Przyciąganie

65 2 0
                                    

Poranek był dość niezręczny. Wszyscy zasiedliśmy do stołu, by zjeść ciche śniadanie, pogrążeni w ciszy. Następnie omówiliśmy plan wesela narzeczonych przy kawie. Nie trwało to długo, ponieważ Michael dostał pilny telefon i razem z Tomem pojechali w nieznanym mi kierunku. Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, wypuściłam powietrze, jakie trzymałam od samego przyjazdu Mike'a.

Poszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko, chłonąc błogie uczucie, jakie mogłam doznać przez ostatnie dni.

To wszystko jest tak popaprane, że nie mam pojęcia, co mam powiedzieć. Rano nie obudziłam się na kanapie, tylko w swoim łóżku. Przykryta kołdrą, w moim łóżku, nie na kanapie, tylko w moim pokoju. Wiem, że ktoś musiał mnie zanieść i prawdopodobnie był to Michael, dlaczego? Ponieważ Tom już dawno spał, a Torii zostawiłaby mnie na kanapie, bo sama nie dałaby radę tego zrobić. Poprosiła, więc Michaela, który nie miał innego wyboru i się zgodził.

Przy takiej wersji wolę zostać.

Z każdym dniem, boje się, że idzie to za daleko. Wiem, że sama się na to zgodziłam i powinnam brać odpowiedzialność za swoje czyny i być tego świadoma.
I owszem, tak robię, ale nie wiem, czy wytrwam. Godząc się na to, nie sądziłam, że ten udawany związek nie będzie miał większy wpływ na moje życie.

Poza tym...wczorajszy dzień był dziwny. Miałam nadzieję, że wezmę gorący prysznic wyśpię się w swoim łóżku, a jak się okazało, Victoria wyciągnęła mnie z pokoju, mówiąc, że Michael musi zostać z Tomem do późna przy papierach. Wszyscy usiedliśmy do filmu, który swoją drogą był beznadziejny, więc ululana lampką wina, odpłynęłam.

- Cześć. - drgnęłam przestraszona i obróciłam się na plecy. - Siedzisz tu od rana, coś się stało? - pyta Torii, przysiadając obok mnie.

- Wszystko w porządku. - odpowiadam pół słówkiem, patrząc w książkę.

- To dobrze, bo nie wytrzymam dłużej. - zaczęła entuzjastycznie Vici.

Westchnęłam, zarzucając sobie poduszkę na twarz, która momentalnie została mi zdjęta, a zamiast poduszki widziałam uśmiechniętą Torii.

Trochę przerażało mnie, jak bardzo się szczerzy.
I już wiedziałam. Wiedziałam, że nie przychodzi, aby zapytać się co u mnie, tylko co u „nas"

- Po pierwsze, dlaczego razem przyjechaliście? - pyta, ale kiedy już otwieram buzie, znów się odzywa. - To może poczekać. Zastanawia mnie, dlaczego przyszłaś w jego butach, a sam on trzymał twoje szpilki. - stuka palcem o brodę.

- Wiesz...

- O mój Boże, jakie to romantyczne, pewnie bolała cię stopa i on byś nie cierpiała, zdjął ci buty i założył swoje. Czy może... Wymasował ci obolałe palce i zaczął zakładać swoje buty, mówiąc, byś nie cierpiała... - pokazywała przy tym, jak masuje czyjąś stopę w powietrzu.

- Torii. To obrzydliwe. - zrobiłam zdegustowaną minę.

W życiu nie dałabym wymasować sobie stopy.

- Nie mów... - spojrzała na mnie podekscytowana. - Bzyknął cię w aucie? W dodatku pod pracą. Namiętność pomieszana z ekscytacją i niepewnością to...

- Torii! - podniosłam głos. Zamknęła buzie, patrząc na mnie z uśmiechem. - Po pierwsze, buty, które mi dał, są już niepotrzebne i leżały na tyłach auta...

- Zdajesz sobie sprawę, że to jego sportowe buty i są bardzo, bardzo drogie? - wybałuszyłam oczy, zwracając szczególną uwagę na słowo „drogie"

- Dos, nie „bzyknął" mnie... - zrobiłam z palców cudzysłów. - ...tylko podwiózł do domu, ponieważ była straszna ulewa.

- Szkoda. - zrobiła minę zbitego psa.

Ulubiony Plan BOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz