VII

64 1 2
                                    




Otwieram oczy przez głośne krzyczenie Vici. Potrząsa mną, piszcząc coś niezrozumiałego. Jej głos, obija się w mojej głowie tysiąc razy bardziej niż powinien. Marszczę brwi, przez okropny ból głowy, który nasila się z każdym słowem Torii. Gdybym mogła, wyciszyłabym ją teraz, na dobrą godzinę. Miałam w planach wyspanie się, ponieważ akurat dzisiaj, zaczynam pracę o dwie godziny później.

Wyciągam rękę w jej kierunku, zakrywając jej usta. Czuje, jak moja ręka robi się mokra, więc momentalnie wstaje do siadu. Wycieram rękę o jej ramie.

- Obrzydliwe, Vic. - podnoszę wzrok na jej twarz, jest poniedziałek rano, a ona siedzi uśmiechnięta. - Niepokoi mnie twój wyraz twarzy i ty sama chyba też.

Łapie się za głowę, czując również suchość w gardle. Drugą ręką, przecieram zmęczone oczy.

- Naprawdę? Cieszę się porankiem, czy to coś dziwnego? - pyta z przerażającym uśmiechem.

- Tak. - odpowiadam, bo znam Vic i jej nienawiść do poranków, a najbardziej tych poniedziałkowych.

- Apropo poranka, jak twoja wczorajsza randka. - co ma poranek z randką? Nieważne, już nic mnie dzisiaj nie zaskoczy.

Wzruszyłam ramionami. Randka, jak randka. Jedliśmy, rozmawialiśmy i w sumie nie pamiętam, co było potem.

- Zwykła randka. Byliśmy w restauracji, a potem postanowiliśmy się przejść po okolicy. Nic specjalnego. - odpowiadam, wstając z łóżka. Podchodzę do szafki, by wyjąć ubrania na dziś.

Jeśli mam wstać tak szybko, to przynajmniej wezmę długi prysznic, zmywając z siebie wczorajszy, beznadziejny dzień. Gdy byłam w połowie drogi, jęknęłam, ponieważ przypomniałam sobie, że zgodziłam się na udawany związek.

Idiotka

- Nic więcej się nie wydarzyło? - pyta, idąc za mną.

Staram się sobie coś przypomnieć. Byliśmy w eleganckiej restauracji, której nazwy nie pamiętam, bo była tak długa. Ustaliliśmy układ, o którym mówić nie mogę. Dla zabicia czasu przeszliśmy się po okolicy, a na koniec wykłócaliśmy się, czym pojadę do domu. Oczywiście przez jego groźby byłam zmuszona wsiąść do jego auta. Przez nudną drogę zasnęłam i ...obudziłam się w swoim łóżku.

Zakryłam dłonią buzię. Victoria w ekspresowym tempie do mnie dobiegła. Zorientowała się, że przypomniałam sobie, co stało się potem. Ale skąd ona...

Patrzy na mnie, nic nie mówiąc, czeka, aż powiem jej, co się wydarzyło.

Czekaj, jakim cudem znalazłam się w łóżku. Nie pamiętam, bym wychodziła z jego auta czy się z nim żegnała. Nie byłam też na tyle pijana, a może byłam?

- Jakim cudem, jestem w domu? - nie wiem, do kogo kieruje pytanie.

- Czyli miałaś obudzić się u kogoś innego? - pyta, rechocząc.

- Nie, skąd. Vici, co się stało? - odwróciłam się w jej stronę.

Na jej twarzy malował się uśmiech, który nie był normalny. Wyglądała jakby nie spała całą noc, aby zapytać mnie o tą sytuację.

- W zasadzie nic konkretnego. - oddycham z ulgą. - Widziałam tylko, jak pieprzony Michael Davis, wnosi cię na rękach jak małżonkę przez próg! - piszczy, zakrywając sobie usta dłonią. Szczęka opada mi na ziemię, a głowa szuka wspomnień z wczorajszego wieczoru.

O nie, nie. Niech cię szlag Michaelu.

- To co widziałaś, to nie tak jak myślisz. - macham jej przed oczami dłoni, próbując wybrnąć. Zaczynam szybko zbierać rzeczy, by móc zamknąć się na długi prysznic w łazience. - To wszystko złudzenie, a ty śnisz. - ruszyłam pędem do łazienki.

Ulubiony Plan BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz