Odnaleźć Marca

79 4 0
                                    

Melanie była otumaniona od nadmiaru emocji, musiała jednak chwilowo zebrać się w garść, załatwić formalności związane z wyjściem ze szpitala, a potem ochłonąć i sprawdzić, w jakim stanie jest Marc. Starała się nie dramatyzować, przecież prawie zawsze myśli kłębiące się w głowie są gorsze od rzeczywistości. Być może będzie tak i tym razem. Nie można się zamartwiać na zapas, bo nic to nie da. No może poza kilkoma siwymi włosami na głowie.

Kiedy już oficjalnie była wolna i mogła udać się do domu, ruszyła w stronę oddziału, na który pokierowała ją pielęgniarka z recepcji. Szpitalny korytarz wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Raz na jakiś czas mijał ją personel z łóżkiem, na którym przewożony był jakiś chory. Być może minęła właśnie swojego narzeczonego i nawet nie była tego świadoma. Przecież jeśli zapadł w śpiączkę to z pewnością jest cały poturbowany po wypadku. Być może nawet nie będzie w stanie go rozpoznać. Przerażała ją ta myśl, cała ta sytuacja i miejsce, w jakim się znalazła. Ale musiała stawić temu czoła, bo nie było innej możliwości. Chociaż w zasadzie... inna możliwość właśnie czekała na nią w samochodzie z otwartymi ramionami, gotowa by ją wesprzeć w każdej sytuacji i obdarzyć bezwarunkową miłością. Co więcej, inna możliwość była w stanie cierpliwie czekać, aż będzie na nią gotowa. Czy można sobie wyobrazić tak bezwarunkowe uczucie? W głębi serca wiedziała, że na nie nie zasługuje, ale z drugiej strony chwilami miała wrażenie, że zaczyna coś czuć do Dana. Ale to było totalnie nie na miejscu w tej sytuacji. Nie może przecież za plecami Marca będącego w śpiączce kręcić z innym facetem, na dodatek przecież Marc wyraźnie powiedział, że by sobie tego nie życzył. Pewnie obudzi się za kilka dni i wszystko będzie dobrze. No może nie do końca dobrze, bo przecież Dan się wtedy załamie... Każde potencjalne rozwiązanie tej sytuacji było złe. I miała wrażenie, że to ona była głównym powodem tego zła. Musiała więc chociaż w niewielkim stopniu zrekompensować się im obu za to, co ich spotkało.

Po przejściu z jednego oddziału na drugi i przejechaniu upiornie trzęsącą się windą sprzed jakichś 40 lat, była już we wskazanym jej miejscu. Sala numer 8, to tu miał znajdować się Marc. Wzięła głęboki wdech i spojrzała przez uchylone drzwi, czy aby na pewno to właściwa sala. Jej oczom ukazał się niewielki pokój ze ścianami pokrytymi chłodną bielą. Znajdowały się w nim 3 łóżka, ale dwa z nich były puste. Pokój był ciemny, jakby słońce straciło ochotę się do niego wdzierać. Przez szybę okna widać było niewielkie listki drzewa, a jego drobne gałązki delikatnie w nią uderzały. Wreszcie spojrzała w lewo na trzecie z łóżek, na którym bez wątpliwości leżał jej mężczyzna. Wyglądał, jakby po prostu spał. Na twarzy miał kilka drobnych ran, jednak nie wyglądało to aż tak źle, jak w jej wyobrażeniach. Sprawiał wrażenie, że zaraz się obudzi i obdarzy ją pocałunkiem, uśmiechnie się na jej widok i usiądzie na brzegu łóżka, aby z nią porozmawiać. Wiedziała jednak, że tak się nie stanie. Nie miała pojęcia, jak głębokie były jego obrażenia. Oczywiście, mogła sprawdzić. Mogła też spojrzeć na kartę przyczepioną do jego łóżka, jednak była zbyt zestresowana. Nie chciała wiedzieć, co mu teraz grozi. Wszystko i tak sprowadzało się do jego ewentualnej śmierci, czy istotne więc było czym spowodowanej? Wiedziała przecież, że tylko i wyłącznie jej głupotą i pochopnością. Z drugiej strony nikt nie kazał mu przecież za nią biec. Ale pokazał tym, że mu na niej zależy. Chciał jej wyjaśnić zaistniałą sytuację. Z pewnością tak było. Ona jednak zachowała się jak mała dziewczynka. Zamiast go wysłuchać, wolała uciekać. Od problemów przecież nie da się uciec. Miała niebywałą szansę właśnie się o tym przekonać. Nigdy więcej nie podejmie kolejnej próby ucieczki. Życie ją tego nauczyło, szkoda że tak późno...

Spojrzała na powoli unoszącą się i opadającą klatkę piersiową Marca. Zwykła na niej sypiać i się do niej przytulać, a nie obserwować z przerażeniem, czy aby weźmie następny oddech. Widziała, że brał je z trudnością. Pewnie ma pełno urazów wewnętrznych, które sprawiają mu potworny ból. Chociaż może dzięki śpiączce niczego nie czuje.

Podeszła bliżej łóżka i nieśmiało złapała go za dłoń. Potrzebowała jego bliskości, jednak nie było na nią szans w tej sytuacji. Delikatnie przesuwała palcami po jego ręce. Wpatrywała się w jego spowitą snem twarz, w jego spokojne powieki. Tak bardzo chciała, aby je teraz otworzył i aby znów spojrzało na nią dwoje błękitnoniebieskich oczu. Przecież miała mu do przekazania bardzo ważną nowinę. Marc będzie ojcem. Musi się obudzić. Musi żyć dla niej i dla ich dziecka.

Wzrok pełen pożądaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz