Szok

3.5K 198 6
                                    

   Rysy Daniela nagle stały się bardziej surowe, a oczy pociemniały. Zawsze był bardzo opanowany, co imponowało Melanie, jednak teraz nie był w stanie powstrzymać nadchodzącego wybuchu złości.
- Zgwałciłeś ją? Odpowiedz mi kiedy cię pytam.
Marc był zmieszany. Stwarzanie pozorów, że nic się nie stało przestało być skuteczne. Musiał wymyślić coś innego.
- Nie znasz kobiet? Kiedy mówią, że nie chcą, a tak naprawdę chcą... 
- Wyobraź sobie, że nie znam się na kobietach tak dobrze jak ty, ale moja wiedza wystarcza, żeby stwierdzić, że jeśli kobieta mówi "nie" to znaczy, że nie chce. - Spojrzał troskliwie na Melanie, która czuła się trochę jak mała dziewczynka.
To była tylko i wyłącznie jej sprawa, a teraz kłóciło się o to dwóch mężczyzn. Miała ochotę wyjść i zapaść się pod ziemię. Przecież jej to minie, da sobie z tym radę. Tylko niech już o tym nie rozmawiają, bo to dla niej strasznie krępujące.
   Dan jakby wyczytał jej z oczu, co o tym myśli, bo postanowił sam załatwić tą sprawę. Nie chciał kłócić się przy niej, bo to tylko pogarszało sytuację. Wstał i zwrócił się do Marca:
- Chodź, załatwimy to na osobności. - Powiedział szeptem tak, żeby Melanie nie usłyszała. Przecież potrzebowała spokoju. - Chyba, że już straciłeś resztki honoru.
- Nigdy nie brakowało mi honoru. A ty nie udawaj takiego bohatera. Rozwalę cię jednym uderzeniem. - Pogardliwie spojrzał na Dana, który jednak był nieco wyższy od niego.
Dan doskonale wiedział na co stać Marca. Już raz miał ochotę się o tym przekonać.
- Nie denerwuj się, idę tylko dopilnować, żeby tu nie wrócił i żebyś nie musiała więcej go widzieć. - Rzucił krótko, stojąc w drzwiach.
   Kiedy był już pewien, że kobieta go nie widzi wyszedł ze szpitala i zaprowadził Marca w miejsce, gdzie nie będą widoczni. Teraz to on był panem sytuacji. Odwdzięczy mu się za całe zło, które wyrządził Melanie. Za każdą łzę, która popłynęła z jej pięknych oczu.
- Nadal jesteś taki pewny siebie? - Spytał, zbliżając się do Marca i złapał go za kołnierz od płaszcza. Pociągnął go na tyle mocno, że Marc miał wyraźny problem z oddychaniem.
- Zawsze byłem i zawsze będę pewny siebie. Ludzie sukcesu już tak mają - rzekł na przekór, próbując uwolnić się z silnego uścisku Dana.
- Jak dla mnie nie jesteś człowiekiem sukcesu tylko zwykłym zwyrodnialcem, który nie potrafi szanować kobiet. Od początku miałem przeczucie, że stanie się coś złego. Dlaczego nie poszedłem do niej wcześniej? - Zaczął się zmartwiać zupełnie jakby to była jego wina.
Marc skorzystał z chwili jego nieuwagi i wyrwał mu się. Zanim Dan zdążył się zorientować, był już przyciśnięty do muru.
- Myślisz, że masz przewagę? Może w innych sprawach, ale nie jeśli chodzi o Melanie. - Dan wysyczał mu prosto w twarz.
Jednym ruchem odchylił się od ściany i uderzył Marca z pięści w twarz. Widział jakie zdziwienie malowało się w jego oczach. Pewnie myślał, że Dan nie okaże się na tyle odważny, żeby to zrobić. Mylił się, bo uderzył go też drugi raz. I kolejny.
   Marc złapał się ręką za bolące miejsce. Zobaczył, że z rany sączy się krew. Chciał mu oddać, ale był już za słaby. Mimo tego podejmował liczne, desperackie próby, lecz każda z nich kończyła się chybieniem. Mężczyzna chwiał się na nogach, co nie pozwalało mu dokładnie obrać celu. Zamknął na chwilę oczy, aby odzyskać klarowność obrazu, ale nawet to nie pomogło. Był na granicy szału i załamania. Jak to możliwe? Przecież nikt nie ma prawa z nim zadzierać. Zaraz pokaże temu "kochasiowi" Melanie gdzie jego miejsce. Z całej siły zamachnął się pięścią, jednak Dan miał świetny refleks. Marc nie dość, że nie trafił to jeszcze wylądował na ziemi.
- Jeszcze ci mało? - Spytał Dan stojąc nad nim i patrząc na niego z politowaniem.
- Lepiej miej się na baczność. Dopadnę cię. - Zagroził, plując krwią.
- Chyba chciałeś powiedzieć o sobie. Bo ta sprawa skończy się dla ciebie na policji.
- Jeszcze zobaczymy. Przeceniasz swoje siły.
- Doprawdy? Myślę, że może jeszcze tego nie widzisz, ale to ty jesteś tu na przegranej pozycji. - Dan próbował go uświadomić, nieświadomy tego, co zaraz usłyszy.
- Kochasz Melanie? Bo tak mówiłeś. - Marc nagle zmienił taktykę.
- Tak. Miałem nadzieję, że cię to tak męczy.
- W takim razie będziesz musiał żyć ze świadomością, że ona jest w ciąży ze mną. Może nawet będziesz miał przyjemność wychowywać moje dziecko. - Uśmiechnął się pod nosem. Lubił, kiedy ostatnie słowo należało do niego.
Widział, że te słowa były dla Dana ciosem prosto w serce. Może to on wróci dziś do domu poobijany, ale to dla Dana następne dni, tygodnie, a nawet miesiące będą udręką i patrzeniem na kolejne etapy ciąży Melanie. Oczywiście jeśli ona wogóle jest w ciąży. A to akurat było wątpliwe. Jednak o tym Dan nie musiał wiedzieć...

Wzrok pełen pożądaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz