Nowa rzeczywistość

243 11 2
                                    

Melanie czuła, jak ciężkie są jej powieki. Chciała otworzyć oczy choćby po to, żeby upewnić się, że zaczął się nowy dzień. Była wiosna, a pierwsze ciepłe promienie z trudnością wdzierały się do jej sali przez pionowe żaluzje o lekkim odcieniu zieleni. Dzięki słońcu kolor ścian w pokoju zyskał odrobinę cieplejszy odcień i nie był już tak nieprzyjemny. Co roku Melanie wprost nie mogła doczekać się pierwszych liści na drzewach. Zdecydowanie była to jej ulubiona pora roku, bo kojarzyła się z oczekiwaniem na to, co najprzyjemniejsze, czyli letnie słońce, śpiew ptaków i kwitnące kwiaty w jej ulubionych odcieniach różu i fioletu. Tulipany, które zawsze kupowała na lokalnym straganie od jednej ze starszych pań, każdej wiosny zdobiły jej niewielkie, aczkolwiek przytulnie urządzone mieszkanie. Tęskniła za swoim salonem, gdzie na beżowej kanapie z weluru przy lampce wina i z nastrojowym światłem lampy spędzała długie wieczory po pracy. To, co zazwyczaj było dla niej standardem i normalnością, teraz wydawało się nieosiągalne. Z jednej strony miała nadzieję na rychłe wyjście ze szpitala, z drugiej jednak nikt nie powiedział jej zbyt wiele o stanie jej ciąży. Miała ochotę wstać i szukać Marca, ale bała się choćby ruszyć nogą. Nie próbowała sobie nawet wyobrazić spędzenia całych dziewięciu miesięcy w szpitalu, ale jeśli tylko będzie trzeba, to zostanie. Przecież w domu też nie będzie miała taryfy ulgowej, będzie musiała samotnie radzić sobie z codziennością. Nawet nie wiedziała, co stało się z Danem i czy po tym wszystkim, co się wydarzyło, będzie go miała okazję jeszcze raz zobaczyć. Wydawało jej się to niestosowne, tym bardziej że w obliczu takiego nieszczęścia dotarło do niej, którego z mężczyzn wybrała. Oczywiście, że z chęcią uniknęłaby tylu nieprzyjemności, jakie spowodowała w życiu Dana, ale na to było już za późno. Będzie musiała jakoś z tym wszystkim żyć. Nie przez całe życie można być przecież beztroską dwudziestoparolatką.

Na salę weszła znajoma pielęgniarka wraz z młodą lekarką. Melanie odruchowo zestresowała się w obawie przed tym, że za chwilę usłyszy kolejną serię złych nowin. Kobieta stanęła przy jej łóżku z plikiem kartek i zdawało się, że analizowała dokumentację, miarkując, co powinna jej w tym momencie zalecić. 

— Jak się pani dziś czuje? — Zapytała, nie nawiązując żadnego kontaktu wzrokowego z pacjentką.

— Całkiem dobrze. Od wczoraj nie miałam już żadnych bóli. Jestem tylko odrobinę zestresowana.

— Proszę się nie stresować. Stres jest szkodliwy. — Odpowiedziała oschle, jak gdyby ta rada miała pomóc Melanie w czymkolwiek. Tak, na pewno zapomni o wszystkich troskach, bo przecież niezdrowo jest zbyt dużo się przejmować...

— Kiedy mogę opuścić szpital? — Zapytała pospiesznie, obawiając się, że lekarka nie ma jej nic więcej do przekazania.

— Póki nie odczuwa pani żadnych niepokojących objawów, możemy panią wypisać. Jeśli jednak sytuacja się powtórzy, będzie musiała pani tutaj wrócić.

— A czy wiadomo, co z moim narzeczonym? — Zapytała z trzęsącym się głosem.

— Zapadł w śpiączkę. Może go pani zobaczyć, jednak na pani miejscu poczekałabym jeszcze kilka dni. Jeśli się pani zestresuje jego widokiem, to może źle wpłynąć na dziecko — odrzekła rzeczowo bez cienia emocji w głosie. Jakby to były suche fakty. 

Melanie zszokowała ta wiadomość. Jak można komuś zasugerować, aby nie odwiedzał swojej drugiej połówki?! Nawet nie brała tych zaleceń pod uwagę. Przecież powinna teraz być razem z nim. Była tam potrzebna. Utrzyma emocje na wodzy i tam pójdzie. Przecież nie jest dzieckiem, da sobie radę.

— Proszę mnie do niego zaprowadzić tak szybko, jak to możliwe. — Powiedziała zdecydowana.

— Dobrze, najpierw jednak musimy załatwić kilka formalności. A w dodatku ktoś chce panią odwiedzić. Czekał na korytarzu cały poranek, bo nie chciał pani obudzić. 

Czyżby to Dan przyszedł? Nikt inny nie wiedział o tym, że Melanie jest w szpitalu. Nawet nie pomyślała o tym, żeby poinformować swoich bliskich, którzy w zasadzie nie mieli nawet okazji poznać Marca. Będą zszokowani, gdy przekaże im wszystkie nowe informacje jednocześnie, jednak na ten moment nie chciała sobie zaprzątać nimi głowy. 

— Czy mogłabym najpierw z nim porozmawiać, a później dopełnić formalności? — Poprosiła Melanie.

— Oczywiście. Poproszę go do środka.

Dan przyszedł z bukietem tulipanów, jej ulubionych kwiatów. Całkiem się tego nie spodziewała. Przystanął tuż obok niej siedzącej na brzegu łózka i wręczył jej kwiaty, które wywołały w niej milion sprzecznych emocji, ale głównie olbrzymie poczucie winy.

— Bardzo ci dziękuję, naprawdę nie musiałeś — powiedziała zszokowana nie tylko kwiatami, ale także jego obecnością. Było jej tak niezręcznie, że nawet nie spojrzała mu w oczy. Podziwiała tylko kątem oka tulipany, choć wiedziała, że wcale na nie nie zasłużyła.

— Wiem, że nie musiałem, ale chciałem — odpowiedział. — Mogę usiąść?

— Oczywiście — wskazała dłonią brzeg łóżka tuż obok siebie.

— Pomyślałem, że powinienem zapewnić ci towarzystwo. Szczególnie w tak przykrej sytuacji — rzekł smutno ze wzrokiem utkwionym w szpitalnej posadzce.

Siedzieli więc razem na jednym łóżku, patrząc w podłogę. Ich znajomość nie była ani tak silna, ani tak długa, aby znosić takie sytuacje. Poniekąd byli tylko sąsiadami, którzy przez jakiś czas mieli się ku sobie, jednak było w tym więcej zawirowań, niż jasnych sytuacji. 

— Wiem, że to moja wina. — Odezwała się, przerywając przeciągające się milczenie. — Gdybym nie zachowała się jak nastolatka, która nie potrafi zapanować nad własnymi emocjami, to żadna z tych rzeczy nie miałaby miejsca — powiedziała ze łzami w oczach. Nie chciała się jednak przy nim użalać. Ani płakać w szpitalu, gdzie nie czuła się ani trochę komfortowo.

— To był po prostu bardzo nieszczęśliwy ciąg zdarzeń. — Chciał ją pocieszyć i usprawiedliwić, jednak niezbyt mu się to udało. — Melanie, jest jedna rzecz, która nie daje mi spokoju od wczoraj — spojrzał jej w oczy. Wyraźnie coś go gryzło, jednak nie wiedział, od czego zacząć.

Spojrzała na niego spod ciemnych rzęs. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Czuła, że jej ciało zaczyna drżeć, jakby oczekiwało na kolejny przypływ złych wieści i rozpaczy. Wzięła głęboki wdech i zapytała:

— Powiedz mi. Co się stało?

— Tego wieczoru byłem przy nim jeszcze zanim przyjechało pogotowie. Starałem się go nie stracić. Nie chciałem, żeby stracił przytomność. Wtedy powiedział mi coś, o czym wolałbym zapomnieć — wydusił z siebie półszeptem ostatnie słowa, jak gdyby tak naprawdę nie chciał, aby Melanie go usłyszała, a jego jasnobłękitne jak dotąd oczy pociemniały od wzbierających się w nim emocji.

Wzrok pełen pożądaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz