Kto dzwoni?

2.7K 147 16
                                    

   Obudziła ją dzwoniąca komórka Marca. Leżała tuż obok niej na półce, a jej właściciel jak się okazało brał właśnie poranny prysznic, więc nie był w stanie jej usłyszeć. Melanie nie miała w zwyczaju odbierania cudzych telefonów. Postanowiła więc, że go zignoruje i odda się słodkiej drzemce jeszcze na conajmniej kilkanaście minut. Sen jeszcze nikomu nie zaszkodził, a wtykanie nosa w nie swoje sprawy tak. Niestety nie było jej dane jeszcze pospać, bo komórka ponownie się rozdźwięczała. Kobieta zerknęła na ekran. Widniał na nim jakiś nieznany numer. Zainteresowana tym faktem postanowiła zrobić odstępstwo od swojej reguły i odebrać. Choćby po to, żeby usłyszeć głos człowieka, który tak gorączkowo wydzwania przed 7 rano.

- Halo? - Powiedziała cicho, aby w razie czego Marc jej nie usłyszał. Zachowywała się trochę idiotycznie.
- Kto mówi? Melanie? - Zdziwił się męski głos po drugiej stronie. Słychać w nim było jednocześnie ulgę i smutek.
- Skąd znasz moje imię? - Spytała zdziwiona, a w głowie już zaczęły jej się układać czarne scenariusze z nią samą w roli głównej.

   Odpowiedziało jej milczenie i ciche westchnięcie. Nie miała pojęcia na czym stoi.

- Pamiętasz ten wieczór, kiedy wyznałem ci miłość, a na drugi dzień gdzieś uciekłaś, zostawiając wiadomość, że za chwilę wrócisz? Owszem, czekałem. Aż ta chwila przedłużyła się do dwóch godzin, a ciebie dalej nie było. - Wspominał zażenowany, ale po chwili dodał bardziej opiekuńczym tonem - mozesz mi powiedzieć gdzie ty w ogóle jesteś? Bo z kim to już chyba nie muszę pytać...

   Zdziwiła się. Skąd on wiedział z kim jest? I jak się do niej dodzwonił? Aaa, no tak, przecież zostawiła komórkę w domu. A na pierwszym miejscu w jej kontaktach znajdował się nie kto inny, jak Marc.

- Eee... Dan, przepraszam cię. Ja na prawdę nie chciałam cię zostawić, a już na pewno nie po tym, co powiedziałeś wtedy w nocy - wyksztusiła zakłopotana. W jaki sposób miała to szybko wyjaśnić i jeszcze tak, żeby Marc nie usłyszał?

  Wystraszyła się, bo w łazience nagle zrobiło się cicho. Albo ją usłyszał, albo już wychodził. Nie wiedziała, co było gorsze. Przecież, jeśli się dowie, że rozmawia z Danem, albo że wyznał jej miłość to wpadnie w szał. Wróci do domu choćby po to, żeby obedrzeć go ze skóry. Nie chciała być niemiła, ale musiała to załatwić jak najszybciej, jeśli miała na uwadze dobro ich obu.

- Dan, ja muszę już kończyć. Wrócę dzisiaj i wszystko ci wyjaśnię. Daję słowo.

   No tak, ale co ona mu wyjaśni? Że Marc jej się oświadczył i że pojechali na drugi koniec kraju tylko po to, żeby...  No właśnie, żeby co? Nie może mu tego powiedzieć. Przecież Dan by się załamał.

- Wiem, nie chcesz żeby ten sukinsyn wiedział, że dzwoniłem. Ale dopilnuję, żeby się dowiedział. Zabieranie ciebie bez uprzedzenia nie jest w porządku. Szczególnie po tym, co ci zrobił. Założę się, że nawet nie wiesz gdzie jesteś? - Dał jej kilka sekund na odpowiedź, jednak słychać było, iż z góry zakładał, że Melanie nie ma zielonego pojęcia. - Przecież to równie dobrze może być porwanie - zaniepokoił się, jednak kobieta pod presją ukróciła jego rozważania.

- Jestem tutaj dobrowolnie. A teraz wybacz, naprawdę muszę już kończyć. I proszę, nie dzwoń więcej pod ten numer - oznajmiła gorączkowo. Nie chciała być dla niego taka chłodna i obojętna, ale musiała.

   Jego gorycz w tym momencie była wyczuwalna na odległość. Miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle. Dlaczego własne raniła mężczyznę, który z miłości był dla niej w stanie zrobić wszystko? A do tego przez cały czas jej to udowadniał. Ale ona oczywiście musiała wybrać na przekór wszystkiemu. Dlaczego wolała Marca, który tak ją potraktował, a do tego przyznał jej się, że ma problem z narkotykami? Nie była w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie. Czasami nie rozumiała samej siebie.

- Dobrze, ale obiecaj, że nic ci się nie stanie - dodał troskliwie. - Jeśli nie dasz znaku życia do wieczora, dzwonię na policję.

- Nie martw się, wszystko będzie dobrze - zapewniła.

- Chciałbym w to wierzyć...

   Melanie nacisnęła czerwoną słuchawkę i nerwowo odłożyła telefon na swoje miejsce. Miała tylko nadzieję, że Marc nie będzie sprawdzał historii połączeń. Przecież dlaczego nagle miałby to robić? Chyba, że ją usłyszał, ale sądziła, że to raczej mało prawdopodobne.

   W tym samym momencie, kiedy zgasł ekran komórki, do pokoju wszedł Marc w samym ręczniku i z mokrymi włosami.

- Dzień dobry, księżniczko. Wybacz, że cię obudziłem. - Zaczął się ubierać, nie czekając na jej reakcję. - Radzę ci się już ubrać, bo za dwadzieścia minut wyjeżdżamy.

   Super, pomyślała. Nie zabrała ze sobą praktycznie niczego. Pewnie wygląda jak zombie. Aż wstyd jej się było pokazywać przed Markiem.

   Wyskoczyła z łóżka jak oparzona i pobiegła do lusterka. Tam próbowała ogarnąć jakoś swoje sterczące włosy, które najwyraźniej nie miały zamiaru z nią współpracować. Uczesała więc kitkę, a twarz przemyła letnią wodą. Nie ma to jak bycie naturalną, stwierdziła ironicznie, ani trochę niezadowolona z tego faktu. Pozbierała ubrania, leżące wokół łóżka, jednocześnie przypominając sobie, co się wczoraj wydarzyło. Na samą myśl zrobiło jej się głupio. Ubrała się w łazience, a potem wyszła i spojrzała na Marca, jednak on jak zwykle był czymś rozbawiony.

- Dzisiaj już nie dostąpię tego zaszczytu? - Spojrzał na nią z błyskiem w oku.

- Jakiego zaszczytu? - Zapytała zdziwiona.

   Odpowiedział jej tylko jego znaczący uśmiech i spojrzenie, które dokładnie wiedziało, czego chce. Oprzytomniała.

- Nie, wczoraj miałeś święto. Chyba nie muszę mówić, że święta zdarzają się raz na rok...

   Wraz z jej odpowiedzią, opadł jego cały entuzjazm. Zaczął udawać załamanego, żeby dalej z nią pogrywać.

- No wiesz, ja tam lubię częściej obchodzić święta.

- Jedźmy już - nie chciała ciągnąć tego niekomfortowego tematu.

- Jak sobie życzysz, pani. Jesteś ostatnio jakaś dominująca. To tylko chwilowa potrzeba czy tak już zostanie? - Udawał zaniepokojonego. Dalej sobie z niej żartował.

- Jeśli dalej będziesz się nad tym zastanawiać to nic nie zostanie. Radzę ci już wychodzić, bo podobno się spieszymy. - Ponagliła go.

- Masz rację, to było by straszne. W takim razie w drogę. - Zerknął po raz ostatni na ten pamiętny pokój i zamknął za nimi drzwi.

Wzrok pełen pożądaniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz