Niepotrzebna pomocna dłoń

34 1 0
                                    

Zacisnąłem mocniej kierownicę, dodając gazu i ściskając usta w wąską linie. Przemierzałem alejki Nowego Yorku, zastanawiając się, czy zrobienie trzeci raz tej samej trasy jest dobre, czy powinienem w końcu zadzwonić.
Słońce chowało się za horyzontem, więc w tej chwili byłem pewny, że mój przyjaciel wrócił już do domu.

Skręciłem w lewo, ujmując lekko gazu, drugą ręką sięgnąłem do ekranu auta, z którego po chwili rozbrzmiał sygnał. Nie czekałem długo, ponieważ już po drugim sygnale ktoś, a raczej Tom podniósł słuchawkę.

- Halo? - powiedział zachrypnięty i prawdopodobnie zaspany.

- Gdzie jesteś? - zapytałem, oszczędzając sobie przywitanie.

Wpatrywałam się tępo przed siebie, mijając kolejne nastrojowe lampki, które tylko przypominały mi o Alexis. Bardzo nie chciałem, aby znów siedziała mi w głowie, gdy cały dzień dosłownie jedyne, co byłem w stanie napisać na kartce, to jej imię.
Czarne ulicę Nowego Yorku, były oświetlane przez te małe żółte punkty oraz ostatnie promienie słońca. A ja jak zaraz nie dotrę do domu i, kurwa, się czegoś nie napiję, to mnie rozpiedroli.

- W domu? - zapytał z kpiną. - Jest po dwudziestej drugiej, nie jestem na tyle pierdolnięty, żeby siedzieć w kancelarii do nocy. W przeciwieństwie do ciebie, oczywiście. - usłyszałem jak pociera twarz dłonią, wstając do siadu.

Słyszałem z tyłu rozmowy. Im głośniejsze były, tym szybciej moje serce biło. Nie mogłem zebrać powietrza, choć w cholerę go teraz potrzebuje.
Otworzyłem okno, czując przyjemny i dość mocny powiew wiatru, który dostarczył mi upragniony oddech.

- Będę za kilka minut. Mamy coś do omówienia.

- To coś ważnego? - zapytał oczekując na korzystniejszą dla niego odpowiedź.

- Nie, zostań w domu. Dzwonię tylko dlatego, żeby zapytać jak się czujesz oraz obudzić, bo ta sprawa jest mało pilna, a mi się, kurwa, nudzi. - powiedziałem z ironią. - Wsuwaj pierdolone gacie na dupę i zejdź na dół. - syknąłem przez zęby.

Westchnął, lecz usłyszałem jak wstaje z łóżka i idzie, a następnie otwiera drzwi.

- Mam nadzieję, że jest to tego warte, bo ta drzemka, była najlepszym, co mogło mnie dzisiaj spotkać...

- Tom, co do to cholery ma być. Powiedziałam ci, żebyś nie ruszał niczego, co stoi na stole i półkach. - melodyjny głos, obił mi się w uszach, tworząc melodię, nawet jeśli był wściekły. - Muszę teraz to poprawiać.


- Nie bądź przewrażliwiona, to tylko papiery i jakieś figurki, Torii kazała mi zetrzeć kurze...

- Było to poukładane alfabetycznie! Siedziałam nad tym cały pieprzony dzień, wiesz ile jest tu papierów, książek i jakiś figurek? - zapytała oburzona, udając jego ton.

Uśmiechnąłem się mimowolnie. Uwielbiałem tę kobietę.

Miała w sobie niezwykłą zaciętość, zawziętość i precyzję, która momentami była aż za duża. Była dokładna i nie mogłem zarzucić jej żadnego błędu w trakcie pracy. Kochałem, że robiła wszytko dokładnie, ale czasami miałem wrażenie, że była to jej odskocznia. Wolała skupić się na układaniu ołówków niż wysłuchiwać, co do powiedzenia ma jeden z inżynierów.

- Przekaż Vi, że będę w nocy.

- Najlepiej nie wracaj, tylko mi bałaganisz. - mówiła pod nosem, ale wciąż ją słyszałem. - Torii pisze książkę, więc masz czas do...

Zgłośniłem lekko muzykę, starając się zignorować jej wypowiedź. Jest uspokajający, mimo słyszalnego zdenerwowania w jej głosie. Nie mogłem tego dłużej robić, bo tylko uzależniałem się bardziej i miałem ochotę wyjść z auta i pobiec do niej, błagając ją na kolanach. Próbowałem się opanować, zwłaszcza, jeśli teraz byłem w cholerę wkurwiony i tylko jej ramiona, dawały mi ukojenie.

Ulubiony Plan BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz