Utrapienie

2.8K 153 16
                                    

     Oparła się o drzwi, dalej nie wiedząc, czy dobrze zrobiła. Nigdy nie była tak wybuchowa, zawsze unikała kłótni, więc nie miała pojęcia, co w nią wstąpiło. W zasadzie zaczynała coraz bardziej żałować tego, co powiedziała, ale było już po fakcie. Marc przecież też nie potraktował jej najlepiej.

     Postanowiła nic sobie z tego nie robić i iść spać jak gdyby nigdy nic. Zmierzała w stronę łóżka, które wyglądało, jakby na nią czekało. Nie będzie płakała po rozstaniu, jak inne kobiety. W końcu się wyśpi, a potem będzie się cieszyła swobodą i wróci do swoich dawnych sobotnich zwyczajów, za którymi zaczęła już tęsknić.

     Położyła głowę wygodnie na poduszce i zamknęła oczy. Sen przyszedł szybko, jednak przyśnił jej się Marc. I wcale nie był sam. Szybko znalazł sobie pocieszenie w ramionach innej kobiety. Tej, którą widziała wtedy w biurze. Camila z zalotnym uśmiechem przesuwała się do niego, ukradkiem spoglądając na Melanie z wyrazem triumfu. W kobiecie aż się zagotowało, ale przecież się rozstali. Sama tego chciała i nie będzie się teraz poniżać. Przecież nie chciała do niego wracać. Mimo tego ten widok nie należał do najprzyjemniejszych, nie była w stanie oderwać od nich wzroku.

     Nie chcąc dłużej psuć sobie humoru, odwróciła się. Zdziwiła się, bo przed nią stał Dan. Wyglądało na to, że podświadomość płatała jej figle i podsuwała kolejne możliwe scenariusze. Mężczyzna objął ją i pocałował z takim spokojem w oczach, że nie mógł to być ich pierwszy pocałunek. Spojrzała na ich splecione dłonie. Na jej palcu serdecznym był pierścionek. Nie widziała go nigdy wcześniej, nie miała przecież takiego. Spojrzała pytająco na Dana.

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że zgodziłaś się za mnie wyjść - powiedział zachwycony.

     Co się tutaj działo? Pogubiła się we własnych myślach. Wiedziała, że są pogmatwane, podobnie jak u każdej kobiety, ale bez przesady.

     Mimo, że to był sen i miała świadomość, że nic tu nie jest prawdą to stała jak zamurowana. Brakowało tylko radosnych pociech, biegnących prosto w jej ramiona. Albo ewentualnie w ramiona taty, czyli któregoś z nich.

     Spojrzała na Marca. Mogła mu się przyglądać bez skrępowania, przecież to tylko sen. Tu można wszystko. Podeszła więc do niego, ale nie zauważył jej. Zaczęła go wołać, ale nie zobaczyła nawet cienia reakcji. Była dla niego niewidzialna, a Camila wręcz przeciwnie. Poczuła ukłucie złości. Serce zaczęło jej szybciej bić, a oczy zaszkliły się łzami. Odwróciła się. Mimo tego, że jej nie widział, starała się ukryć przed nim swoje łzy. Za nią za to stał Dan, który dalej się uśmiechał, jak gdyby nigdy nic. Był taki jak zwykle. Normalny, miły, serdeczny. Lubiła go, ale nigdy nie oczekiwała od niego czegoś więcej. On chyba wręcz przeciwnie, był gotowy poświęcić dla niej wszystko. Melanie z początku sądziła, że sen to jakieś odzwierciedlenie jej sytuacji i tego, że musi wybrać, ale myliła się. Właśnie zdała sobie sprawę z tego, że już wybrała. Straciła Marca, sama go porzuciła prosto w szpony Camili. A Dan dalej czekał na nią z otwartymi ramionami. Co za paradoks. Chciała tego, co sama odrzuciła, a teraz nie mogła już tego odzyskać. Ale spokojnie - pocieszała się - to tylko sen. Rzeczywistość we śnie jest zawsze jakaś zagmatwana. Za kilka minut się obudzi i wszystko będzie po staremu. I faktycznie tak było.

     Przetarła oczy i ucieszyła się, że wszystko zniknęło. Mogła odetchnąć z ulgą, jednak przemyślenia nie dawały jej spokoju. Ten sen będzie za nią chodził cały dzień.

     Usiadła okrakiem na krześle i czekała, aż zagotuje się woda w czajniku. Za oknem śpiewały ptaki, jednak nie miała nastroju na słuchanie świergolenia, więc odrazu zamknęła okno. Nastąpiła błoga cisza, którą przerwało pukanie do drzwi. Kto tym razem? - Pomyślała zirytowana i poszła otworzyć. Jej oczom ukazał się kawałek jej snu, przed drzwiami stał Dan. Oby tylko sen nie zaczął się spełniać.

- Cześć, pomyślałem, że przyda ci się towarzystwo, nawet jeśli sądzisz inaczej. Słyszałem rano jak się z kimś kłóciłaś - zrobił zmieszaną minę i zajrzał do środka mieszkania z nadzieją, że nie będą dłużej stali w progu.

     W tym samym momencie czajnik zaczął gwiazdać, więc chcąc czy nie chcąc Melanie musiała go wpuścić i iść do kuchni. Zaparzyła sobie i jemu mocną kawę, bo chciała w końcu postawić się na nogi.

- Co słyszałeś? - Spytała zażenowana.

     Pewnie połowa sąsiadów ją słyszała. Nie będzie wychodzić z domu przez następne dwa tygodnie, albo i więcej.

- W zasadzie nic, tylko głosy. Nie musisz mi nic mówić, to nie moja sprawa. Tylko chciałem cię pocieszyć w razie czego - potarł ręką jej ramię, żeby dodać jej otuchy.

     Poczuła dreszcze, które rozchodziły się po jej całym ciele od miejsca, gdzie jego ciepła dłoń ją dotykała.

- Jak widzisz mam się dobrze - odparła ze sztucznym uśmiechem.

     Nie lubiła, kiedy ktoś wiedział o niej więcej, niż pozwalała na to jej strefa bezpieczeństwa. Wolała być bardziej skryta i niezależna.

- Taką miałem nadzieję, ale widzę, że coś jest nie tak. Może dobrze by ci zrobił jakiś wypad? - Rzekł troskliwie. - Co ty na to, żebyśmy się gdzieś razem wybrali tak dla zabicia czasu?

     Melanie przez chwilę zastanawiała się, czy się nie przesłyszała, a potem myślała nad odpowiedzią. Z jednej strony nie miała na to najmniejszej ochoty i wolałaby być sama, a z drugiej dawno nigdzie nie była. Nie licząc ostatniego wypadu z Markiem

- Chętnie - odparła.

Wzrok pełen pożądaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz