowa cisza, jaką z nim przeżyłam. On czeka na wyjaśnienia, a ja kompletnie nie wiem, co mu powiedzieć. List zawarł to, co mnie męczyło, ale nie wszystko. Nie to, co pragnęłabym wytłumaczyć mojej miłości.
- Przepraszam za te słowa, którymi cię osadziłem, ja...
- Masz problem z zaufaniem i boisz się, że jesteś do niczego oraz jesteś dla innych problemem? - odpowiedziałam za niego, znając prawdę.Uśmiechnął się słabo, odchylając lekko głowę w tył. Jest zmęczony i przytłoczony tą całą sytuacją. Liczyłam, że powiem mu o wszystkim, gdy jego mama poczuje się lepiej, niestety, słyszałam od Toma, że zbliża się powoli czas pożegnania.
Jestem na siebie zła, że wzięłam ten cholerny list do torebki.- Myślałem bardziej o tym, że boję się samotności i odejścia, ale wyjęłaś mi to z ust.
Zaśmiałam się, pociągając nosem. To było zbyt emocjonalne. Te trzy dni, trzymały mnie w napięciu oraz karuzeli humorów. Naprawdę ulżyło mi, gdy go zobaczyłam.
- Oboje mieliśmy ojców do dupy. - stwierdziłam.
Wpatrywałam się w ścianę, licząc, że słowa same znajdą się w mojej głowie. Chciałam wytłumaczyć Michaelowi, co działo się przez ten cały czas, nie robiąc z siebie ofiary. Niechciałbym, by jego opinia o mnie się zmieniła, ponieważ przy nim byłam sobą, nie Alexis, która kiedyś spełniała wymagania ojca i ta, która miała dość. A ta, która kochała porozrzucane na podłodze ubrania, świadczące o udanym wieczorze. Ubieranie z szafy byle czego, by jak najszybciej go spotkać. Kochałam być przy nim sobą i osobą, która nie przejmowała się poukładanymi w kostce ubraniami, złożonymi idealnie skarpetkami, czy starannie oraz alfabetycznie poukładanymi kartkami na stole.
- Mój ojciec był prawnikiem. Uważałam, że przez jego Francuskie korzenie, był dosyć wyniosłą, odważną i elegancką osobą. Zawsze musiał się prezentować idealnie. Jego garderoba głównie składała się z koszul, a słownictwo było dobierane odpowiednio... - przy odpowiednich osobach. - ...Nikt z jego współpracowników, zwykłych cywili, czy pracowników, nie wiedział, że w domu jest zwykłym pijakiem, tyranem i...nikim. Przez całe życie, nie miał w sobie grama emocji, empatii lub jakichkolwiek emocji względem mnie i mojego brata. Sądził, że skoro jestem starsza oraz ambitniejsza... z czym się nie zgadzam, ponieważ mój brat jest bardzo zdolny... - zboczyłam na inny temat, nie mogąc przeżyć, jak wyzywał go od nieudaczników, ponieważ chciał tylko mnie obronić.
Michael jak zwykle dawał mi czas. Słuchał uważnie i trzymał mnie za rękę, dodając tym otuchy. Wciąż nie mogę uwierzyć, że znalazł się koło mnie ktoś taki. Opiekuńczy, wyrozumiały i spokojny. Choć tego ostatniego najbardziej pragnęłam w życiu.
- Po prostu, chodzi mi o to, że byłam pogubiona. Przez ten cały czas, w którym mnie strofował i upodabniał na wzór idealnej kobiety, nigdy nie byłam z siebie zadowolona. Nigdy nie osiągnęłam sukcesu, mimo wielu nagród. Było to po prostu przywilejem. Moim obowiązkiem było posiadanie najlepszych ocen i bycie kimś, kogo całym sercem nienawidziałam. Stawałam się moim ojcem, a moim potwierdzeniem, było dopuszczenie się do dosypywania mu narkotyków. - łza poleciała po moim policzku, mając obraz przed oczami.
Byłam jego marionetką. Kimś, kto zamiatał drogę do jego wejścia na szczyt, a gdy zobaczyłam drogę ucieczki, popędziłam w jej stronę, nie oglądając się za konsekwencjami.
- Chodziłam przytłoczona oraz smutna. W tamtym momencie, byłam słaba, zdolna, do sprawienia, by mój los był inny. - stwierdziłam. - Zauważyłam, co robi to z ludźmi. Narkotyki sprawiały, że byli śmieszniejsi, milsi, łagodniejsi oraz bezkonfliktowi. Ale nie Edward. Edward był człowiekiem, po którym nie byłam w stanie się spodziewać, jaki tego dnia będzie. Był całkowicie inny. Oni byli dobrymi ludźmi, on nie. - stwierdziłam, dobrze wiedząc, co robił, by wejść na sam szczyt. - Wsypywałam mu narkotyk, gdy miał zły dzień w pracy lub był rozjuszony, w inne dni, byłam w stanie przeboleć jego regorystyczne zasady, ponieważ wtedy, nie znęcał się nade mną fizycznie. Jednak... - przełknęłam ślinę, czując obrzydzenie do samej siebie. - Jednak, gdy miał zjazd na drugi dzień, był jeszcze gorszy. Nieznośny. Bolała go głowa, czuł głód, który tylko ja wiedziałam, jakim rodzajem głodu był. Zaczęłam więc dawać mu je częściej, ale wciąż z umiarem. Zaczął czuć się inaczej, aż w końcu zrozumiał. Przyłapał mnie. Może w głębi serca tego pragnęłam... - marszczyłam brwi, dotykając się za ramię.
Zacisnęłam usta w wąską linię, a moje oczy zaczęły coraz bardziej się szklić. Broda natomiast, drżała ze smutku.
- Wtedy zrozumiałam...że zasłużyłam. Zasłużyłam na to, by być tępiona. Zasłużyłam na to, by ojciec bezkarnie mógł mnie wyzywać. Zasłużyłam na to wszytko, ponieważ byłam złym oraz nieidealnym człowiekiem. - pociągałam nosem, starając się powstrzymać łzy. - Tak bardzo chciałam go nienawidzić... - mój głos się łamał. - ...bo czułam się wtedy lepiej. Nie czułam się złym człowiekiem, jakim naprawdę byłam. - zapłakałam, zakrywając oczy dłonią.
Dając ojcu narkotyki, wytłumaczyłam to sobie dobrem dla mnie, mojego brata i mojej mamy. Tak naprawdę, podając mu je, byłam upadkiem samej siebie. Najgorsza wersją, jaką mogłam się stać.
Michael wziął mnie w swoje ramiona, zaciągając do siebie na kolana. Przytulił mnie mocno, całując w tył głowy.
- Mam trzydzieści lat, a wciąż nie potrafię pozbyć się jego głosu z głowy i smutku. Nie potrafię tego przetrawić...
- Bo nigdy nie dałaś sobie to zrobić. Nigdy swobodnie nie przestałaś o tym myśleć. Zawsze siebie obwiniałaś. Znajdywałaś sposób, by tylko siebie ukarać. Starałaś odpokutować za swoje czyny, zachowując się, jakby to on cię ukarał. - powiedział cicho, przyciskając mnie do siebie mocniej.
Pocałował mnie ponownie, a następnie wypuścił mnie ze swoich ramion, obchodząc łóżko i kucając przy moich nogach na podłodze.
- Byłaś nastolatką, wychowywaną pod ręką faceta, który był na tyle słaby, aby mógł wyżywać się na swojej własnej córce. - położył dłonie na moich kolanach. - Nie obwiniaj się za to, że zmuszał cię do podawania innym narkotyków. Ulegałaś jego rozkazom. - powiedział spokojnie. - Gdy spróbowałaś to na twoim ojcu, nie widziałaś innego wyjścia. Byłaś zbyt młoda. Nie myślałaś racjonalnie.
- Ale powinnam była. - przerwałam.
- Powinnaś. - odpowiedział. - Ale twoje intencje nie były złe. Nie były tymi samymi, którymi on się kierował. Chciałaś poczuć się bezpiecznie w swoim domu. Rozumiem cię. - zdjął moje ręce z twarzy i złapał mnie za podbródek. - Jeśli wciąż będziesz się tym zadręczać, nie ruszysz dalej. Pamiętaj, że kocham cię taką, jaka jesteś. A najbardziej uwielbiam, gdy w ubrudzonej pidżamie z królikami, jesz lody na kanapie, a wokół ciebie jest harmider. Jesteś idealna w każdej postaci i nic tego nie zmieni.
Uśmiechnęłam się lekko i jakoś mi tak ulżyło. Może nie do końca, by całe te myśli wyparowały z głowy, ale czuję się na tyle lepiej, ponieważ osoba, którą pokochałam, rozumie mnie oraz nie uważa, że jestem złym człowiekiem.
- Żałujesz swoich błędów i jest to dobre, lecz nie powinnaś żałować czegoś, co nie było twoją winą. Nie żałuj ludzi, którzy nie byli Ciebie warci.
Pokiwałam głową, pociągając ponownie nosem. Kochałam tego człowieka. Całym sercem. Na tyle, by oddać mu swoją duszę i zwierzyć się z sekretów. Byłam w stanie uwierzyć w jego słowa, gdy wychodziły z jego ust. Michael jest osobą, którą pokochałam szczerze, całkowicie i bez pamięci. Jest kimś, z kim pragnę spędzić kolejne miesiące. I nie mówię tego dlatego, że mnie nie osądza czy komplementuje, mówię to dlatego, ze gdy na niego patrzę, widzę przyszłość. Widzę troskę w jego oczach, buzujące emocje, szczere uczucia, to jak na mnie patrzy. Czuję się wtedy...wyróżniona. Jedyna na całym świecie.
I dla niego, jestem w stanie zmienić to, co całe życie mnie dręczy. Ponieważ to on uświadomił mi, jak mam to zrobić. To dzięki niemu, będę potrafiła przestać myśleć o ojcu.
CZYTASZ
Ulubiony Plan B
RomansaMichael, prezes firmy BB ( Bezpieczny Budynek ) człowiek, który w krótkim czasie osiągnął ogromny sukces. Zajęty pracą Michael potrzebuje asystentki, ponieważ już sam nie daje rady, lecz jego nowa asystentka okazuje się dziewczyną z klubu. Michael...