Rozterek ciąg dalszy

121 7 0
                                    

Melanie zaschło w gardle. Co powinna w tej sytuacji powiedzieć? Przecież nie chce jeszcze bardziej krzywdzić Dana. Niewątpliwie coś do niego czuła, ale nie była jeszcze pewna jak to nazwać. Nie mogła dopuścić do tego, żeby się o tym dowiedział, bo to mogłoby go później zniszczyć. A przecież nie zasługiwał na takie cierpnie. W każdej możliwej sytuacji okazywał jej ogromne wsparcie, chociaż przez wzgląd na jego wrażliwość z pewnością niejednokrotnie go to przerastało. Nie dawał jednak tego po sobie nigdy poznać.

W tej chwili refleksji Melanie rozejrzała się po pokoju. Jeszcze przed chwilą wydawał się on dla niej chłodny i obcy, jednak od momentu, w którym zjawił się Dan, przestało mieć to jakiekolwiek znaczenie. Wraz z jego przyjściem pojawiła się atmosfera ciepła i spokoju. Już nie czuła się jak osoba leżąca w szpitalu, walcząca o to, jak będzie wyglądała reszta jej życia. Chociaż w zasadzie teraz też musiała o tym zdecydować i powiedzieć to, co myśli Danowi. Albo chociaż to, co by chciała, żeby od niej usłyszał w tym momencie. Musiała być ostrożna.

- Dan... - Spojrzała mu w oczy szukając odpowiednich słów. - Ja...
- Wiem, Melanie. Nie musisz wcale odpowiadać. Chcę tylko, żebyś przemyślała to, co właśnie powiedziałem. Nie będę zawracał ci teraz głowy. Wiem, że pewnie chcesz odszukać narzeczonego. - To ostatnie słowo ledwie przeszło mu przez gardło. Wstał i oddalił się w stronę wyjścia. Odwrócił się jednak jeszcze na chwilę, a kosmyk jego ciemnobrązowych oczu opadł mu na czoło. - Wiem, że pewnie dziś wychodzisz. Będę czekał w aucie pod szpitalem i zabiorę cię do domu.
- Nie wiem, jak długo mi to zajmie. Poradzę sobie, nie musisz na mnie czekać.
- Nieistotne. I tak będę czekał. - Mrugnął do niej przyjaźnie, choć gest ten przepełniony był smutkiem. Pewnie miał nadzieję, że jak tylko powie Melanie, że ją kocha to kobieta odpowie mu tym samym. Nie miał prawa jednak tego oczekiwać i zdawał sobie z tego sprawę. Postanowił nie zwalczać swoich uczuć, tylko czekać i mieć nadzieję. Chociaż gdyby się dłużej zastanowić, na co nadzieję miałby żywić? Na to, że Melanie go zechce? Ale przecież byłoby to jednoznaczne ze śmiercią Marca. A życzenie komuś śmierci nigdy nie było i nie będzie w stylu Dana. Wiedział jednak, że nie ma zamiaru próżniować i wykorzysta ten moment, póki jego rywal jest w szpitalu. Nie będzie wiecznie stał w jego cieniu. Nieważne, że ta sytuacja jest nie fair względem drugiego mężczyzny. Gdyby było odwrotnie, tamten nawet by się nie zastanowił nad dobrem Dana, tylko walczyłby o to, czego pragnie. Tak też postanowił Dan.

Powłócząc nogami udał się w stronę swojego samochodu. Czekał na niego zaparkowany, tuż przy ceglanej ścianie szpitala porośniętej gęstym bluszczem. Spokój tego miejsca był dołujący. Było ponuro, a z nieba zaczęły lecieć pojedyncze krople deszczu. Mężczyzna zdawał sobie sprawę, że ostatnio jego życie polegało na ciągłym czekaniu na choć odrobinę uwagi od Melanie, więc i tym razem postanowił, że zaczeka tak długo, ile będzie trzeba. Z tyłu głowy miał myśl, że Melanie po zobaczeniu w jakim stanie jest Marc będzie potrzebowała wsparcia, a jedynym wsparciem, jakie teraz mogłaby mieć był on. Nie chciał jej zostawiać samej z takim bagażem emocjonalnym. Nie chciał, żeby wracała do pustego domu, w którym nie czekałby na nią nikt poza jej przytłaczającymi myślami.

Siedział więc tak zamyślony w samochodzie, a po szybach spływały powolne krople deszczu. Zapadał zmrok, Daniel zapadł w sen, a Melanie wciąż nie było. Przyśniła mu się ich wspólna przyszłość razem z dzieckiem, którego się spodziewała. Tak bardzo chciałby mieć córkę, nieistotne, że nie łączyłyby ich więzy krwi. Kochałby ją jak swoją własną, bo przecież byłaby dla niego jak mini wersja Melanie. We śnie mieli piękny domek z uroczym ogrodem i drewnianym gankiem na którym wieczorami siedzieli rozmawiając przy zachodzie słońca, a o poranku pili razem aromatyczną kawę w akompaniamencie śpiewu ptaków. Czy można chcieć czegoś więcej od życia? Prostota jest piękna, bo skupia się nie na rzeczach materialnych, ale na osobach, z którymi idzie się przez życie. I właśnie o tym marzył Dan. Gdy się obudził było już ciemno, rzęsiste krople deszczu odbijały się od przedniej szyby samochodu, a gmach szpitala wyglądał jak wielka czarna bryła rodem z koszmaru. Melanie wciąż nie było, a on nie wiedział, ile jeszcze ma na nią czekać. I czy jego czekanie ma jeszcze jakikolwiek sens. Ale zaczeka i tym razem, bo wciąż ma nadzieję, że jego życie będzie wyglądało jak ze snu. Trzeba tylko przeczekać chwilową burzę.

Wzrok pełen pożądaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz