Roześmiana w środę rano wkraczam do budynku, kiwam głową na przywitanie mijającym mnie pracownikom. Przez te kilka dni zdążyłam się zaaklimatyzować. W zasadzie to dzięki wszystkim tym ludziom czuję się tu naprawdę komfortowo. Mogę nawet powiedzieć, że z chęcią tu przychodzę i tak wyobrażałam sobie swoją pracę marzeń.Podchodzę do windy, przywołując ją guzikiem w dół. Umieszczam telefon między barkiem, a uchem i szukam w torebce pendrive, który jest mi na dzisiaj bardzo potrzebny.
- Tak mamo, obiecuję. Mówiłaś coś o Conradzie, też będzie? - pytam się matki, która była po drugiej stronie słuchawki
- Ależ oczywiście dziecko, przecież to rodzinny obiad, jak mogłabym zapomnieć o moim drugim potomku. Apropo Condiego, powiedz mu, aby zadzwonił do matki, częściej go widujesz.
- Tak, powiem mu. - nasłuchuję, co mówi mama, wchodząc do windy i wciskając ostatnie piętro.
Conrad to mój młodszy brat, jak co miesiąc urządzamy rodzinny obiad. Ja zawsze zabieram ze sobą Torii, za to mój brat zdążył się ustatkować. Ma stałą pracę, stawia dom oraz ma narzeczoną. Brakuje im tylko dzieciaka, którego oboje nie pragną mieć.
- Nie będzie wam przeszkadzać, jak wezmę ze sobą Torii?
- Oczywiście, że nie. Jest dla nas jak druga córka, przecież o tym wiesz. Tylko chcielibyśmy w końcu dożyć wnuków, masz może kogoś? Wiesz o tym, że możesz nam o wszystkim powiedzieć. O Condim nie wspominam, bo wiem że Chloe nie zmieni zdania.
Parskam na wspomnienie jego narzeczonej, nigdy z mamą się nie dogadywały. Ona chcę podróżować i cieszyć się życiem, a moja mama nie do końca przyjmuje to do wiadomości. To i tak cud, że będą mieli dom na obrzeżach Waszyngtonu. Mama jest zadowolona, ponieważ jej ukochany syn będzie tuż obok, a nie gdzieś w świecie razem ze swoją walniętą narzeczoną.
Mama jest wyrozumiała i naprawdę próbowała to przetrawić, ale chyba jako jedyna, cieszyłaby się z niechcianej niespodzianki.- Nie mamo, nikogo nie mam. Dożyjesz wnuków, po prostu w tej chwili nie mam czasu, aby kogoś poznać. - wsłuchuje się w jej kazanie, wychodzę z windy i zmierzam do biura.
- Martwię się o ciebie, nie wiem co u ciebie, a gdy już dzwonisz zbywasz mnie brakiem czasu. Nie każdy jest jak Josh, mogę ci pomóc jeśli chcesz. - Rozmowa znów spada na temat chłopaka, mam trzydzieści lat potrafię o siebie zadbać. Nie każdy potrzebuje do szczęścia mężczyzny. Ale o rzecież jej tego nie powiem.
I tak, bardzo namęczyłam się, aby odwołać randkę z kolegą Torii. Myślałam, że mnie zabije.
- Muszę kończyć, jestem w pracy. Kocham cię. - rozłączam się zanim mama powie coś jeszcze.
Chowam telefon do torebki i wchodzę do biura, o dziwo Michael siedzi na swoim miejscu. Przez kilka ostatnich dni pracowałam tu sama, sporadycznie wpadał, aby mi coś przekazać. Lecz na tym się kończyło. Gęsta atmosfera, która była, zniknęła w niepamięć, a nasze stosunki są... neutralne. Nie ma zgrzytu ani nadzwyczajnej dobroci. Zachowujemy się, jakby to wszystko co miało miejsce się nie zdarzyło, nie mam nic przeciwko temu, zdążyłam się przyzwyczaić.
- Dzień dobry, prezesie. - witam się kierując w stronę mojego stanowiska, aby móc odstawić rzeczy.
- Dzień dobry, Alexis. Jak ci minął dzisiejszy poranek? - zapytał, wpatrując się w komputer.
- Dobrze, dziękuję, że pytasz. - odpowiadam, obracając pendrive w palcach. - Prosiłeś mnie o plik z moimi dziełami, przesłałam je na pendrive. Uważam to za lepszą opcję.
- Mhm, mam dziś spotkanie z architektami, chciałbym, abyś się pojawiła i pokazała swoje prace. Niektórzy z nich zapominają o detalach, przez co ich prace wyglądają niechlujnie. Są dobrzy, ale w porównaniu do twoich projektów, mam lekkie wątpliwości. - ma złożone ręce, a brodę pociera kciukiem, wpatruje się we mnie oczekując odpowiedzi.
CZYTASZ
Ulubiony Plan B
Lãng mạnMichael, prezes firmy BB ( Bezpieczny Budynek ) człowiek, który w krótkim czasie osiągnął ogromny sukces. Zajęty pracą Michael potrzebuje asystentki, ponieważ już sam nie daje rady, lecz jego nowa asystentka okazuje się dziewczyną z klubu. Michael...